14. I'm sorry...

4.5K 562 469
                                        

Dzisiejsza próba zapowiadała się tak samo jak poprzednie za wyjątkiem tego, że większość placówki (w tym Styles) była ubrana na zielono, ponieważ w ten czwartek wypadał Dzień Świętego Patryka.

- Zwymiotowała na ciebie żaba? - Było pierwszym co powiedział na widok Harry'ego, kiedy spotkali się na porannym czwartkowym dyżurze.

- Ciebie też miło widzieć, Louis - odpowiedział radośnie Harry, kompletnie ignorując jego złośliwą uwagę na temat jego seledynowego garnituru. - Dlaczego nie masz nic zielonego? Dziś Święto Patryka.

Kąciki ust Harry'ego momentalnie opadły w dół, kiedy lustrował niższego mężczyznę. Louis wzruszył ramionami, spojrzał na niego i po prostu nie mógł się powstrzymać - naprawdę nie mógł zatrzymać wkradającego się na jego twarz szerokiego uśmiechu. Pomimo tego że w dalszym ciągu gardził tymi przesadzonymi garniturami, niekiedy kolorowymi apaszkami i dziwnymi butami na obcasach z tęczowymi klamrami, które zakładał Harry, to był w stanie powiedzieć, że nawet w tym ubraniu wyglądał niesamowicie seksownie. Przymrużył lekko oczy i zmarszczył brwi, gładząc się dłonią po podbródku, jakby nad czymś myślał.

- Coś nie tak? - spytał Harry, który stał idealnie naprzeciwko niego.

Niższy zrobił kroczek w jego stronę, czując narastające bicie serca - takie jak wtedy, gdy wydarzyła się ich słynna "bitwa na niemruganie". Louis wyciągnął obie ręce w stronę twarzy Harry'ego i palcami wskazującymi podniósł kąciki jego ust, w ten sposób tworząc na jego twarzy uśmiech, a w policzkach dołeczki. 

- Tak lepiej - powiedział zadziornie i szybko odsunął się do tyłu, wpadając na filar.

- C-co? - wydusił z siebie Harry. 

- Co "co"? 

- Nic. Tylko... Czy ty jesteś prawdziwym Louisem Tomlinsonem czy cię podmienili? - zażartował, dźgając go palcem w brzuch, jakby chciał sprawdzić czy szatyn jest prawdziwy. - Louis, którego znam, tak się nie zachowuje.

- Jestem sobą, głupcze - zakomunikował z humorem. - Jestem tym samym sarkastycznym dupkiem, który przeklina bez opamiętania i nie ma ręki do dzieci, ale jeśli chcesz mogę cię obrzucić pomidorami, żebyś przypominał sałatkę i żebyś nie miał wątpliwości co do mojej tożsamości.

- Nie, nie. To miło że taki jesteś. Lubię cię takiego - Harry wyznał szczerze.  

Louis zdusił w sobie śmiech, kątem oka zauważając, że Harry dyskretnie na niego spoglądał. To było chyba najbardziej figlarne spojrzenie, jakie kiedykolwiek w życiu przyszło mu zobaczyć i, och. Dlaczego ten Styles był taki przystojny? I tak cholernie uroczy a jednocześnie kuszący?

- Lubisz mnie "jakiego"? - dopytał.

Harry chyba się zawstydził, ponieważ jego policzki przybrały różowy kolor.

"Takie niewiniątko z niego" - rozczulił się Tomlinson.

- No... - zaczął. - takiego. Kiedy się uśmiechasz, jesteś miły i nie traktujesz mnie jak gorszego od siebie. Miła odmiana, szczególnie że na próbach jest ciężko.

Brunet starał się utrzymać z Louisem kontakt wzrokowy, ale było to trudne, ponieważ ten patrzył dosłownie wszędzie, ale nie na niego.

Szatyn spuścił głowę. Nie traktował Harry'ego jak gorszego od siebie. Nie sądził, że tak to odczuwał - nie chciał, żeby Harry czuł się gorszy i to w dodatku przez niego. Nigdy nie widział, żeby zielonooki mocno pokazywał to, jak bardzo przejmował się jego słowami, znaczy... Już pierwszego dnia kiedy się poznali i kiedy skomentował jego ubiór... No dobrze, wtedy widział, jak bardzo go to uraziło, ale to było prawie półtora miesiąca temu i wtedy mało co obchodziło go to, co czują inni. Zresztą, teraz też miał gdzieś uczucia innych - uczucia wszystkich poza Harrym.

- Myślałem, że nie obchodzi cię, co myślę.

Harry posłał mu smutny uśmiech.

- Zawsze chciałem być osobą, która nie przejmuje się zdaniem innych, ale nią nie jestem - westchnął. - Ale...to w porządku. Ja i tak się nie liczę. Ważne żeby inni byli szczęśliwi. - Kąciki jego ust delikatnie powędrowały w gorę. - Mimo wszystko ja też jestem szczęśliwy, wiesz? Bo widzisz, jestem po prostu sobą. A to jest naprawdę dobre.

Wzruszył ramionami, a Louis schował dłonie do kieszeni swoich dresowych spodni. Co prawda nie było mu zimno - wręcz przeciwnie - w jego ciele szalał prawdziwy ogień, który rozgrzewał go od środka i sprawiał, że przechodziły go przyjemne dreszcze. Zacisnął dłonie w pięści.

- Ty też jesteś sobą, Louis?

Czy Louis był sobą? Czy sarkastyczny, chamski Louis był prawdziwym Louisem? A może był tylko maską, którą wkładał, kiedy miał wyjść do ludzi? Skąd w ogóle takie pytanie? 

- Jasne. Jestem sobą - odpowiedział. - Dlaczego miałbym udawać kogoś, kim nie jestem?

"Właśnie Louis - dlaczego miałbyś udawać?" - zapytał siebie w myślach. Sam nie był pewny swojej odpowiedzi.

Harry ponownie wzruszył ramionami, stając obok niego i zaczął obserwować bawiące się na boisku dzieci.

Stali obok siebie w milczeniu, zastanawiając się nad pewnymi sprawami, które ich dotyczyły. Wszystko w miarę się unormowało. Czy można było powiedzieć, że są kolegami, przyjaciółmi? Sytuacja i ich relacja była stabilna, ale jeszcze nie wiedzieli na czym do końca stoją.

Harry czuł, że zmierzał w dobrym kierunku, ale jak wiadomo drogi nigdy nie są proste, więc wkrótce spodziewał się rozwidleń i zakrętów, na których będzie musiał wybrać. Pytanie brzmiało - czy będzie potrafił wybrać dobrze, tak by dotrzeć do celu, do szczęścia - do Louisa? Harry na razie wolał o tym nie myśleć. Jego podróż na pewno nie miała być jedną z tych krótkich i łatwych - na to się zapowiadało, ponieważ Louis był specyficzną osobą o ciężkim charakterze. Był osobą zamkniętą na świat, co brunet przez te półtora miesiąca zdążył zauważyć i musiał postępować z Louisem delikatnie. Krok po kroku - powoli - by nie zaprzepaścić jedynej szansy, którą dostał od Boga, bo kto wiedział, czy takowa mogłaby się jeszcze powtórzyć.

Nagle Louis przerwał jego rozmyślania, mówiąc:

- Przepraszam.

Powiedział to tak cicho, że brunet był pewny, że gdyby stał dalej nie usłyszałby tego. Zamarł.

- Przepraszam za swoje zachowanie względem ciebie. Nie chciałem, żebyś kiedykolwiek czuł się źle przeze mnie...

I tymi słowami Harry został dogłębnie uświadomiony o tym, że niczego nie mógł zniszczyć i że za późno było na jakikolwiek odwrót. Louis go przeprosił - choć w gruncie rzeczy Harry'emu nie było to wcale potrzebne, gdyż od jakiegoś tygodnia nie miał mu za złe niczego, co robił.

Dlaczego?

Bo go pokochał.

- Nie masz mnie za co przepraszać, Louis - odpowiedział, kładąc mu niepewnie dłoń na ramieniu.

- Mam.

- Nie, nie masz - zapewnił go, delikatnie pocierając jego ramię. - Ale jeśli tak uważasz... Wybaczam ci. W porządku?

- To ja powinienem o to zapytać - westchnął.

Harry tym razem już wiedział, że naprawdę wpadł jak śliwka w kompot, zakochując się w Louisie.

Tak...

Definitywnie i niezaprzeczalnie go pokochał.

Cholera...

Od autorki: Beznadziejnie wiem, ale musiałam przerwać i skończyć na ponad 1000 słowach. Ale poczekacie tylko na sylwestra, bombowo zaczniecie nowy rok obiecuję xxx 

I okej, w sumie spodobał wam się pomysł na grupkę czytelników It's Getting Crazy, więc dm zostanie zrobione na twitterze (chyba że chcecie na facebooku) możecie pisać w wiadomości prywatnej (tutaj lub na tt: OnlyLarryLove69) , lub skomentować ten akapit ze swoją nazwą a ja was dodam xxx 

Buziaczki xxxx

It's getting crazy & We're getting dizzy (1&2)  || Larry Stylinson ✔️Où les histoires vivent. Découvrez maintenant