~•°• 1 •°•~

1.6K 120 68
                                    

*Pov. Jungkook*

-Przepraszam- zawołałem, aby zwrócić uwagę wychowawczyni –Widziała pani Jimina?

-Przykro mi, wyszedł pięć godzin temu i jeszcze nie wrócił- powiedziała, przez co zacząłem się martwić –Ale spokojnie, zawiadomiłam już policję

-Dobrze, dziękuję- ukłoniłem się i ruszyłem w stronę pokoju.

Co mu przyszło do głowy, żeby wychodzić nocą z domu. Mam nadzieję, że nic mu się nie stało. Dobrze wie, że często się o niego martwię, więc zawsze mówił kiedy gdzieś wychodził.

Zatrzymałem się na środku korytarza i spojrzałem przez ramię, aby upewnić się, że kobieta weszła do swojego pokoju. I tak też było. Zawróciłem i ruszyłem w stronę wyjścia z domu, aby zacząć szukać Jimina. Wiadomo przecież, że policja i tak nie zdziała póki od zniknięcia nie minie 24 godziny.

Była 22 godzina i na zewnątrz było ciemno i chłodno, jedynym oświetleniem były przydrożne latarnie. W tym momencie liczył się czas zanim nie zorientują się, że mnie nie ma, musiałem się spieszyć. Dlatego nie marnowałem czasu i ruszyłem od razu do ulubionego miejsca Jimina. Nie było to daleko, ale i tak zamierzałem biec.

Stanąłem naprzeciw budynku, w którym ludzie już zapewne spali. Wszedłem do środka i biegłem po schodach na sam dach. Stąpałem po stopniach dość głośno, na szczęście nikogo nie obudziłem. Otworzyłem drzwi prowadzące na sam dach po czym przekroczyłem ich próg, nie zamykając za sobą z pośpiechu drzwi.

Rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu blondyna, lecz nigdzie go nie widziałem. Jednak było coś co przykuło moją uwagę, a mianowicie blisko krawędzi dachu leżał jakiś materiał. Podszedłem bliżej i mogłem stwierdzić, że był to ulubiony puchaty sweterek Jimina. Pewne było to, że musiał być tutaj niedawno. Podniosłem go i przejechałem nim po swoim policzku, zamykając przy tym oczy.

Nadal pachniał jego perfumami. Nadal pachniał Jiminem.

Otworzyłem oczy i spojrzałem w dół budynku. Dzięki latarniom mogłem dostrzec co działo się na ulicy czy chodniku. Patrzyłem tak tylko chwilę, gdyż po chwili zauważyłem leżące i zakrwawione ciało Jimina.

Od razu trzęsąc się ze strachu ruszyłem ku wyjściu. Biegłem ile tylko miałem sił w nogach, bojąc się o życie przyjaciela. Miałem nadzieję, że skoczył niedawno i przeżyje. Pragnąłem aby to był koszmar z którego zaraz się obudzę i pójdę do Jimina sprawdzić czy wszystko z nim w porządku.

Zbiegłem z ostatnich schodów i pchnąłem drzwi, aby wydostać się z budynku. Nawet nie wiedziałem kiedy zaczęły płynąć z moich oczu słone łzy.

Widząc leżącego chłopaka jeszcze bardziej przyspieszyłem, by po chwili znajdować się tuż obok niego. Rzuciłem się na kolana i odwróciłem chłopaka tak, żeby móc widzieć dokładnie jego twarz.

Chwyciłem jego policzki w swoje duże dłonie i oparłem swoje czoło o to jego, przez co moje łzy spływały na twarz blondyna.

-J-jimin! O-otwórz oczy- zacząłem płakać coraz żałośniej –Nie zostawiaj mnie samego!

Odsunąłem się delikatnie od chłopaka i przystawiłem swoje ucho do jego ust, spoglądając na jego klatkę piersiową. Nic się nie działo. Trzęsącymi się rękami wyciągnąłem telefon z tylniej kieszeni i wybrałem numer alarmowy.

Nie musiałem długo czekać na odpowiedź. Po chwili rozmawiałem z operatorką owego numeru, podałem adres i opowiedziałem wszystko ze szczegółami. Operatorka zaczęła mówić mi co mam robić, gdyż nie miałem zielonego pojęcia o reanimacji kogokolwiek. Robiłem to do przyjazdu karetki, która zabrała blondyna. Wtedy zacząłem jeszcze bardziej płakać, nie mogłem się uspokoić. Na szczęście ratownicy pozwolili mi jechać razem z nim do szpitala, dzięki czemu miałem pewność, że dotrze na miejsce.

Letters; p.jm x j.jk ✓Where stories live. Discover now