53

10.5K 554 432
                                    

Dni robiły się coraz zimniejsze i Alicja bała się, że jej przyjaciele zaczną marznąć. Wprawdzie w piwnicy było w miarę ciepło, ale w bunkrze
panował chłód.

- Herr Schulz - Alicja razem z kucharzem sprzątali po śniadaniu.
Zdrapywała zaschnięte jedzenie z talerza i nie patrzyła na niego. - Nie
było panu zimno ostatniej nocy? Czy mogłabym dostać koce do przykrycia
dla mojej mamy i siostry?

Alicja spojrzała na niego kątem oka. Zmarszczył lekko brwi i dalej
zajmował się pracą.

- A ile potrzebujesz? - dziewczyna wstrzymała oddech.

- Dwanaście

Bała się, że Schulz ją wyśmieje kiedy usłyszy taką ilość, ale tak się nie stało. Mężczyzna wytarł ręce o fartuch i wyszedł z kuchni. Dziewczyna skupiła się nad swoim zajęciem, zastanawiając się, dlaczego tak nagle zniknął bez słowa. Zazwyczaj kucharz hałasował i robił wokół siebie zamieszanie. Po kilku minutach wrócił, taszcząc cały stos koców, o wiele wię­cej, niż prosiła.

- Alicja, jeśli czegokolwiek potrzebujesz, nie wolno ci się bać i masz mnie o to poprosić - powiedział cichym, poważnym głosem.

Dziewczyna miała wrażenie, że Schulz jakby dobrze wiedział, że to ona stoi za zniknięciem tych Żydów z pralni. Poczuła w głowie straszny
zamęt. Odczuła ulgę i wdzięczność oraz zaburzało to co powinna czuć do
Niemców. Walcząc ze łzami, pod powiekami pocałowała mężczyznę w
policzek i zabrała od niego koce.

Pożyczyła jeszcze z magazynu wózek do rozważenia mleka. Wrzuciła do
niego koce i ruszyła do willi. Musiała się spieszyć, żeby major nie
zauważył jej nieobecności. Kucharz zawsze przymykał oko na jej
zniknięcia, ale Werner już nie.

Dotarła do willi tego dnia dużo wcześniej niż zwykle. Musiała zdążyć
przed obiadem w hotelu, a następnie zająć się pralnią.

Kiedy weszła do budynku zaniemówiła. Żydzi siedzieli w salonie, czytali gazety, książki, kobiety sprzątały po posiłku, a dzieci radośnie
biegały po domu. Wszyscy na jej widok zamarli, a kiedy zauważyli, że to tylko ona wrócili do swoich zajęć jakby nigdy nic.

Alicja przerażona podeszła do starszego mężczyzny, który siedząc w
fotelu majora i palił sobie fajkę.

- Może pan powiedzieć co wy tutaj robicie? Powinniście być w piwnicy -
mężczyzna spojrzał na zegarek.

- Nie martw się moja dziecko. Zaraz zejdziemy na dół - Alicja była w
totalnym szoku. Najbardziej przeraził ją widok kobiety z wielkim brzuchem. Nie mogła zrozumieć czemu tego nie zauważyła.

- Boże kochany! - jęknęła- czemu nic o tym nie wiedziałam? - mężczyzna
złożył gazetę i spojrzał na nią przez okulary zdziwiony.

- Myślałem, że widziałaś o tym, że Franka spodziewa się dziecka?

- Przecież ona w każdej chwili może rodzić? Jak wy chcecie to ukryć?

- Damy radę. To jej trzecie dziecko. Urodzi bez problemu .

Alicja nie była wstanie nic powiedzieć. Była zbyt wstrząśnięta.
Zostawiła Żydom koce, którzy z radości wzięli się za szycie z nich palt
na zimę. Dziewczyna wyszła bez słowa. Nie rozumiała jak można było być tak nie odpowiedzialnym. Przecież zamiast niej mógł przyjść major. Czuła się wykorzystywana przez nich. Nie liczyli się z jej zdaniem i to, że ryzykuje swoim życiem. Interesuje ich wyłącznie to co oni uważają. Alicja miała ogromną nadzieję, że ci ludzie wyniosą się w
końcu zaraz po zimie.

Wróciła do hotelu. Po skończonym obiedzie poszła do pralni. Mamie dała
najlżejszą pracę jaka była - sortowanie. Mimo to w pomieszczeniu było strasznie duszno i gorąco. Z trudem ona sama tam wytrzymała, a co mówiąc o ludziach, którzy musieli pracować po dziesięć godzin dziennie. Widziała jak jej rodzicielska musiała co chwilę usiąść aby chwilę odetchnąć. Z jej oczoła aż kapał pot i chusteczką co chwilę je wycierała.

Pokochać wroga cz. 1 (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz