Rozdział 11

10 2 1
                                    


Muszkieterka szykowała boksy dla naszych nowych koni.

-Ty leniuszku, nie chciało ci się iść do szkoły co?

-Nie Adam, chciałam przygotować boksy na dzisiejsze południe.

Dopiero gdy wyszła z przyszłego boksu Kasztanki, zrozumieliśmy jak ciężko pracowała.

-Ojoj moja biedna, tyle pracowała. Może pomóc naszej stajennej?

Za to zdanie chłopak dostał wiadro zimnej wody.

-Ty mała żmijo!

Ta w odpowiedzi wystawiła mu język i wróciła do sprzątania. Adam wpadł na pomysł, żeby ją przytulić. Wszedł do boksu, ale jej w nim nie było. Huncwotka przechodziła nad kratą boksu. Płakałyśmy ze śmiechu. Po chwili przyszła Bonny.

-Co tu się dzieje?

-On chce mnie zabić!

-Ja chcę cię tylko przytulić.

- Adam, co ci się stało?

-Przyjaźnie się z małą żmiją.

-Uważaj, bo ta żmija ma jad... – rzekła ze śmiechem Ewa.

-Właśnie! Słuchaj się kapitan Bonny!

-Kapitan Bonny?

-Huncwotka, nie przeginaj, Adam idź się przebierz.

-Tak jest kapitan Bonny! – zasalutował, przez co wybuchłyśmy jeszcze głośniejszym śmiechem.

Około 12 usłyszałyśmy silnik auta. Wyszłyśmy na parking, a tam stał ogromny transporter dla koni. Z kantarami i uwiązami w rękach poszłyśmy do samochodu. Patka weszła pierwsza. Po chwili wyszła, prowadząc Tornada, który miał niebieski kantar i uwiąz. Ogier szedł razem z nią. Potem weszła Anita. Szybko wyszła z Angelem. Koń miał niebieski kantar i biały uwiąz. Na końcu poszłam ja. Zapięłam zielony kantar i podpięłam zielony uwiąz, a potem powoli wyszłam z klaczą. Gdy weszłam do stajni, Tornado i Danger Angel stali w nowiutkich boksach. Klacze cieszyły się nowym towarzystwem. No, może oprócz Dratwy, bo ona tylko prychnęła. Pewnie też chciała mieć naprzeciwko ogiera, jak reszta.

-No, no Patka, ale ty masz gust! Noi wy też. – powiedział Adam.

Ukłoniłyśmy się.

-Niech zgadnę, Anita ma Fryza, co jest proste, tak samo jak Alice, Arabek. A ty? Hmm... trudne... ale czekaj... czy to... American Saddlebred?

-Zgadza się.

-Dziewczyny wiecie, że on ma dodatkowe chody?

-Tak.

Do stajni wbiła Bonny.

-O tu są nasze nowe skarby! Na Aslana! To... to...

-Tak, to najprawdziwsi American Saddlebred, Fryzyjczyk i Arabek. – powiedziała Patka.

-Jak? Co?

-A tak, na pokazach w Polsce kupiłyśmy te piękności. – powiedziałyśmy równo.

-A wiecie, że American...

-Tak, wiemy, ma dodatkowe chody. – rzekłam.

Następnego dnia nie poszłyśmy do szkoły, tylko z samego rana pobiegłyśmy do stajni. Przy okazji wzięłyśmy nowe sprzęty. Ewa się troszkę zdziwiła, że tak rano wbiłyśmy do stadniny. W boksach każda z nas zakładała sprzęt na swojego wierzchowca. Pat poszła po palcat do szatni. Po kilku sekundach usłyszałyśmy krzyk. Pędem ruszyłyśmy do szatni.

-Co się stało?

-Ten cymbałek mnie zaszedł od tyłu.

-A co wy tu robicie o tej porze?

-O to samo również mogę zapytać ciebie. – powiedziała Huncwotka.

Po krótkiej rozmowie wróciliśmy do koni. Osiodłałyśmy ich i poszły do uje. Podpięłyśmy popręgi i wskoczyłyśmy na wierzchowce. Rozprężyłyśmy je i zaczęłyśmy galopować. Nasze galopy były piękne. Tornado pięknie podnosił łapki tak jak Kasztanka, a u Angela grzywa i ogon ślicznie falowały. Robiłyśmy volty, lotne zmiany nogi itp. Na końcu stanęłyśmy z boku, ponieważ Huncwotka chciała zobaczyć nowe chody swojego ogiera.

-Slow-gait ... – szepnęła Pat do ucha Tornada.

Ogier ruszył dostojnym stępem. Przejechali całą halę.

-Rack...

Koń ruszył. Ten chód przypominał Islandów. Po „występie" Pat podjechała do nas.

-To było świetne. – rzekłyśmy z Adamem.

-Noi jak tam, Huncwotka pokazuj chody, chcemy je zobaczyć. – rzekła Bonny wchodząc do uje.

-Pani kapitan, spóźniła się pani. Jaki przykład pani daje innym.

-Patka, jak ja cie zaraz trzepnę, to zobaczysz.

-Po 1, co zobaczę? Gwiazdki na niebie nie o tej porze co trzeba? Po 2, Tornado nie da nikomu podejść, oprócz mnie.

-I mnie! – krzyknął Adam.

[][][][][][][][][][][][][][][][][][][][][][][][]

Raw Air zakończony bardzo pozytywnie :D 

Została tylko Planica...

~~Lirossa

Love in saddleWhere stories live. Discover now