Margaret

376 19 0
                                    


Carlisle :

Syn i dziewczyna zeszli po schodach. Margaret przyjaźnie się do nas uśmiechała. Usiedli na kanapie, a my w naprzeciw stojących fotelach. Edward trzymał swoją ukochaną za dłoń.
- Margaret, nie mieliśmy dotąd czasu, żeby normalnie porozmawiać. Może opowiesz nam coś o sobie? - spytałem i posłałem jej promienny uśmiech.
- Urodziłam się w 1880 w Sydney, moi rodzice byli piekarzami. Pewnej nocy, w moje siedemnaste urodziny wyszłam z domu, pomimo zakazu matki. Gdy wracałam do mieszkania, zza rogu wyskoczył wampir. Nie czekając, ugryzł mnie i uciekł. Myślałam, że ta bestia będzie chciała mnie zabić, jednak jej było obojętne czy żyję. Leżałam na ulicy przez całą noc, aż ktoś wziął mnie na ręce i zniósł do ciepłego pomieszczenia. Wiedziałam tylko tyle, że ta osoba również była tak samym potworem, jak ten, który mnie zmienił . Nie odezwała się do mnie słowem, a po czterech dniach rozpłynęła się w powietrzu. Ślad po niej zaginął. Jednak  byłam jej bardzo wdzięczna. Ja także opuściłam rodzinne miasto. Zamordowałam już trzy osoby i nie chciałam powodować większych strat. Przez kilka lat mieszkałam w lesie, gdzie zabijałam bezdusznych kłusowników - ciągnęła z zamkniętymi oczami, zapewne przeżywając wszystko od nowa.
Dziewczyna od nadmiaru emocji zaczęła delikatnie drżeć, Edward  jeszcze bardziej zbladł . Zapewne to jej myśli tak na niego działały.
Esme wstała z fotela i przytuliła do siebie Margaret. Tamta otworzyła oczy ze zdziwienia, ale odwzajemniła uścisk i było widać, że jest jej teraz znacznie lepiej. Moja Anielica delikatnie glaskała ją po głowie. Esme już taka była, chciała dla każdego jak najlepiej i nienawidziła cierpienia. Westchnąłem na widok jej czułości. Nigdy nie spotkałem równie pięknej jak i troskliwej wampirzycy. Po kilku minutach ukochana puściła Margaret, ale nie wróciła na swoje miejsce, tylko zasiadła obok dziewczyny, żeby dodać jej otuchy.
- W końcu postanowiłam wyjść z ukrycia. Zamieszkałam w małej wiosce. Znalazłam sobie miejsce w domu, jakieś śmiertelniczki. O dziwo potrafiłam zapanować nad pragnieniem. Wiedziałam, że nie mogę skrzywdzić mojej gospodyni, gdyż była dla mnie zawsze bardzo miła i wyrozumiała. Niestety inni ludzie nie byli obdarowani takim samym charakterem. Szybko pożegnali się z życiem. Mieszkałam tam przez kolejny wiek . Pamiętam, to był rok 1997. Ile wtedy było nowości, jaka technologia. Wszystkie nowe wynalazki były wprowadzane w życie. Nie mogłam się nadziwić jak zwykły człowiek był w stanie je skonstruować. Gdy postanowiłam trochę powędrować po kontynencie, spotkałam Diego i Vincenta. Oni także postanowili znaleźć sobie jakiś inny dom. Szybko się zaprzyjaźniliśmy, a gdy znaleźliśmy chatę nad oceanem, zamieszkaliśmy tam razem. Właściwie od tamtego czasu mało co się zmieniło. Po tych kilkunastu latach, pojawiłeś się ty, Edwardzie - rzekła i spojrzała mojemu synowi w oczy - trochę na ciebie czekałam, ale było warto - dodała i pogłaskała go po twarzy.
Edward zamknął na chwilę oczy, wstał, a następnie złapał ukochaną za dłoń i przyciągnął ją do siebie.
- Musimy cię nauczyć polować na zwierzęta - oznajmił.
- Mam ci pomóc? - spytałem.
- Nie, dziękuję Carlisle. Skoro Margaret mówi, że potrafi powstrzymać się od ludzkiej krwi, to ja jestem pewny, że sobie poradzi - odpowiedział.
- Tylko uważajcie - dodała Esme - nie odchodźcie daleko, kochani.
- Dobrze Esme, będziemy się trzymać szlaku.

Młodzi ubrali kurtki i wyszli na zewnątrz.
- I jak? Podoba Ci się? - zapytała Anielica.
- Wydaje się, że to dobra dziewczyna. Tak jak mówił Edward, jest urocza i miła - odpowiedziałem, a następnie usiadłem obok Esme na kanapie. Ona patrząc na mnie, położyła drobną dłoń na moim torsie i popchnęła mnie do tyłu, tak że opadłem równolegle do oparcia. Nie wiedziałem co robi, ale zaśmiałem się cicho. Kobieta przysunęła się do mnie i położyła swoją klatkę piersiową na mojej . Jej twarz była tuż nad moją. W końcu Esme schyliła głowę i złożyła na moich ustach  gorący pocałunek. Odwzajemniłem go. Po chwili stały się one bardziej namiętne, ale każde z nas miało wszystko pod kontrolą. Położyłem dłonie na jej plecach i zacząłem je delikatnie głaskać. Usłyszałem westchnięcie i ciepły oddech na moich wargach. Uniosłem powieki i ujrzałem piękne, złociste oczy, otoczone milionami rzęs . Leżała na mnie i patrzyła na moją twarz, jakby podziwiała każdy jej szczegół.

Esme :

Leżałam na moim ukochanym i przyglądałam się jego pięknej twarzy. Czy on w ogóle wiedział jaki jest przystojny?! Nie mogłam oderwać od niego wzroku. On także patrzył na mnie uważnie. Położyłam głowę na jego piersi. Nie słyszałam bicia serca , ale wiedziałam, że tam jest. Dłonią gładziłam jego umięśniony tors, a on wykonywał tą samą czynność na moich plecach. Czułam przyjemne ciepło w każdym miejscu, gdzie położył swoje ręce. Odpoczywaliśmy tak kilka godzin. Mimo, że nie rozmawialiśmy, czuliśmy się dobrze, była to dla nas forma relaksu. Nagle  usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi. Zeszłam z ukochanego i usiadłam już normalnie. Poprawiłam  pogniecioną sukienkę i włosy, które zapewne były  potargane. Carlisle też się podniósł i usiadł obok mnie. Przejechał dłonią po swoich blond pasmach i już wyglądał perfekcyjnie. Jak on to robił? Po chwili, do salonu weszli młodzi. Byli uśmiechnięci od ucha do ucha, więc wnioskowałam, że polowanie wyszło pomyślnie.
- I jak wam poszło? - spytał za mnie blondyn.
- Świetnie! Wiecie, że Margaret jest ode mnie szybsza?! Nie mogłem jak dogonić, tak pędziła - powiedział i wyciągnął ramię, żeby przyciągnąć swoją ukochaną - Była bardzo głodna, bo zapolowała na niedźwiedzia, sarnę i lisa. Muszę przyznać, że ma talent. Powaliła te zwierzęta w mrugnięciu oka. - tłumaczył z podziwem. Jego dziewczyna spuściła wzrok, speszona komplementami.
- A wiecie co jest najlepsze? - ciągnął syn Carlisle'a - no, powiedz im, kochanie - zwrócił się do Margaret.
Ta podniosła wzrok i oznajmiła.
- Krew zwierzęca nie jest taka zła, jak sądziłam. Uważam, że jest prawie równie smaczna, co ludzka. Dlatego chętnie przystanę na waszą dietę.
- To cudownie! - wykrzyknęłam i uściskałam dziewczynę.
- Tak, to bardzo dobra wiadomość. Gratuluję - rzekł uśmiechnięty Carlisle.
Edward chwycił ukochaną w pasie i zniósł do swojego pokoju. Po chwili dotarły do nas pierwsze takty muzyki, puszczanej z radia. Pewnie tańczyli, przytuleni do siebie.
Odwróciłam się i zobaczyłam jak MÓJ ukochany kiwa się zgodnie z rytmem piosenki. Podszedł do mnie i przyciągnął do siebie . W rezultacie uderzyłam nosem o jego ramię. Zachichotał, a następnie położył mi jedną rękę w talii, a drugą trzymał moją dłoń. Zaczęliśmy się delikatnie bujać.
- Carlisle - szepnęłam - ja nie umiem tańczyć.
- To bez znaczenia. Nauczę cię - odparł i musnął wargami płatek mojego ucha.
Po raz kolejny dotarło do mnie , jak bardzo go kocham.

Esme - Carlisle "Miłość na wieki..." Onde histórias criam vida. Descubra agora