Rozdział 13

15 3 0
                                    

-Dobra nie naciskamy. – skwitowała Anita.

W piątek poszłyśmy na trening, ale w stajni zawitałyśmy wcześniej. Co zdziwiło mnie i siostrę, Huncwotka nie przywitała się z Adamem w normalny sposób. Przynajmniej mówienie „Hej księżniczko" lub „Hejka książę" nie było dla nas codziennością. Po treningu pojechałam sama w teren. Kasztanka świetnie galopowała. Przez całą drogę myślałam o dwóch osobach. Pierwszą była Patka. Wydawało mi się, że nie powiedziała całej historii w terenie. Tam musiało się coś jeszcze wydarzyć. A drugą osobą, o której myślałam, to był Philip. Unikałam go jak ognia od zdarzenia pod dębem. Wróciłam do stajni wieczorkiem. Na padoku wygrzewali się Pat, Adam i siostra. Postanowiłam do nich dołączyć.

-O, wróciła nasza podróżniczka. – rzekł z uśmiechem Adam.

-O, mogę cie prosić na słówko?

-Mnie?

-Nie św. Mikołaja. Ciebie!

Ku zdziwieniu wszystkich poszłam kawałek od siostry i Patki.

-Zadam ci pytanie, ale masz na nie SZCZERZE odpowiedzieć.

-Dobra, pytaj.

-Czy Huncwotka ci się podoba?

-Nie. – no znowu, za szybko odpowiedział, za szybko.

-A teraz na poważnie.

-No... dobra... tak, ale nie wiem czy coś z tego będzie.

-Ale z ciebie pesymista. Po prostu jej to powiedz.

Jezu, sama mam mętlik w głowie , a daje rady. Wróciliśmy do dziewczyn. Od razu pytały o co chodzi, ale my to przemilczeliśmy. Nie wiem co on zrobi, ale powinien jej chociaż powiedzieć. Boże czy ty to widzisz? A nawet jeśli, to czemu nie grzmisz? Nawet małego piorunka? Ja, która jest w rozsypce, daje rady komuś, kto w niej nie jest. Po chwili mojego rozmyślania, poszłam do Dratwy. Chyba już się przestała fochać, bo wystawiła łebek. Na moje nieszczęście do stajni wszedł Philip. Chciałam wyjść, ale złapał mnie za nadgarstek.

-Porozmawiajmy. – powiedział spokojnie.

-Nie mamy o czym! – wysyczałam, obrzuciłam go lodowatym spojrzeniem i wyszłam.

Huncwotka, Adam i Anita śmiali się do drzewa. Po sekundzie dołączyła się do mnie Bonny i patrzyłyśmy na ich zachowanie. Wyglądali jakby uciekli z psychiatryka. Może uciekli? Nie wiem.

-Wariaci, dlaczego wy śmiejecie się do drzewa?

-Pani kapitan, po prostu jesteśmy stuknięci. – odpowiedziała Pat.

W poniedziałek, po szkole, miałyśmy trening na naszych klaczach. Jak zwykle Dratwa chciała się lenić, ale jak powiedziałam, że dam jej smaczki, jeśli będzie dobrze biegać, to od razu ożyła. Jak zwykle wieczorem wylegiwałyśmy się na padoku, ale tym razem na grzbietach naszych klaczy. Już miałyśmy wracać do domu, ale usłyszałyśmy rżenie – najprawdopodobniej Mili – więc Huncwotka i Anita pobiegły do niej, a ja poszłam szukać Ewy.

-Kapitan Bonny! – krzyczałam na całą stajnie, co było mało odpowiedzialne.

-Czemu tak krzyczysz? – zapytał Adam.

-Mila rodzi!

Adam pobiegł do boksu klaczy, ja dalej wołałam Ewę.

-Alice, czemu się wydzierasz na całą stajnie? – zapytała Bonny.

-Mila rodzi!

[][][][][][][][][][][][][][][][][][][][][][][][][][]

"Śmierć chroni od miłości, a miłość od śmierci." ~Jan Lechoń 

~~Lirossa

Love in saddleWhere stories live. Discover now