12 L

113 8 0
                                    


Czekaliśmy. 

Czekanie stało się swoistą torturą, urozmaiconą jedynie smakiem cierpkiej kawy z automatu, dźwiękiem oddalających się kroków niesionych echem po szpitalu i dotykiem ręki Scotta na moim ramieniu. Wielokrotnie usiłowałam wsłuchać się w siebie, czy wyczuwałam jakikolwiek znak, że Stiles nadal żył. Byłam cholernie bezużyteczna.

Nie byłam przestraszona. Byłam wściekła. Nie potrafiłam zrozumieć, jak Stiles śmiał nas zostawić. Jak śmiał zostawić mnie
wtedy
i teraz.

Nie zaoferował nam żadnego wyjaśnienia w postaci listu. Zostawił Jeepa na środku pustkowia.
Stiles został znaleziony przez kierowcę samochodu osobowego. Z jakiegoś powodu żył, nadal żył. Wszystko musiało się zdarzyć na chwilę przed jego przyjazdem. 

Zabrano go do szpitala. Parrish informował nas tylko o drobnych postępach w sprawie, chociaż twierdził, że śledztwo niedługo zostanie zakończone. Po co drążyć temat? 

Ale Jeep był zamknięty.
Musieli odholować go na parking policyjny, bo Stiles zamknął go, zanim odszedł.
Po co zamykać coś
jeśli nie ma zamiaru
się wrócić?
A jednak.
To wyjaśniało tak wiele, że miałam ochotę wyć.

Od tygodni nas odtrącał. Kiedy jego matka odeszła, przez chwilę wszystko było w porządku. Kochał mnie. Wiedziałam to. Widziałam to w sposobie, w jaki na mnie patrzył, w każdym przypadkowym muśnięciu naszych dłoni,
w każdym pocałunku, który wymieniliśmy.
Ale później coś zaczęło się psuć. Coraz częściej zaciskał szczęki i pięści, zamykał się w sobie. Nie chciałam mu na to pozwolić. Wielokrotnie błagałam, żeby powiedział mi, co się działo w jego głowie.
Za każdym razem odchodził.

          - Udało nam się ustabilizować jego stan. - Otwieram oczy, powoli chłonąc słowa lekarza. W jednej chwili znów byłam obudzona. - Następne godziny będą dla niego decydujące, stracił dużo krwi. Więcej nie mogę powiedzieć. I tak powiedziałem już za dużo. - Zrobił gest, jakby zamykał sobie usta na klucz. Ale nie obchodziło mnie już nic, tylko to, że Stiles żyje. Jeśli ten dupek myślał, że pozbędzie się nas tak łatwo, bardzo się mylił.
Z ulgą ścisnęłam dłoń Scotta i wymieniłam zmęczone spojrzenia z matką. Po chwili dotarło do mnie coś.
          - Gdzie jest ojciec Stilesa? - spytałam cicho. Scott rzucił mi zakłopotane spojrzenie, ale nie odezwał się. Wyczekująco wbiłam wzrok w matkę.
          - Próbowaliśmy się do niego dodzwonić. Nie odbierał, więc Parrish pojechał po niego.
          - I? Gdzie oni są? - Siedzieliśmy tutaj już od wielu godzin.
          - Kotku, tato Stilesa... On nie był w stanie tu teraz przyjechać - powiedziała wymijająco. 

Czyli znów pił.

Groziła mu komisja dyscyplinarna, bo opuszczał swoje obowiązki o wiele zbyt często, nieważne jak bardzo Parrish starał się to zatuszować. Zalała mnie fala chłodnej wściekłości. Rozumiałam żałobę po stracie żony. Przywrócenie jej do życia, a później utrata na nowo były ciosem poniżej pasa. Wszyscy to wiedzieliśmy.

Ale nie przyjechał do Stilesa. Jego syn walczył o życie w szpitalu, a on leżał gdzieś zalany w trupa.

Nie mogliśmy już dłużej siedzieć w szpitalu. Lekarze nie mogli nam powiedzieć nic więcej, a Melissa zniknęła gdzieś w otchłani sal. Wobec tego musieliśmy w końcu wrócić do siebie. Zaproponowałam Scottowi, żeby pojechał z nami. 

Nikt nie powinien siedzieć sam w takim momencie.

Honest || Stiles StilinskiWhere stories live. Discover now