Rozdział: 13

34 5 7
                                    

Edith

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Edith

Wszyscy, WSZYSCY uważali mnie za jakąś pieprzoną bohaterkę. Wcale nią nie byłam, to był odruch, nie myślałam o sobie... Każdy o mnie mówi, jakbym uratowała cały budynek. Rodzice dziewczynki dziękowali mi ze łzami w oczach.

- Nasz starszy syn zginął pracując dla Agencji, nie moglibyśmy stracić i jej...- powtarzali. Wtedy odczuwałam tylko jeszcze większą złość niż przedtem.

Ta cała Agencja to jakieś potwory... Zabierają ludzi z miasta na jakieś chore akcje, z których już nie wracają... Musi być jakiś sposób by odciągnąć się od ich tyranii.

- Nudno jest.- mruknął Tony. Zamknęli szkołę i wszyscy nieletni mają zakaz wychodzenia ze swoich frakcji. Ograniczenie wolności było czymś nie do pomyślenia...- Może byśmy...- nachylił się do mojego ucha, przegryzając jego płatek.

- Nie.- odepchnęłam go lekko.

- Nadal martwisz się tą Agencją?- wywrócił oczami.

- A jeżeli to oni? Spójrz, był spokój aż tu nagle BUM! I takie ataki. Agencja włączyła barierę ochroną... Podsłuchałam Zeke'a i Shaunę. Coś takiego już kiedyś miało miejsce. Atakowano frakcje...

- Ale władzy się udało to powstrzymać, prawda? Nie mamy się czym martwić. Nie my jesteśmy od tego.- spojrzałam w dół przepaści.- I dlaczego tutaj siedzimy? Tu jest zimno i wilgotno. Nie chcę, żebyś się przeziębiła.

- Nie wiem.- mruknęłam.- Jakoś lubię tu być...

- Zróbmy coś szalonego!- powiedział nagle. Spojrzałam na niego z politowaniem.- Przejdźmy przez swój krajobraz strachu...- otworzyłam szeroko oczy.

- Oszalałeś?

- Dlaczego... Nie chciałabyś wiedzieć o swoich lękach wcześniej? Lepiej by ci poszło pod czas nowicjatu, wiesz już byś mogła się przygotować.

- Ale to by było niesprawiedliwe...

- A co ty jesteś z Prawości?- prychnął.- Dawaj, będzie fajnie...

- Dziwne jest to twoje poczucie zabawy.- roześmiałam się. Zgodziłam się i udaliśmy się do pokoju, do którego dostęp miał tylko mój ojciec, Shauna, Christina i Tris.

Znałam kod więc bez problemu dostaliśmy się do środka. Było to małe pomieszczenie, a światło dawało bardzo pomarańczowy klimat. Na środku stał tylko fotel, a obok komputer. Pod nim w szafce musiały być strzykawki.

- To co? Kto pierwszy?- spytał. Wywróciłam oczami i zabrałam od niego strzykawkę. Nie lubię, gdy ktoś robi mi zastrzyk.

- Bez podłączenia.- powiedziałam, gdy wyciągnął w moją stronę diody.

- Jak sobie pani życzy.- podwinęłam rękaw. Nie poczułam ukłucia. Ze względu na moją chorobę często musiałam się kłuć. Oparłam głowę na fotel i poczułam jakbym odpływała gdzieś w głąb fotela, aż zrobiło się ciemno.

•New Beginning• Where stories live. Discover now