58. Płacz jednorożca rozmiękczy nawet najbardziej zawzięte serce.

1.5K 200 124
                                    




Tamtego wieczora Krystian zasnął pod ścianą. Tak długo zwlekał z położeniem się w sąsiednim, niegdyś jego, pokoju, że w pewnym momencie po prostu zamknęły mu się oczy, a umysł przestał rejestrować to, co się wokół niego działo. Nic dziwnego, że gdy obudził się bladym świtem, czuł ból wszystkich mięśni, a w szczególności tych karku, który podczas snu ułożony był w dość niekorzystny sposób. Jedna z jego dłoni automatycznie powędrowała na tą część ciała, uciskając ją lekko. Odrzucił koc, który wziął się nie wiadomo skąd. Skrzywił się i chrząknął. Zaschło mu w gardle. W duchu wielbił wszechświat za fakt, że była sobota i to akurat ta, w którą nie musiał otwierać salonu. Oczy niemal same mu się zamykały, jakby tak naprawdę nie przespał ani minuty. Nie mógł z pewnością stwierdzić, która była godzina, gdy zamknęły mu się oczy. Wiedział jednak, że gdy robił sobie trzecią zieloną herbatę Oskar wciąż spał, pochrapując wcale nie cicho, a na zewnątrz już dawno zaszło słońce.

Musnął opuszkami palców skroń, przy której wyczuł nieznaczne pulsowanie. Czuł się jakby to on wczoraj popił, a nie ten dureń, którego wczorajsze słowa wciąż echem odbijały się od ścianek jego umysłu. Przeniósł wzrok na łóżko i zaraz zerwał się z podłogi, rejestrując, że nikt na nim nie leży.

– Oskar, jak nie nie ma cię w domu, to ja ci pokażę gdzie jednorożce mówią spierdalaj!

Gdzieś w oddali rozległo się jakby stłumione mamrotanie.

Krystian podążył za tym niewyraźnym dźwiękiem, aż do kuchni, gdzie stanął w progu i skrzyżował dłonie na piersi, przybierając surowy wyraz twarzy. Spoglądał na bruneta, który pokładał się na stole, z czołem opartym o blat. Obok niego znajdował się kubek czarnej kawy i niedojedzona kanapka z żółtym serem.

– Główcia boli? – uniósł głos bardziej z chęci niż z potrzeby.

Mężczyzna podniósł się z ociąganiem do pozycji siedzącej, ukazując całość swojej żałośnie wyglądającej osoby. Był blady, oczy miał podkrążone, powieki ciężkie, włosy w nieładzie, twarz niedbale ogoloną, na której dostrzec można było wiele pozostawionych włosków.

– Nie kopie się leżącego... – mruknął chrapliwie, chwytając za kubek, który po upiciu z niego niedużego łyku, odstawił z niechęcią najdalej od siebie. – Zrzygam się zaraz.

– Trzeba było więcej pić. Bo to na pewno dlatego, że za mało. Ja może skoczę po jakieś piwko, co? – ironizował Krystian.

Oskar westchnął i spuścił głowę, wplątując w nie palce prawej ręki.

– Przepraszam.

Blondyn skinął głową, łaskawie podchodząc do stołu.

– Nie masz przepraszać, tylko przestać pić.

Mężczyzna pokiwał głową, zbyt szybko, zbyt niedbale. Może właśnie dlatego ręka Krystiana wystrzeliła do przodu, a palce ujęły stanowczo jego policzek, by jednocześnie zmusić go do popatrzenia na siebie.

– Przestań pić.

Oskar wstał i zbliżył się do szafek.

– Chcesz kawy? Pracujesz dzisiaj? Jeśli nie to zostań i połóż się spać. Ta podłoga to nie najlepsze miejsce. Zostawię ci klucze, jak wrócę to wpadnę po nie na Kozanów...

Krystian zmarszczył brwi.

– Po pierwsze, mam wrażenie, że nic do tej twojej łepetyny nie dotarło. A po drugie... gdzie się wybierasz?

Ukryte cienieWhere stories live. Discover now