Rozdział 35

353 29 8
                                    

- Ma zawrócić ten samolot jasne?!- pewien brunet w garniturze krzyczał na cały budynek.
- Niestety nie mogę tego zrobić...- tłumaczyła się biedna kobieta, która odpowiada za odprawę.
- Jim...- drugi mężczyzna próbował go uspokoić.
- Nie! Ma wrócić! - mało brakowało a by wyciągnął broń i rozwalił co tylko może być w budynku.
- Możecie się tak nie wydzierać? Słyszą was wszyscy i to dosłownie wszyscy.- powiedziałam stojąc za nimi z uśmiechem na twarzy. Odrócili się gwałtownie, z ich twarzy wyczytać można było zaskoczenie, ba szok!
- Twój samolot... - zaczął Jim.
- Poleciał bezemnie - zaśmiałam się. Moriarty podszedł do mnie i mnie przytulił, kiedy chciał się odsunąć odemnie na krok to postanowiłam mu na to nie pozwolić, przyciągnełam go i pocałowałam. Kiedy się odsunął, usłyszałam jego szept.
- Myślałem, że poleciałaś.
- Chciałam..., ale nie mogę was teraz zostawić. Zresztą i tak byś poleciał zapewne za mną - wywróciłam oczami.
- Albo bym zmusił kogo trzeba by samolot zawrócił- oboje się zaśmialiśmy. Spojrzałam na brata i go przytuliłam.
- Dobrze, że jesteś - staliśmy tak dosyć długo, co postanowiłam przerwać.
- Musimy odnaleźć naszych kochanych przeciwników i zaatakować zanim oni to zrobią.
- Próbowaliśmy dowiedzieć się kim oni są, ale nie mamy żadnych tropów, pustka- spojrzałam na brata.
- Więc pozostaje nam poczekać na ich ruch...

NiepamięćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz