15. Niespodziewana zmiana planów.

2.6K 291 183
                                    

     Oskar o umówionej godzinie podjechał pod bramę posiadłości Rudyńskich. Musiał odrobinę nagiąć własny harmonogram pod wymóg Daniela, by pojechać w ciągu tygodnia. Zarezerwował sobie dni do piątku, przekładając wszystkie możliwe zlecenia. Tak naprawdę nie był pewien, ile im to zajmie, ale postanowił odrobinę to poprzeciągać. Można go było teraz nazwać chorym kretynem, ale liczył, że przez ten niedługi czas choć minimalnie uda mu się dotrzeć do chłopaka.

     Palcami bębnił o kierownicę, ciągle rozważając czy aby na pewno nie powinien tam wejść i wytłumaczyć się jakoś choć jego ciotce. W końcu zabierał nastolatka poza miasto, do pracy w swoim rodzinnym domu, za którą mu nie zapłaci. Zdecydowanie nie brzmiało to najlepiej. Zwłaszcza, że przecież był dla nich obcym człowiekiem, który miał niepodważalny motyw do jakichś chorych ciągot do zemsty.

     Daniel wyszedł z domu, spod zmrużonych powiek od razu dostrzegając ciemną karoserie jego wiekowego pojazdu. Skrzywił się nieznacznie, ganiąc jednocześnie za delikatne trzepoty zadowolenia, które gdzieś tam irracjonalnie ośmieliły się na krótką chwilę narodzić. Powinien był zrezygnować. Zadzwonić do niego i powiedzieć mu, że w dupie ma jego i całe to gówniane podwórko.

     Nie zrobił tego jednak. Szedł teraz wolnym krokiem, z niezmiennie zaciągniętym na głowę kapturem, z dłońmi wsuniętymi w kieszenie spodni. Godzinę temu wziął półtora pudełka tabletek. Ich największe działanie zaczęło go opuszczać, dokładnie tak jak chciał. Przecież nie mógł pozwolić, by ten znowu coś dostrzegł, by znowu zaczął pytać i wściubiać nos w nieswoje sprawy. A przecież wziąć musiał. I to więcej niż wcześniej. Dziesięć sztuk mu nie wystarczało. Potrzebował więcej, coraz więcej.

     A jeśli Natan miał rację i ten głód niedługo go pochłonie? Jeśli będzie tak silny, że nie da rady ugasić go tymi białymi maleństwami? Czytał wczoraj o kodeinie w czystej postaci. Skoro już wiedział od czego dokładnie się uzależnił, postanowił zgłębić wiedzę na ten temat. Omijał oczywiście wszelkie ostrzeżenia i przestrogi. Miał je gdzieś. Nie tego oczekiwał i nie zamierzał tracić czasu. Dla niego było już za późno. Poza tym nie zamierzał przestać. Ta godzina błogości dziennie była jedynym, co w tym momencie trzymało go przy życiu. Zwłaszcza, gdy w sobotnią noc cała ta gówniana egzystencja skomplikowała się jeszcze bardziej.

     Czytał więc i dowiedział się, że czysta wcale nie jest taka łatwa do zdobycia. Kiedyś można ją było kupić na receptę w aptekach, ale czy nadal można, tego nie był pewien. To zresztą i tak niczego nie rozwiązywało, bo nie miał możliwości zdobycia recepty. Łudził się, że problem jest tylko w stężeniu, że gdyby dostał coś w czystej postaci, w konkretnej dawce, dałby radę w pełni nad tym panować.

     A ja czystą mogę ci załatwić. Albo nawet więcej. Koda to namiastka tego, czego możesz doświadczyć. Założę się, że nigdy nie miałeś w organizmie morfiny.

     Chłopak zacisnął zęby, nawet nie zdając sobie sprawy, że stoi od dłuższej chwili przy furtce i ściska mocno klamkę. Wszystko było dobrze. Radził sobie, nie potrzebował pomocy Natana. Da sobie radę. Wolał łykać nawet pięć pudełek naraz, niż znów się z nim spotykać. I tu nasuwały mu się kolejne dwie myśli. Skąd zacznie brać na to aż tyle pieniędzy, by ciotka nie zaczęła się wtrącać w finanse, skoro już teraz potrzebował dwóch opakowań na dzień. No i czy teraz jego wzbranianie się miało jakiekolwiek znaczenie? Już stał się dziwką, więc co za różnica, czy zrobi to ponownie. Już i tak nie mógł na siebie patrzeć.

     – Daniel, idziesz?

     Chłopak uniósł głowę i zetknął swoje spojrzenie z jego jasnoniebieskim. Łagodnym i zatroskanym, tak cholernie go teraz irytującym. Dlaczego on tu w ogóle był?! Dlaczego, do diabła, w ogóle tracił na niego czas? Na takie nic, takie zbrukane, gówniane nic.

Ukryte cienieWhere stories live. Discover now