•prolog•

1.3K 117 47
                                    

Obrzeża Londynu, Anglia rok 1904.

           Mały chłopiec – właściciel burzy brązowych loków – z pirackim kapeluszem i drewnianym mieczem w dłoni biegł przez las, aż dotarł na piaszczystą plażę. Krocząc wśród suchych, wysokich traw wspiął się na jedną z wydm. Widok był piękny, zapierający dech w piersiach. Ciemnozielona woda smagana delikatnie przez wiatr poruszała się niespokojnie tworząc nieregularne kształty na jej powierzchni. Piaszczyste plaże spowite w pomarańczy bijącej z nieba i kilka mew latających pod niebem skutecznie przykuło jego uwagę.

– Sherlock.

Chłopiec odwrócił się aby dojrzeć właściciela ciepłego, męskiego głosu. Gdy ujrzał mężczyznę o miedzianych włosach, skinął głową.

– Musimy porozmawiać – powiedział młody człowiek.

Brunet niechętnie podążył za rozmówcą wyciągając jedną dłoń, tak aby swoim prowizorycznym mieczem delikatnie muskać trawiaste pobocze plaży. Chyba nie był zadowolony.

– Skończyłeś już dziesięć lat, potrzebujesz wzorca dorosłego mężczyzny.

Chłopczyk przechylił głowę przyglądając się z uwagą bratu.

– Mam ciebie – odpowiedział rezolutnie.

Odkąd głowa rodziny Holmesów opuściła ten świat jedynym mężczyzną w domu był Mycroft. Mały Sherlock, choć czasem sprawiał wiele problemów był nad wyraz mądrym dzieckiem, a kochająca matka i siostra podołały jego wychowaniu. 

– Och, to uroczo z twojej strony, ale niestety ja wracam na studia, na uczelnię do Cambridge. Dlatego tą rozmowę musimy prowadzić dzisiaj. Nie sądzę, abym był dla ciebie dobrym przykładem, ale dowiesz się tego w swoim czasie. – Zawiesił się, zatrzymując wzrok na zachodzącym słońcu, które barwiło niebo na różowo.

– Zostawisz mnie? – zapytał z przejęciem.

– Mama i siostra się tobą zajmą, poza tym nie mam wyboru. Jestem dziedzicem i muszę być wykształcony.

Mały Holmes pokiwał głową i także utkwił wzrok w miejscu gdzie niebo i morze się spotykały.

– Co chcesz mi powiedzieć? – zapytał po chwili milczenia.

Starszy z braci podrapał się za uchem i nieznacznie skrzywił.

– Troski nie są zaletą Sherlocku... – zaczął powoli –*rób tylko to co uważasz za słuszne i nigdy nie daj ponieść się uczuciom. Jeśli raz otworzysz serce nie będziesz umiał go zamknąć, a ból stanie się twoim nieodłącznym towarzyszem.

– Rozumiem.

– Co nie zmieniam faktu, że będziesz musiał się ożenić... co się tak na mnie patrzysz? – zaśmiał się mierzwiąc mu włosy z rozczuleniem.

– Myślę, że nigdy się nie ożenię – oświadczył z przekonaniem i rzucił kamieniem w taflę wody.

– Mówię ci, za piętnaście lat będziesz już żonaty...

– Z całym szacunkiem, ale szczerze w to wątpię. – Skrzywił się.

Mycroft uśmiechnął się szczerze i poklepał go po ramieniu.

– Co tam masz?

Mały Holmes wyjął z kieszeni pusty żeton.

– Dostałem od Eursus – odpowiedział wręczając go bratu.

– Ciekawe... – powiedział straszy Holmes obracając go pomiędzy palcami.

– Powiedziała, że jestem jak pusta kartka na której można jeszcze wszystko zapisać.

Mężczyzna przyjrzał mu się uważnie po czym oddał zawiniątko krzywiąc się nieznacznie.

– Niektórych rzeczy wbrew pozorom nie da się zmienić, chociaż inni myślą co innego – powiedział tajemniczo.

– Co masz na myśli? – zapytał poprawiając kapelusz, który zsunął mu się na oczy.

– Dowiesz się tego w swoim czasie...

Chłopiec przeciągnął się i usiadł na wciąż jeszcze wilgotnym piasku.

– Nasz ostatni wieczór przed twoim wyjazdem, obejrzyjmy zachód słońca – zaproponował.

Drugi uniósł lekko kąciki ust i przysiadł się podpierając ciało w trzyczęściowym  garniturze, zgrabnymi dłońmi.

– Piękny widok prawda? – zapytał chłopiec.

Spojrzał na starszego Holmesa, który zaciskał pięść na kamieniu, a w jego zeszklonych oczach tańczyły odcienie czerwieni, które wymknęły się niebu.

– Tak. – Pociągnął nosem – Wybacz, bolesne wspomnienie.

Mały Sherlock nie rozumiał, co może być tak okropnie raniącego w zachodzie słońca, że nawet człowiek o lodowym sercu uronił łzę, ale nie pytał.

Wtedy jeszcze nie wiedział, że sam kiedyś znajdzie odpowiedź.

CAN'T HELP//johnlock Where stories live. Discover now