8 L

246 19 5
                                    

Otwieram gwałtownie oczy, ale szybko muszę je zamknąć. Jest zbyt jasno, zdecydowanie zbyt jasno.

Ktoś przytrzymuje mnie za ramię. Pod wpływem jego dotyku wrzeszczę z bólu i staram się wycofać, jednak on nie puszcza.

Moja skóra pali się żywcem.

Odwracam się ku niemu z przerażeniem.

 - Parrish! Parrish, przestań! - krzyczę. Ale kiedy podnosi na mnie wzrok, zamieram w bezruchu, starając się opanować mdlące uczucie paniki. Parrish nie ma oczu. Z jego uszu, nosa i ust wypływa czarna substancja,, a w miejscu oczodołów jest tylko krwawa papka. 

Parrish nie ma oczu.

Wszystko podchodzi mi do gardła, zginam się wpół. Pewnie bym zwymiotowała, gdybym tylko miała czym. Moim ciałem wstrząsają spazmy, ale jedyne, co czuję, to jego dłoń na moim ramieniu. 

Przestań, błagam, Parrish, przestań, to boli, Parrish, przestań...

I nagle znika. Biorę głębszy oddech i spoglądam na rękę.

Nie ma na niej najmniejszego śladu.

Nie mogę powstrzymać szlochu, łzy same płyną. Szybko je ocieram i spoglądam wokół. Nie jestem już w pustce, jestem... W Aichen? Piwnica Aichen House? Tylko krok dzieli mnie w tym momencie od zupełnego obłąkania. Więc robię ten krok. Krok do przodu, potem kolejny, noga za nogą. Czegoś brakuje w tym pomieszczeniu.

Brakuje tu jakiejkolwiek zawartości.

Pusto, wszędzie pusto. Patrzę w górę i widzę okrągłe otwory w suficie, jakby stanowiła go krata. Cienkie smugi światła słonecznego wlewają się przez nie do środka.

 - Co ty tu robisz?

Jego głos sprawia, że momentalnie przestaję oddychać. Moje serce jednocześnie bije mocniej i przestaje bić w całości. Nie chcę się odwracać. Nie chcę zobaczyć go martwego, bo tego już bym nie przetrwała. Zaciskam oczy i wbijam paznokcie w wierzch dłoni, starając się obudzić.

Ale wtedy on bierze mnie za rękę i odwraca ku sobie. 

Wygląda dokładnie tak, jak zawsze. Te same oczy, w których tonę każdego wieczoru, poranka i nocy, ten sam delikatnie rozbawiony uśmiech. Ta sama zmierzwiona czupryna. Odwracam wzrok i przygryzam wargę, starając się odpędzić mosiężną kulę w przełyku. Ale on tylko podchodzi bliżej i ujmuje moją twarz w swoje dłonie. 

Jeśli kiedykolwiek zabrakło mi tchu, to tylko teraz. Jest tak blisko, uśmiecha się do mnie, rozpala mnie swoim spojrzeniem. Tak blisko, blisko...

Jest moim tlenem i nie mogę oddychać, dopóki nie będzie mój.

Więc go całuję. Mocno i zaborczo, a on staje się całym moim światem. Oddaje pocałunek delikatnie, jakby z żalem.

I zamiera.

Słyszę jeszcze, jak osuwa się na kolana, słyszę ostatni jego oddech, który ulatuje z jego ust.

Tracę grunt pod nogami.

Honest || Stiles StilinskiWhere stories live. Discover now