day 5 - banalne, a jednocześnie niezwykłe

Start from the beginning
                                    

- Mamo! – usłyszeliśmy krzyk ze schodów, i sekundę później zobaczyliśmy zbiegającą po nich Brooke. Miała na sobie luźne, szare dresy i białą bokserkę, a jej brązowe włosy były rozczochrane jakby dopiero się obudziła. Chciałbym kiedyś zobaczyć, jak się budzi.

Cholera… Czy ja naprawdę to sobie pomyślałem? Zacisnąłem wargi, starając się odwrócić myśli od Brooklyn z rana i skupiłem się na tym, co teraz się wydarzy.

- O której Max przy… - uniosła wzrok znad telefonu i gwałtownie się zatrzymała na ostatnim schodku, nie dokańczając zdania. Jej oczy zrobiły się ogromne, gdy ogarnęła, że to ja siedzę w jej salonie i rozmawiam z jej matką. Na moich ustach pojawił się uśmiech.

- Ashton? – zapytała cienkim głosem, nie wiedząc, co tutaj robię.

- Brooklyn – powiedziała jej matka, wstając z fotela. – Masz świetnego chłopaka – stwierdziła, pochodząc do niej. – Przystojny i uroczy, czemu mi o nim nic nie powiedziałaś? – zapytała się ściszonym, lekko podekscytowanym głosem. Och, gdyby ktoś mógł nagrać teraz minę szatynki i dać mi to nagranie na płycie, oglądałbym je każdego dnia aż do śmierci. Ten szok w jej oczach! Theresa nie dała jej szansy na odpowiedź, bo uśmiechnęła się do niej porozumiewawczo i wyszła z salonu, krzycząc: - Max przyjedzie za pół godziny!

Ciekawe kim był Max.

Wstałem i luźnym krokiem podszedłem do niej. Z bezczelnym uśmiechem na ustach objąłem ją ramieniem.

- Cześć, moja dziewczyno – szepnąłem i zaśmiałem się, czując jej odpychające mnie dłonie.

- Co ty odpieprzasz, Irwin? – zapytała cicho, zerkając niespokojnie w stronę drzwi, w których zniknęła jej matka.

- Działam ci na nerwy – odpowiedziałem rozbawionym tonem. Dziewczyna spojrzała na mnie ze złością w oczach, po czym złapała mnie za ramię i pociągnęła w stronę drzwi. Wypadła przed dom i zaczęła tupać niecierpliwie bosą nogą o ziemię, czekając, aż założę buty i do niej dołączę. Z lekkim, bezczelnym uśmieszkiem stanąłem w końcu przed nią, patrząc na nią z góry. Była straszne niska, sięgała mi ledwo do klatki piersiowej - głowę miała dokładnie na tej wysokości, co moje serce. Założyła ręce, zadarła głowę do góry, wbiła swoje niebieskie spojrzenie w moją twarz i uniosła pytająco brew.

- Więc? –spytała.

- Więc co? – uśmiechnąłem się szeroko, widząc jej irytację na twarzy.

- Dlaczego moja matka nazwała cię… moim chłopakiem? – warknęła, a ostatnie dwa wyrazy wyraźnie nie chciały przejść jej przez gardło, co tylko mnie rozśmieszyło. Jakby się bała tak banalnych słów jak mój chłopak czy moja dziewczyna.

Tak banalnych słów, a jednocześnie mogących przyprawić kogoś o szybsze bicie serca.

Mentalnie się spoliczkowałem. Co jest ze mną ostatnio nie tak?

- Tak sobie – odpowiedziałem nonszalancko, po czym wcisnąłem dłonie do kieszeni. – Nie wiedziałem, jak mogę cię dzisiaj wkurzyć, więc rozmowa z twoją mamą wydała mi się idealna – poinformowałem ją. – Przy okazji, masz świetną mamę. Chętnie sobie jeszcze z nią kiedyś porozmawiam, mam nadzieję, że dłużej.

Dziewczyna chwilę skanowała wzrokiem moją twarz, a następnie na jej ustach pojawił się ironiczny uśmieszek, który mnie trochę zdezorientował.

- Resztką woli powstrzymuję moją rękę od uderzenia cię – powiedziała słodkim głosem i wzruszyła ramionami, a na jej ustach ciągle był ten sarkastyczny grymas. Roześmiałem się głośno i zbliżyłem do niej. Stykaliśmy się ciałami, przez co Brooke przestała się uśmiechać. Ja za to byłem w siódmym niebie, mogąc patrzeć na zdenerwowanie w jej oczach.

- Zastanawia mnie jedno – szepnąłem, nachylając się do jej ucha. Nabrałem powietrza, czując przyjemny, owocowy zapach. Przymknąłem oczy, starając się zignorować woń dziewczyny i jej spokojne oddechy uderzające w moją szyję. – Dlaczego się tak zdenerwowałaś, Brooklyn?

Nie otrzymałem odpowiedzi. Czekałem chwilę, chociaż nie oczekiwałem żadnej reakcji. Zaśmiałem cię cicho, poruszając przy tym jej włosami.

- Mam ci powiedzieć, dlaczego się zdenerwowałaś? – Znowu cisza. Zerknąłem na jej twarz. Miała zamknięte oczy i wyglądała, jakby starała się uspokoić. Poczułem na ten widok dziwną satysfakcję. – Zdenerwowałaś się, bo skrycie pragniesz bycia ze mną, tylko jeszcze sobie z tego nie zdałaś sprawy lub nie chcesz się przyznać nawet przed samą sobą.

Poczułem, że Brooke zaczęła się lekko trząść. Popatrzyłem na nią uważnie i okazało się, że było to spowodowane je śmiechem. Zakryła usta dłonią, ale nic to nie dało i wokół rozniósł się jej głośny, dziewczęcy chichot.

- Nie bądź idiotą, Irwin – powiedziała, patrząc na mnie kpiąco. – Coś ci się na serio pomieszało w tej głowie – stwierdziła, czochrając mnie po włosach.

Okej. Pomyliłem się? Nie mogłem się pomylić. Złapałem jej nadgarstek i odsunąłem od mojej głowy, przyglądając się jej ze zmarszczonymi brwiami.

- A teraz muszę iść, braciszek przyjeżdża – zakomunikowała mi, po czym zgrabnie mnie wyminęła i podeszła do drzwi. – Na razie, Irwin – usłyszałem i zobaczyłem, jak drewniana powłoka się zamknęła. Szybko odwróciłem się na pięcie i próbując zignorować dziwne uczucie wewnątrz, skierowałem się w stronę mojego domu.

***

- Słodki był – powiedziała mama na wstępie, gdy tylko przekroczyłam próg kuchni.

- Mamo… - jęknęłam i usiadłam na krześle. – To nie był mój chłopak – mruknęłam, bawiąc się palcami. Zawsze bawiłam się palcami, gdy coś mnie denerwowało. A Irwin zdecydowanie działał mi na nerwy.

- Wiem – odpowiedziała wesołym głosem, na co zmarszczyłam brwi. Westchnęła niecierpliwie, widząc moje pytając spojrzenie, po czym odłożyła łyżkę na blat i zaczęła czegoś szukać w szufladzie. – Gdyby rzeczywiście był twoim chłopakiem, to nie pomyliłby mnie z twoją starszą siostrą, bo by wiedział, że ty nie masz starszej siostry – wyjaśniła.

Parsknęłam śmiechem. Biedny Ashton. Starał się udawać mojego chłopaka, ale mu nie wyszło. Pokręciłam głową z uśmiechem i spojrzałam za okno.

- Co nie zmienia faktu, że był słodki – usłyszałam od mamy. Chwyciłam ścierkę leżącą obok moich rąk na blacie i rzuciłam w rodzicielkę, nie chcąc przed nią przyznać jednej rzeczy.

Ashton Irwin czasami rzeczywiście był słodki

30 days // a.irwin ✓Where stories live. Discover now