blue hyacinth 2

309 46 16
                                    

On nie wierzył w przypadki, a ona nie chciała uwierzyć mu.

— Nie wyrobię się na dziewiętnastą, przyjdź do mnie. Wiesz, gdzie jest wejście do klatki schodowej, no nie? Obok kwiaciarni, po prawej stronie.

Wczorajsza sytuacja od razu udowodniła szatynce, że z tym chłopakiem faktycznie musiało być coś nie tak, dlatego niechętnie przyjęła na siebie przegraną w zakładzie. Do tego wszystkiego Ahin jej zagroziła, że jeśli pojawiłaby się w trampkach, to osobiście by jej te buty przebrała więc bez zbędnego wykłócania się z blondynką, zgodziła się założyć jedyne czarne szpilki, jakie można było znaleźć w jej mieszkaniu. Jednak o spódniczce nie chciała już słyszeć i ostatecznie przystała na czarnych spodniach. Dziewczyna wyglądała, jakby wybierała się na pogrzeb, a nie do klubu.

Właściwie to czuła się podobnie, bo głośne i ciasne puby kojarzyły jej się w przykry sposób.

— Niech ci będzie — zgodziła się pójść po blondynkę. — Widzimy się za piętnaście minut — dodała i rozłączyła się, nie czekając na odpowiedź, bo i tak by jej nie otrzymała. Ahin pewnie w tym momencie biegała od szafy do łazienki, a telefon trzymała w zgięciu szyi, więc chciała jak najszybciej skończyć tę rozmowę.

Dziewczyna wsiadła do autobusu, zajęła miejsce przy oknie, a jej głowa zderzyła się delikatnie z zimną szybą. Wczorajsza sytuacja nie dawała jej spokoju, przez co cały czas o niej myślała. Nie mogła rozstrzygnąć, czy bardziej przerażające było zachowanie chłopaka, czy to, że obcy człowiek miał jej zdjęcie w telefonie.

Westchnęła i wyciągnęła z kieszeni płaszcza komórkę, która irytującymi wibracjami dawała znać, że ktoś napisał wiadomość. A raczej sześć wiadomości.

Ahin: wejdź

18:57

Ahin: do środka

18:57

Ahin: normalnie

18:57

Ahin: drzwi

18:57

Ahin: są

18:58

Ahin: otwarte

18:58

Sooyoung zastanawiała się przez chwilę, czy ta kobieta zawsze musi wysyłać po tysiąc wiadomości, zamiast napisać wszystko w jednej. Schowała z powrotem telefon, bo nie było sensu jej odpisywać skoro zaraz wysiadała.

Autobus zatrzymał się przed kawiarnią, która była obok kwiaciarni. Większość roślin była teraz schowana do środka i zamiast standardowej woni, łączącej słodki zapach kwiatów i kawy, rozchodził się tylko gorzki aromat z kawiarni. Szatynka mijała ludzi, siedzących przy stolikach, które zawsze były wystawione przed budynkiem. Kiedyś pracownicy zostawiali je na dworze, ale od momentu, w którym młodzi studenci zrobili sobie z nich miejsce do nocnych popijawek — zaczęli je znowu zabierać do środka. Przez to musieli zostawać około pół godziny po pracy. Soo po raz kolejny zdała sobie sprawę, że ludzie bywali jednak samolubni.

Dziewczyna pchnęła duże, brązowe drzwi, o których mówiła jej wcześniej koleżanka i rozległo się nieprzyjemne skrzypienie. Jej oczom ukazały się stare, wąskie, drewniane schody. Całe wnętrze klatki było bardzo zakurzone i zaniedbane; wyglądało jakby nikt z nim nic nie robił od tysiąca lat. Skierowała się na pierwsze piętro i zapukała do drzwi, po czym weszła do środka, mimo iż głupio było jej wprosić się tak bez żadnego dzwonienia.

la vie en rose; kthWhere stories live. Discover now