Rozdział: 3

77 10 6
                                    

Cztery

Ups! Tento obrázek porušuje naše pokyny k obsahu. Před publikováním ho, prosím, buď odstraň, nebo nahraď jiným.

Cztery

Tak, wiem.

Jestem potworem. Edith powinna znać prawdę, ale... Kiedy poruszamy ten temat, widzę w jej oczach nadzieję. Ja jej nie mam. Będzie szczęśliwsza z myślą, że jej matka żyje. Za długo brnąłem w tym kłamstwie, żeby teraz powiedzieć prawdę. Pewnie znienawidziłaby mnie. Nie chcę nawet myśleć, o Kate. Musi patrzeć się na mnie z góry swoim smutnym wzrokiem. Edith nie wie prawy o niej... Nie wie, że mogłaby mieć teraz brata. Nie dotrzymałem danego jej słowa. Tylko to dla niej się liczyło, żeby Edith o niej wiedziała i żeby nie była zła. Żeby wiedziała, że jej matka ją kocha, że musiała...

... Popełnić samobójstwo.

Nie musiała...

Ale czy chciałbyś zobaczyć ją pewnego ranka, nieżywą w szpitalu? Oczywiście że nie. Ale jej widok, wpadającej w przepaść, nie był lepszy. Chodź minęło tyle lat, ja wciąż budzę się w nocy, przez nią...

Kocham Edith. Jest moim jedynym szczęściem. Tylko dzięki niej mam chęć żyć. Nie jestem jakimś wrakiem człowieka, ale pozostanę w wiecznej żałobie. Kochałem ją tak bardzo...

Wszystko przypomina mi o niej. Sala treningowa, gabinet... WSZYSTKO. I jak mam tu być szczęśliwy, skoro jej tu nie ma? Mam Edith i to o nią muszę dbać. Muszę odstraszać potencjalnych samców, którzy mogliby ją zranić. Och, zajmowanie się tym to przywróci mi siłę...

Męczy mnie poczucie winy, ale musiałem. Musiałem to zrobić. Tyle lat im się udało... A w jaki sposób? Po prostu wmówiliśmy mieszkańcom, że Kate uciekła. Nie chcieli wierzyć, jednak udało nam się wypielęgnować w nich tę wersję. Prawdę zna tylko niewielka grupka.

Czasami kłamstwo w ważnej sprawie, jest lepsze niż prawda.

Edith już dawno zasnęła a ja jak zwykle miałem z tym problem. Pójść tam, czy nie?

Nikogo nie było na korytarzach. Większość jest w Pire, podobnie jak moi przyjaciele. Chcieli, żebym do nich dołączył, ale nie miałem ochoty.

Wszedłem do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Otworzyłem szafeczkę, gdzie leżały równo ułożone fiolki. Wyciągnąłem jedną, siadając na fotelu. Skrzywiłem się, gdy poczułem nieprzyjemne ukłucie. Oparłem się, zamykając oczy.


Jest wysoko, bardzo wysoko. Nadal mam ten pieprzony lęk wysokości... Stałem na szczycie jakiejś wieży.

- Tobias!- spojrzałem w dół. To Kate, trzymała się poręczy tylko jedną ręką. Zaraz spadnie. Usłyszałem głośny trzask. Linka nad moją głową roztrzaskała się, tak że oboje znaleźliśmy się w powietrzu. Nie patrzyłem w dół, nie mogłem. Serce podeszło mi do gardła. Przysunąłem się do Kate, która nie panikowała z tego, że zaraz umrze jednak z tego, że zaraz mnie straci, a ja znowu nie dam rady temu zapobiec.

Pierwszy lęk- strach przed nieocaleniem bliskiej mi osoby oraz lęk wysokości

Nie zawsze to jest Kate. Często jest to Edith, Evelyn, Tris... różne osoby.  

Ciemność.

- Tato!- słyszę pisk przed sobą. To Edith... Biegnę w jej stronę, znajduje się przy przepaści, a za rękę trzyma ją Kate. Zamarłem wyglądała tak jak wtedy. Blada, podkrążone i zakrwawione oczy.

- Co ty robisz?!- zawołałem. Kate wyciągnęła przed siebie rękę, każąc mi się zatrzymać.

- Jak mogłeś mnie tak zranić... Jak mogłeś zrobić ze mnie uciekinierkę... Jak mogłeś, pozwolić jej o mnie zapomnieć...?- stałem z uchyloną buzią, nie mogąc wykrztusić nic z siebie.

- Wybacz mi!- krzyknąłem.- Wróć... Będziemy wszyscy razem!- pokręciła głową, była śmiertelnie poważna. Podeszła do przepaści, gdzie nie było żadnych barierek.- Nie zapieraj mi jej!

- Nie wybaczę ci tego...- szepnęła Edith, przytulając matkę.- Nie wybaczę.

- NIE!- obie wpadły w czarną otchłań...

Drugi lęk.- gniew Kate

Nie mam pojęcia, skąd on się bierze. Przecież wiem, że do mojego spotkania  z Kate już nigdy nie dojdzie.

- Tutaj jesteś...- odwróciłem się. Christina trzymała dłoń na moim ramieniu.- Już czas.- czas na co?

Poszedłem za nią, do głównej sali. Było w niej mnóstwo ludzi, wszyscy byli wzburzeni i wściekli. "Zabić ich!"- krzyczeli. Ale kogo?

Wszedłem na wzniesienie, towarzyszyła mi Christina. Stanęła przede mną, jakby wiedziała, że nic z siebie nie wyduszę.

- To było niedopuszczalne. Nie ważne, czyją rodziną są te osoby, muszą zostać ukarane w sposób, jaki nakazuje nasze prawo.

- Śmierć!- krzyknął tłum.

- Wprowadzić buntowników...- spojrzałem na wejście. Do środka weszła Emma, kilku młodych Nieustraszonych i... Edith?!- Sprzeciwili się naszym rozkazom, narażając frakcję. Wykonać rozkaz. - spojrzałem w oczy córki. Były czerwone od płaczu.

- Przepraszam cię tato!- krzyknęła. Lukas wymierzył pistolet w jej stronę.

- Co!? NIE!- padł strzał...

Trzeci lęk.- zdrada oraz śmierć Edith

Nie wiem, dlaczego się tego boję. Przecież wiem, że Edith nigdy tego nie zrobi.


Słyszę jeden wielki huk. Podrywam się z łóżka. Nogi same pokazują mi, gdzie mam biec. Znalazłem się w sali treningowej. Ciężko było cokolwiek zobaczyć. Otaczał mnie siwy dym, który utrudniał mi oddychanie. Chciałem wydostać się stąd drzwiami ewakuacyjnymi, jednak moje bose stopy, wdepnęły w coś mokrego. Spojrzałem w dół. To krew. Odwróciłem się. Za mną, przy ścianie, w idealnym rządku leżały ciała.

Shauna, Zeke, Christina, Tris, Lukas, Caleb, Cara... Edith. Blada, wygląda tak samo jak jej matka, wtedy nad przepaścią.

W pomieszczeniu rozniosło się echo potężnych kroków. Spojrzałem w bok. Kilkanaście metrów ode mnie stał Matthew z pistoletem w ręce.

- Przykro mi Cztery.- wymierzył go w moją stronę...

Czwarty lęk.- zniszczenie frakcji i miasta przez agencję...

Poderwałem się, oddychając ciężko. To tylko symulacja. Jestem tutaj... To na pewno się nie wydarzy. To jest dziwne, nienormalne. To tylko moje lęki...

***

Wróciłem do mieszkania, nalewając sobie wody do pustej szklanki. Wypiłem ją za jednym zamachem i spojrzałem na ciasto czekoladowe, które przyniosła nam Tris. Nie zjadłem nawet kawałka. Od tylu lat go nie jadłem...

Stanąłem przy drzwiach sypialni Edith. Uchyliłem drzwi, wchodząc do środka. Usiadłem na krześle obok, przyglądając jej się. Blada, przez światło księżyca twarz, lekko rozchylone usta i słodkie pochrapywanie.

Kate też się ono zdarzało...

Moja córka jest piękna i taka do niej podobna. Kocham ją całym sercem. Jest dla mnie wszystkim, nie wyobrażam sobie życia bez niej. Daje mi nadzieje że w tej gęstej mgle, znajdzie się jakieś wyjście. Pogładziłem delikatnie jej policzek.

Moja mała córeczka...









•New Beginning• Kde žijí příběhy. Začni objevovat