Rozdział 3

37 3 0
                                    


-Wiesz... może jutro... byśmy pojechali... w teren... wieczorem? – zapytał nieśmiało.

Dziewczyny udawały, że ściągają siodła, ale tak na prawdę chichotały. Zmroziłam ich wzrokiem.

-To... jak?

-Jasne – odpowiedziałam z uśmiechem. 

Wracając do domu wariatki zaczęły się przedrzeźniać.

-Anita... może byśmy... pojechały w teren? – zapytała Patka naśladując głos okularnika.

-Jasne... na przykład... wieczorem... – zaśmiała się siostra, udając mój głos.

-Ehh... przestańcie... – mruknęłam.

Następnego dnia o 15:30 pojechałyśmy do galerii, na poszukiwania ogłowia, derki i tego typu rzeczy. Po niecałych 10 minutach znalazłyśmy odpowiedni sklep. Patka kupiła Hestii 3 derki : granatową, fioletową i czarną. Zakupiła też zestaw pięknych szczotek i masę smakołyków. Anita kupiła czarne ogłowie z ćwiekami i czarne owijki. Ja kupiłam brązowe, skórzane ogłowie, z indiańskimi rysunkami na paskach oraz – tak jak Huncwotka – masę smakołyków. Obładowane wróciłyśmy do domu. Mama i babcia widząc nasze zakupy złapały się za głowę. Zupełnie zapomniałam o terenie z Philipem. Zebrałam szybko rzeczy i pędem ruszyłam do stajni. Po drodze – na szczęście – spotkałam Philipa. Razem doszliśmy do stajni, osiodłaliśmy konie i ruszyliśmy w teren. Las o zachodzie słońca wyglądał cudownie. Dojechaliśmy do małej rzeczki, chłopak przeskoczył ją bez problemu, ale ja się trochę przestraszyłam. Rzeczka nie była duża, ale też nie była malutka. Patrzyłam na nią krzywo.

-No chodź... nie bój się, skocz...

-Ale czy ona sobie poradzi?

-Wierzysz w siebie i w nią? Jeśli tak, to skocz... zaufaj mi...

Postanowiłam... raz kozie śmierć... wycofałam się, rozpędziłam i przeskoczyłam. Szczęśliwa galopowałam dalej z Philipem. Później cała w skowronkach wróciłam do domu, w którym o dziwo była Pati, pomimo późnej pory. Jak się potem okazało, Pat nocuje u nas. Po północy grałyśmy w butelkę. W końcu padło na mnie.

-Pytanie.

-Hmm... co dziś robiłaś na randce z Philipem? – zapytała chytrze Patka.

-To nie była randka – wysyczałam – to był TYLKO wyjazd w teren.

W skrócie opowiedziałam co robiliśmy, a gdy tylko skończyłam dziewczyny zaczęły chichotać.

-Noi z czego się śmiejecie? – zapytałam zażenowana.

-No... bo... jak Patka mówiła o nim, to od kiedy jesteś, zmienił się...

-Nooo, i to takie uroczeee. – zaświergotała Huncwotka.

Nagle ktoś otworzył drzwi.

-Co wy wyprawiacie o tej godzinie?! Do łóżek! Spać! – krzyknęła mama.

[][][][][][][][][][][][][][][][][][][][][][]

Dodaje dziś, bo mało słówek. Miłego!

~~Lirossa

Love in saddleWhere stories live. Discover now