Rozdział 24

170 21 0
                                    

Podczas kolejnych dni, kiedy już wracam do szkoły po zawieszeniu, rozgrywa się małe piekło. Victoria dopięła swego i znowu kontroluje moje życie jak chce. Skłóciła mnie z resztą przyjaciół, Ansel nie chce ze mną rozmawiać, Miles się na mnie obraził, chociaż nie wiem za co, Zoë tak samo, bo śmiałam skrytykować ją za to, że jest z Willem. Chciałam dla niej jak najlepiej, bo nie ma pojęcia jakim jest potworem.

Theo unika mnie jak ognia. Sam zaczął tę głupią kłótnię, a teraz się do mnie nie odzywa. Za to Victoria udaje moją przyjaciółkę, a ja nie mogę zaprotestować, bo ma to cholerne nagranie ze mną i Uriahem. Jak mogłam być taka głupia i do tego dopuścić?

>>>

- O co wam chodzi? - Pytam ze złością, kiedy w porze lunchu podchodzę do stolika, przy którym siedzą Ansel i Miles. - Zrobiłam wam coś, że się do mnie nie odzywacie?

- Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi - Ansel nawet na mnie nie patrzy.

- No wyobraź sobie, że nie mam pojęcia - warczę.

Zaczynam mieć tego wszystkiego dosyć, wszyscy się ode mnie odwracają. Kiedy dokładnie moje życie zaczęło się sypać? To proste - kiedy pojawiła się Victoria. Wiedziałam, że mnie zniszczy, bo to wychodzi jej najlepiej.

- Rozpuściłaś w szkole plotkę o mnie.

- Słucham? - Mam ochotę parsknąć śmiechem. - Niby jaką? Czy ja kiedykolwiek plotkowałam? Nie jestem cheerleaderką, to ich zajęcie.

- Tylko ty wiedziałaś, że podoba mi się Theo.

- Poważnie? Sądzisz, że nie mam co robić tylko rozpowiadać takie rzeczy w szkole?

- Ty o mnie też mówiła - odzywa się Miles. - Ja żem słyszał od kilku ludzisków, że ty się ze mnie śmiała.

Chyba zaraz zwariuję. Może mam jakieś dziury w pamięci i po prostu nie pamiętam, że robiłam takie rzeczy? To jedyne wytłumaczenie.

- Przejrzeliśmy cię, Shailene. Udawałaś naszą przyjaciółkę, chciałaś stworzyć grupę różnych ludzi, którzy normalnie by się nie przyjaźnili. To jakiś twój chory eksperyment? Bo chyba nie z takimi ludźmi zadawałaś się kiedyś w Los Angeles?

- Tamten okres życia to dla mnie skończona historia. Tutaj zaczęłam nowe życie i niczego nie udawałam, naprawdę was lubię.

- Dlaczego ci nie wierzę? - Prycha Ansel.

Bo jesteś głupi.

- Nie wiem, ale przykro mi z tego powodu - wstaję od stołu i odchodzę, zostawiając tacę z jedzeniem. Straciłam apetyt.

Wychodząc ze stołówki, patrzę na swoje stopy i nie widzę niczego przed sobą, przez co na kogoś wpadam.

- Jak łazisz?! - Grzmię i rozmasowuję bolące ramię.

- To ty na mnie wpadłaś, Shailene - odpowiada Uriah, posyłając mi wrogie spojrzenie. - Możemy pogadać?

- Nie mamy o czym - zbywam go.

- Chyba jednak mamy.

- Nie, zapomnij o tym, rozumiesz? To się nie wydarzyło.

Uriah kręci głową i chwyta mnie mocno za rękę, wyprowadzając ze stołówki. Próbuję mu się wyrwać, ale udaje mi się to po dłuższej chwili, kiedy już jesteśmy na pustym korytarzu. A może to on mnie puścił.

- Nie mogę o tym zapomnieć - mówi głośnym szeptem Uriah. Zbliża się do mnie na niebezpieczną odległość. - Cały czas myślę o tym, co się między nami wydarzyło...

- Nie, daj sobie z tym spokój. To był błąd, jeden z największych w moim życiu.

- Błąd? To tak nie wyglądało.

- Byliśmy pijani. Ludzie wtedy robią różne głupie rzeczy, wiesz? - Przewracam oczami. - Mam chłopaka, więc nie jesteś mi do niczego potrzebny.

- Będę o ciebie walczył.

- Słucham? - Parskam śmiechem.

- To, co słyszałaś. Będę walczył, bo mi zależy. Wszystkie chwyty dozwolone.

CDN.

dream team (SHEO STORY) Where stories live. Discover now