Śnieg padał dość obficie, gdy Dazai szedł spokojnie ulicą, podziwiając uroki tej pory roku. Zima zawsze kojarzyła mu się z ciepłem kominka, przy którym potrafił spędzić nawet cały dzień, jednak po odejściu z mafii, zaczął czuć też pewną pustkę, którą widok znajomego ognia tylko powiększał.
Spacerowałby dalej, bujając w obłokach, ale zatrzymał się na widok rudej czupryny, wystającej spod brzydkiego kapelusza i postanowił zmienić plany.
Dosiadł się do właściciela tych włosów, który najwyraźniej nie był z tego zadowolony, bo wcześniej rozkoszował się samotnością i ciszą na tej zimnej ławce w oświetlonym świątecznymi lampkami parku. Chyba oboje nie wiedzieli, co powiedzieć i siedzieli tak dłuższą chwilę, w końcu brunet zaczął.
- No więc... wciąż masz to samo nakrycie głowy.
- A ty te same durne pytania.
- Brakowało Ci ich?Odpowiedziało mu milczenie, choć już znał odpowiedź. Postanowił zmienić temat, bo nie chciał rozdrapywać ran, które pod wpływem czasu zdołały się choć trochę zagoić.
- Powietrze jest dziś dość zimne.
- Jak twoje serce, gnido.
- Nienawidzisz mnie?
- Chciałbym.
- To co do mnie czujesz?Kurde, ciemnooki wiedział, że tym razem zwalił. Raczej nie powinien o to pytać po zostawieniu go na cztery lata samego z bólem i alkoholem, ale ciekawość zwyciężyła.
- Dazai, a co mam czuć!? Oczekiwałeś, że rzucę Ci się w ramiona, piszcząc jak mała dziewczynka?
- Jeśli chcesz, to się nie krępuj.Myślał, że po tych słowach Chu zacznie krzyczeć, ale on tylko spuścił głowę i podziwiał czubki swoich butów oczami lśniącymi od łez. Wyższy z nich owinął swoje ręce dookoła rudowłosego i zaczął głaskać go po włosach, szepcząc do ucha.
- Chu, nie płacz.
- J-ja w-wcale n-nie pła-aczę...
- Rudy, weź nie ściemniaj, przecież widzę.Nagle Nakahara odsunął się i szarpnął bruneta za szalik tak, by ich twarze dzieliły nieliczne centymetry i ze zdenerwowaniem powiedział przez zęby.
- Osamu... już nigdy mnie nie zostawisz, nie pozwolę Ci, słyszysz!
- Nie mogę wrócić do mafii...
- Nie do mafii, wróć do mnie.Dazai uśmiechnął się po raz pierwszy od wielu dni, a na ten widok nawet Chuuya delikatnie uniósł kąciki ust w grymasie, który w jego wykonaniu oznaczał wielkie szczęście i spokój.
- Chu, kocham Cię.
- Wiem, gnido.- Ej, spodziewałem się, że powiesz coś w stylu „ja tez Osamu-san, mon amuor" lub coś w tym stylu. Weź wyznaj mi swoje uczucia po francusku.
- Tu est pire impécile. (Jesteś najgorszym imbecylem)- Słodko to brzmi, co to znaczy?
- To, co o Tobie myślę.
- No pooowiedz albo nie, mam lepszy plan.Dazai szybko wrzucił mu za kołnierz śnieżkę i w pośpiechu odsunął się na bezpieczną odległość.
- Wracaj tu! Zaraz pokażę Ci magię grawitacji i śniegu!
- To ja pokażę Ci ten numer z bombką do auto sprzed czterech lat, ale na Twoim motorze!
- Tylko spróbuj tknąć brum bruma! To wepchnę Ci te stare bandaże do gardła, Ty głupi pojemniku na słabe żarty i trucizny.
- Zawsze mogę przypadkiem stłuc te dwie butelki Péteusa, stojące na szafce nocnej w Naszej sypialni.- Od kiedy to Nasza sypialnia?
- Skoro mam z Tobą zostać, to chyba muszę się znowu wprowadzić, co nie? Czekaj, nie płacz, sorry, może jednak nie...
- Debilu, to ze szczęścia... nieważne, nie będę słuchać tych głupot, idę spać!Odwrócił się i stanowczym krokiem wychodził z parku, gdy Dazai krzyknął.
- To mam się do ciebie wprowadzić, czy...
- Jutro bądź o 17:00, a jak się spóźnisz, to wyślę do Agencji Twoje zdjęcia w stroju cukrowej wróżki, gdy miałeś 7 lat.
- Będę, tym razem Cię nie zostawię.Dazai został sam wśród nocnej ciszy... znaczy szumu wiatru. Uśmiechnął się i wyszeptał.
- Już nigdy Cię nie stracę, Chuuya~
Od autorki
Pewnie myśleliście, że skończy się na jednym, świątecznym rozdziale... suprise, są dwa. Mam nadzieję, że się podobało, wesołych świąt.
YOU ARE READING
Ubi Sunt - Soukoku Oneshoty
FanfictionUbi sunt (łac. „gdzie są") - skrót łacińskiego pytania retorycznego Ubi sunt qui ante nos fuerunt? („Gdzie są ci, którzy byli przed nami?") używany na określenie literackiego motywu przemijania, marności świata i tęsknoty za przeszłością. Było poważ...