61. Zrobię wszystko, by być przy tobie.

1.4K 203 117
                                    

Media: Birdy - Wings. 


Stwierdzenie, że w życiu Oskara zagościł spokój byłoby okropnym kłamstwem. Nerwy osiągnęły taki punkt, że nie potrzebował już kofeiny, by być rozbudzonym, by drżały mu ręce. Krystian uparł się, że zacznie poić go melisą, ale on tylko zbywał go przelotnym burknięciem.

– Jest tyle do zrobienia, nie ma czasu na takie bzdury.

Nie dało się ukryć, że w jednym miał rację, wiele było przed nim, a kłody pod nogi zostały mu położone już w szpitalu.

– Jest pan z rodziny? – zapytał młody lekarz, wychodząc z sali Daniela, akurat w momencie, gdy zdyszany brunet chciał tam wejść.

Oskar w pierwszej chwili kompletnie nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Nie sądził, że po tym wszystkim powiązania rodzinne będą stanowiły jakikolwiek problem.

– Właśnie go wyciągnęliśmy stamtąd. Ja, on... my...on ma tylko mnie, my jesteśmy ...

– Pan chyba nie rozumie. Proszę mi powiedzieć czy jest pan z rodziny. Otrzymaliśmy od policji informacje, że jest niepełnoletni, nie możemy do niego wpuszczać osób niespokrewnionych.

Oskar zacisnął dłonie w pięści.

– Więc nie wpuścicie nikogo, bo jego rodzina w dupie ma jego los!

Lekarz pozostawał niewzruszony.

– Przykro mi, ale takie są procedury.

Oskar opadł na niedużą ławeczkę tuż przy ścianie. Ukrył twarz w trzęsących się dłoniach, starając się zapanować nad impulsem, który kazał mu biec za tym lekarzem i pokazać mu dobitnie, co myśli o jego procedurach. Przecież on tam był. Tuż za ścianą i nie mógł do niego wejść? Teraz, gdy już wydawało się, że jest po wszystkim i będzie tylko lepiej? Teraz gdy go odzyskał miał znów mieć przed sobą mur stawiany przez jakieś śmieszne reguły? Żeby chociaż było jakieś pieprzone okno, ale nic. Tylko te zamknięte drzwi, których nie mógł przekroczyć.

A może by jednak? Przecież nikogo nie było na korytarzu.

Ale nie... jeśli wykona teraz jeden zły ruch, zaprzepaści wszystko na przyszłość, a kto wie, ile Daniel spędzi tu czasu. I nie mógł przecież być tu sam. Potrzebował go.

Dlatego też wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał numer detektywa. Jedynej osoby, która w tym momencie przyszła mu do głowy. Mężczyzna zjawił się niecały kwadrans potem, nalegając, by przeszli choćby do niedużej kawiarenki szpitalnej, znajdującej się piętro niżej. Tam też czekali na niego Krystian z Antkiem, o których istnieniu brunet niemal zapomniał.

– Co z nim? Co ci powiedzieli? Mówże coś, bo oszaleję! – Krystian dopadł do niego, łapiąc za ramiona. Detektyw w tym czasie spokojnym tonem zauważył, że powinni rozmawiać odrobinę ciszej.

– Nie wpuścili mnie – jęknął Oskar, siadając na jednym z krzeseł.

– Co? – Nie dowierzał blondyn, zajmując miejsce obok przy okrągłym stoliku.

– To oczywiste, pan Zeń nie jest z rodziny.

– Oczywiste? – warknął Oskar, z ledwością panując nad złością. – Uratowaliśmy go. Jego rodzina nawet nie kiwnęła palcem, ojciec...

– Niech pan się uspokoi – odezwał się detektyw, chwytając go za przedramię, gdy ten już podnosił się z krzesła. – Chyba, że woli pan zostać wyrzuconym ze szpitala.

Ukryte cienieUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum