28. Love is love, so why can't they be together?

Start from the beginning
                                    

Dziesięciolatka wywróciła oczami, nie mając ochoty na dalsze przebywanie w towarzystwie swojej "kochanej" babci. Ale chyba nie mogła jej winić, była już stara i zgubiła się w epoce średniowiecza. Pan Styles zawsze tak żartował, jeśli miał na myśli kogoś, kto "nie był na czasie". To było śmieszne i faktycznie trafne, więc Beau sama zaczęła tak mówić. 

- Babciu... - To słowo ledwo przeszło jej przez gardło, ale czasem takie małe rzeczy uszczęśliwiają innych, prawda? Elizabeth uśmiechnęła się szeroko. Beau nie musiała wiedzieć, że był to wymuszony uśmiech. - A który z tych panów mieszka w mieszkaniu obok? 

- Ten w dresach - rzuciła, sprawdzając czy ciasteczka, które włożyła do piekarnika kilka minut temu, choć trochę urosły. 

"A więc pan Tomlinson" - sprostowała w myślach dziewczynka. 

- Kilka tygodni wcześniej ten wysoki przyszedł tutaj i dobijał się do jego drzwi, i musiałam aż wyjść zobaczyć, co się dzieje. Przerwał mi oglądanie Herkulesa Poirot! - zaczęła zawodzić. - Powiedział, że musi z nim pilnie porozmawiać i myślałam, że przyszedł po pieniądze czy coś takiego, choć wcale nie wyglądał mi na osobę z jakiegoś, hm... - zamyśliła się na chwilę. - złego towarzystwa. - Dokończyła. - Taki ułożony i w ogóle, zadbany, przystojny... Ale teraz już wiem, że wcale nie taki niewinny na jakiego się wydawał! On i ten dresiarz są siebie warci! JUŻ NAWET NIE CHCĘ MYŚLEĆ, CO ONI ROBILI W DZIEŃ ŚWIĘTEGO PATRYKA! - krzyknęła, jakby zgorszona. - Boże, już wiem, że to łóżko nie skrzypiało samo z siebie, cholera. 

- Babciu... Nie przeklinaj. Nie ładnie jest przeklinać. 

Kobieta machnęła na to ręką. 

Elizabeth była, cóż... bardzo bezpośrednia i mówiła to, co miała na myśli i jej "wnuczka" naprawdę to zauważyła, ale postanowiła tego nie komentować. Nawet jeżeli kobieta zaczynała schodzić na tematy, o których nie powinna słuchać, mając te dziesięć lat. 

- Tak, jasne, złotko. Po prostu ci zboczeńcy nie powinni pracować w szkole. Wiesz, że ten w dresach pracuje tu niedaleko? Dyrektorka powinna go zwolnić! Kto to widział, gej i dzieci. To obrzydliwe! - skrzywiła się. 

- Każdy ma prawo do pracy. Po za tym znasz go? Dlaczego oceniasz ich, kompletnie ich nie znając! - podniosła głos. - To niesprawiedliwe, że mówisz o ludziach w taki sposób, jakby byli gorsi, a oni są tacy sami jak ty czy ja. I co z tego, że się całowali, każdy może się całować z kim tylko chce i to nie jest nic złego! - wyrwało się jej zanim zdążyła pomyśleć czy faktycznie powinna mówić, co o tym myślała. 

- Nie pyskuj, Beau! - nakazała surowo staruszka. - Jak tylko Ralph wróci to...

- To co? - Obie usłyszały nagle męski głos. Widocznie muzyka lecąca w kuchni kompletnie zgłuszyła odgłos otwieranych i zamykanych drzwi frontowych. - Beau ubieraj się, musimy jednak wracać do domu - oznajmił Ralph, mając czerwoną jakby od złości twarz. 

Dziewczynka nic nie powiedziała i pobiegła do przedpokoju, w duszy radując się, że wreszcie opuści Elizabeth i nie będzie musiała oglądać jej przez resztę popołudnia. 

Kobieta spojrzała na swojego syna zdezorientowana. 

- Co? - spytała głucho. - A-ale obiad i ciastka! 

- Trudno - wzruszył ramionami, totalnie ignorując ją.

Elizabeth była wściekła i oburzona zachowaniem swojego syna. Najpierw dzwoni, błaga ją, żeby była miła dla tego obcego bachora, prosi, żeby zrobiła obiad i ciastka a teraz, ot tak, sobie wychodzi, zostawiając ją z tym całym jedzeniem? Widać jaki był jej wdzięczny za to to, że go nie wydziedziczyła ani nie wyrzekła, kiedy okazało się, że związał się z samotną matką po rozwodzie. I jeszcze potem żył z nią bez, chociażby, ślubu cywilnego! Jaki to był skandal, hańba dla rodziny... 

Jej koleżanki ciągle plotkowały o niej i jej synu, a ona płonęła ze wstydu i nienawiści do tej jego  całej Carole. Przez nią i Beau mężczyzna nie mógł sobie założyć swojej rodziny tylko musiał i dalej musi utrzymywać obce osoby (teraz już jedną) i nie może z nikim się związać jak normalny człowiek. 

Gdyby teraz spotkała Carole, chyba by ją udusiła... Och, tak. Udusiłaby ją gołymi rękami za to, że namieszała w życiu jej jedynego dziecka i tak mu je zniszczyła. 

Kiedy Beau i Ralph wyszli, nie wrócili tutaj do końca Świąt Wielkanocnych. I Beau naprawdę cieszyła się z tego powodu. Elizabeth zresztą też. 

Ale Louis i Harry nie mieli się już z czego cieszyć. Nawet ze swojej obecności. 


Od autorki: 1300 słów i przepraszam za taką beznadzieję ew

DZIĘKUJĘ ZA PONAD 42 TYŚ WYŚWIETLEŃ, TYLE GWIAZDEK I CUDOWNYCH KOMENTARZY! 

Kocham was naprawdę mocno. I może spodziewajcie się rozdziału jeszcze jutro lub w tygodniu xx

All the Love K. xxx


It's getting crazy & We're getting dizzy (1&2)  || Larry Stylinson ✔️Where stories live. Discover now