Jakoś trzy godzinny później Harry'ego obudził Louis, który wymiotował w łazience. Zmęczony i zaspany zwlókł się z łóżka i prawie potykając się o kołdrę leżącą na podłodze, stanął w drzwiach, by zobaczyć czy z niższym jest w miarę dobrze.
- Wszystko w porządku? - zapytał zmartwionym tonem, ziewając i splatając ręce na piersi, po czym oparł się ramieniem o framugę.
Louis oparł się tym razem plecami o pralkę i posłał mu zmęczone, aczkolwiek mówiące: "A wygląda jakby było w porządku?" spojrzenie.
- Jestem żałosny - burknął Louis, chowając twarz w dłoniach.
Styles zmarszczył lekko brwi. Zrobiło mu się smutno przez to jak starszy o sobie mówił, bo przecież był naprawdę wartościowym człowiekiem.
- Hej, nie mów tak - powiedział, przeciskając się przez ciasną część łazienki, by usiąść obok niego.
Objął go ręką i przyciągnął do swojego boku, a głowa Louisa spoczęła na jego ramieniu.
- Wcale tak nie jest. Nie możesz tak o sobie mówić.
- Czuję się jak gówno i nim jestem, ale dzięki - skomentował ponurym tonem, lekko odsuwając się i dając zielonookiemu do zrozumienia, by wziął swoją rękę.
Auć.
Speszony położył dłonie na ugiętych kolanach i potarł je. Nie powinien przytulać Louisa, kiedy ten powoli wracał do stanu trzeźwości.
- Pewnie teraz myślisz, że jestem jakimś chorym psychicznie alkoholikiem lub coś i zadajesz sobie pytanie dlaczego wciąż tutaj jesteś.
- To co się się stało nie zmieni mojego myślenia o tobie. Nawet jeśli prawie zrobiłeś największą głupotę w swoim życiu, ja nadal będę cię kochać. A jestem tu właśnie po to by to robić. Kochać cię - wyjaśnił, nie dając o sobie poznać, że trochę uraziły go jego słowa.
Poczuł się jakby Louis myślał, że ma wobec niego jakiś złe intencje i wszystko, co mówił i robił było jedną wielką grą. Może trochę przesadzał, ale w obecnej sytuacji brał do siebie wszystko podwójnie.
Szatyn nie odpowiedział, jakby bił się właśnie z myślami, ale po krótkiej chwili wstał, zbywając tym Harry'ego. Doczłapał do umywalki i nałożył na szczoteczkę pastę, mówiąc:
- Możesz iść do salonu. Zaraz tam przyjdę i zrobię herbatę, tylko umyję zęby.
– Um, w porządku – zgodził się brunet i wstał z miękkiego łazienkowego dywanika, po czym opuścił pomieszczenie.
Był trochę zdziwiony, że Louis traktował go teraz tak chłodno i szorstko. To nie było miłe i cóż, przecież jeszcze przed chwilą tulili się w łóżku, a teraz Harry czuł się jak nieproszony gość – jak jakiś wróg – a nie chciał mieć takiego poczucia. Nic nie mógł jednak poradzić, że opanowało go skrępowanie.
Siedząc na kanapie, poprawił swój płaszcz, ponieważ ,tak – dalej był w niego ubrany i w sumie cieszył się, że miał go na sobie, gdyż w dużym pokoju nie było za ciepło. Rozpięta do połowy klatki piersiowej koszula w czarne wzorki wcale go nie ogrzewała, więc zaczynał powoli jednak żałować, że nie ubrał swetra lub czegoś cieplejszego. Ale skąd mógł wiedzieć, że wyląduje u Louisa i będzie w jego mieszkaniu w środku nocy?
Rzucił okiem na zegar wiszący nad telewizorem przed nim. Wskazówki wskazywały kilka minut po północy, na co kędzierzawy automatycznie ziewnął, zasłaniając usta dłonią. W jego kącikach oczu pojawiły się malutkie łzy, które szybko otarł palcami, po czym przetarł twarz.
YOU ARE READING
It's getting crazy & We're getting dizzy (1&2) || Larry Stylinson ✔️
FanfictionHarry to wychowawca jednej z klas oraz nauczyciel historii, który nieustannie drze koty z Louisem Tomlinsonem - wuefistą. Szatyn wiecznie szuka zaczepki i okazji, by dopiec Stylesowi i ma gdzieś jego rady jak powinien postępować z dziećmi. Mężczyźn...
