9 S

117 11 0
                                    


Nie pamiętam momentu, w którym przestałem rozróżniać poranki od wieczorów, reklamy od wiadomości, przyjaciół od zbędnego tłumu. Zapamiętałem tylko moment, w którym przestałem rozróżniać truskawkowy blond i blond w moich dłoniach, kiedy całowałem Malię na tylnym siedzeniu Jeepa. 

Było mi tak bardzo obojętne.

Nie chodziło wcale o nią. Nie skrzywdziłbym jej - nie dotknąłbym jej, gdyby tego nie chciała. Tego wieczoru pozwoliła mi wyssać z siebie litość, żebym mógł zapełnić czymś pustkę.
Nie pytała wcale o ojca. Nie pytała, jak często mylił rzeczywistość z matką, jak bardzo zapach jej perfum i alkohol zawładnęły jego wycieńczonym umysłem. 

I byłem za to wdzięczny, bo robiłem się chory od ciągłych pytań.

Malia kupiła tanią wódkę po drodze donikąd. Stanęliśmy na środku niczego, żeby upajać zmysły sobą nawzajem, bardziej z przyzwyczajenia, niż tęsknoty. Patrzyła mi w oczy, jakby się upewniała, że jeszcze nie oszalałem. Smakowała mój zdegenerowany smutek, a ja chwilowo opuściłem przed nią barierę.

Chciałbym móc powiedzieć, że nie liczył się zupełnie nikt, tylko ona.

Zasnąłem, splątany z nią umysłem i kończynami.
Obudziłem się sam.

Honest || Stiles StilinskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz