Rozdział 88

383 31 4
                                    

Nie wiedziałem ile złamałem punktów karnych, nie obchodziło mnie to jednak w tej chwili. Musiałem być jak najszybciej na lotnisku zanim stuknięta Brian'a wywiezie naszego syna w świat!

- Andy zwolnij! Chcę przeżyć jeszcze z jakiejś pięćdziesiąt lat! - krzyczy Jinx ale ja go nie słucham. Nie jestem w stanie.

- Andy!

- Zamknij się! - warczę i minutę później znajdujemy się na lotnisku.

Szybko wybiegam z auta i biegnę w stronę lotniska. Mijam ludzi, niektórych nawet porządnie trącam ramieniem ale nie zwracam na to zbytczej uwagi. Liczy się dobro mojego syna...

- Halo! Proszę Pana! Tam nie można wchodzić bez odprawy!

- Ja muszę tam wejść! Przejść!

- Przykro mi...

- Przechodziła tutaj może ta kobieta? - pytam mężczyzny w czarnym mundurze i pokazuje jej zdjęcie Briany.

- Tak.

- Z dzieckiem?

- Tak.

- Kurwa!

- Proszę się wyrażać!

- To jest moje dziecko i mojej dziewczyny! Porwała je, uderzając moją przyjaciółkę podczas spaceru z małym w parku! I go zabrała! Teraz chcę go wywieźć chuj wie gdzie! Jeśli Pan mnie nie przepuści będzie Pan miał to dziecko i moją dziewczynę na zawsze na sumieniu!

- Dobrze. Proszę iść. Ja zawiadomie wszystkich ochroniarzy i pracowników lotniska, żeby zatrzymali tą kobietę jak ją spotkają.

- Dziękuję! A wy tutaj zaczekajcie!

- Powodzenia stary! - krzyczy Jinx kiedy ja biegnę przed siebie.

Rozglądam się wokół szukając niecierpliwie wyjścia do samolatu do Australii i rozglądam się wokół szukając Diany. Niestety nigdzie jej nie widzę...

- Kurwa! - przeklinam i siadam na jednym z krzesełek. Chowam twarz w dłoniach i zaczynam płakać.

To wszystko stało się przeze mnie. Jestem pierdolonym gnojem, który nie potrafi zapewnić bezpieczeństwa ani spokoju swojej ukochanej dziewczynie, którą straciłem i dziecku. Co ze mnie za facet o i ojciec!!

- Puście mnie! Nie macie prawa! - słyszę krzyk Briany. Podnoszę głowę i widzę, że ochrona prowadzi tą wariatkę skutą w kajdanki a stewardessa niesie w nosidełku moje dziecko. Mojego synka. Szybko wstaje.

- Ty! Jak mogłaś?!

- Jak mogłam?! To mogłoby być moje dziecko gdybyś nie zerwał ze mną kiedy byliśmy nastolatkami!

- To było ponad dziesięć lat temu! Mogłaś zrobić mu krzywdę.

- Mogłam gdybyś nas nie znalazł!

- Koniec tego! Idziemy! - mówi ochroniarz i ciągnię Brianę z sobą a ta próbuje się wyrwać, na szczęście bez skutku.

- Jeszcze was zniszczę! Wszystkich! - krzyczy a ja jedynie kiwam głową.

- To Pana dziecko?

- Tak. Mogę go zabrać.

- Naturlanie. Proszę.

- Dziękuję - młoda kobieta oddaje mi Mikey'a a ja cały szczęśliwy zabieram go ze sobą. Patrzy na mnie tymi swoimi słodkimi ciemnymi oczkami i o dziwo jest spokojny. To dobrze.

- Jinx spójrz! Udało się! - piszczy szczęśliwa Eva.

- No stary! A już myślałem, że po ptokach.

- To źle myślałeś. Jedźmy do Rosalie. Na pewno się martwi.

- Masz rację. Jedźmy do niej - mówi Eva i po chwili wszyscy znajdujemy się w samochodzie. Piszę do Rose i proszę aby wróciła do naszego mieszkania.

ROSALIE:
Płakałam. Przez cały czas płakałam. Kto mógł być takim potworem i porwać mojego synka.

Kiedy dostałam sms - a od Andy'ego, że znalazł naszego synka i jest cały i zdrowy znów zaczęłam płakać. Ale tym razem ze szczęścia. Poprosił mnie również abym wróciła do mieszkania. Uważałam to za głupi pomysł, ale postanowiłam zrobić to dla naszego synka.

☆☆☆
Pół godziny później znajduję się już w moim dawnym/teraźniejszym mieszkaniu i z niecierpliwością czekam na Evę, Jinx'a, Andy'ego i naszego synka. Napisałam wiadomość do mamy, że za kilka dni pojawię się u niej z Mikey'em. Odpisała, że nie może już się z tatą nas doczekać i czeka na nas.

Słyszę otwierające się drzwi...

- Michael! - krzyczę od razu i biegnę po mojego synka - Mikie!

- Jest cały i zdrowy - mówi Andy. Uśmiecham się.

- No nic! Zostawimy was w spokoju. Dzisiaj był bardzo emocjonujący dzień, każdemu z nas przyda się odpoczynek.

- Jasne. Dzięki i narazie! - mówi Andy a Eva i Jinx wychodzą. Andy patrzy na mnie - cieszę się, że wróciłaś.

- Na jedną noc.

- Co? - pyta wyraźnie zaskoczony. Obracam się i zanoszę Mikey'a do jego pokoju. Szybko go przewijam, przebieram i kładę do łóżeczka.

- Postanawiłam z powrotem przeprowadzić się do Londynu. Do rodziców. Poszukam jakieś pracy, znajdę dla nas małe mieszkanie.

- O czym ty do mnie mówisz w tej chwili?

- Tak będzie lepiej. Dla nas.

- Chyba dla ciebie! - krzyczy. Uciszam go ponieważ Mikey zasypia. Łapie go za dłoń i ciągne w stronę salonu.

- Nie, nie dla mnie. Dla nas. To nie ma sensu Andy. My jesteśmy z dwóch różnych światów, zawsze stanie pomiędzy nami jakaś przeszkoda.

- No i?! Chyba najważniejsze, żebyśmy się kochali!

- Tak to prawda! Już zawsze będę cię kochała, ale nie mogę żyć z faktem, że co chwilę możesz mnie zdradzić, że nie będziesz chciał mi mówić większości rzeczy dla mojego dobra i, że zawsze coś pomiędzy nami stanie. Zawsze jakaś przeszkoda. Ja tak nie potrafię, Andy. Proszę pozwól nam odejść. Będziesz mógł do nas przyjeżdżać kiedy tylko będziesz miał ochotę.

- I to są twoje ostatnie słowa? - pyta. Widzę w jego oczach ból. Kiwam głową na "tak" - dobrze jeśli uważasz, że tak będzie lepiej 'dla nas' w porządku. Możesz wrócić do Londynu.

- Dziękuję.

- Wiedz jednak, że zawsze będę cię kochał, nawet jakbym pieprzył inne laski! I będę starał się robić wszystko, żebyś jednak do mnie wróciła jeśli nigdy miałoby to nie nastąpić. Próbować zawsze można.

- Andy... - szepczę a ten całuje mnie w usta a potem oboje znajdujemy się w łóżku.

I to był nasz ostatni wspólny raz.

Bad Boy Bad Girl ✔ (ZAKOŃCZONE - DO KOREKTY)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz