47.

881 64 40
                                    

*Shawn*

Musiałem ponownie zemdleć. Bałem się jej dotknąć. Bałem się, że jeżeli to zrobię, będzie bardziej cierpiała. Wyciągnąłem rękę aby sprawdzić czy oddycha, ale zabrakło mi cholernej siły, przeszywający ból mnie paraliżował. Moje oczy nie były otwarte długo, na chwilę otworzyłem je ponownie i zobaczyłem jak ktoś ją wyciąga z samochodu. Facet miał czerwoną kurtkę, więc założyłem, że to ratownik. Proszę nie zabierajcie jej ode mnie, ona musi być ze mną. Drugi facet zaczął świecić mi w oczy latarką. Oczy bolały mnie od rażącego światła.

-Jak się Pan nazywa?-Powiedział krzycząc. Nie musiał krzyczeć, przecież jest blisko mnie.-Jak się Pan nazywa?-Powtórzył tym razem nie świecąc mi w oczy światłem.

-Co z moją dziewczyną?-Mój głos nie przypominał mojego głosu. Był przepełniony smutkiem i strachem. Zdałem sobie sprawę, że płakałem. Zanosiłem się płaczem, bałem się tej cholernej odpowiedzi. Nie wyobrażałem sobie ani jednego dnia bez niej. Miała się budzić przy mnie każdego ranka. Miałem budzić ją pocałunkami. Któregoś pięknego dnia miała nosić moje nazwisko, a w tej chwili nie wiem co z nią jest. Nie wyglądała dobrze, kiedy pierwszy raz na nią spojrzałem. Jej twarz była pokryta krwią, miała zamknięte oczy i wyglądała na martwą. Chciałem ten widok jak najszybciej wymazać z pamięci i wrócić do momentu w którym jesteśmy szczęśliwi. Ona musi żyć.

-Proszę się uspokoić i zacząć odpowiadać na moje pytania.-Miałem ochotę mu przywalić za te słowa. Jak mam być spokojny kiedy nie wiem co się dzieje z moim światem. Właśnie wszystko legło w gruzach, a ja nie potrafię tego z powrotem poskładać. Nawet nie wiem od czego mam zacząć. Zamknąłem oczy, abym mógł wziąć kilka głębokich oddechów. Przypomniałem sobie o czymś miłych żeby tylko przez chwilę przestać myśleć o tym całym zdarzeniu.

***

-Słońce...-Wyszeptałem w jej szyję. Nie przeszkadzali mi ludzie ze szkoły, miałem w dupie, że się na nas gapią. Cały czas to robili. Potrafili się tylko gapić.-Chodźmy na wagary, mam wolny dom. Rodzice w pracy, Jason w szkole.-Była nie ugięta. Zawsze była pilna i uparta.

-Nie, Shawn.-Zarzuciła ręce na moją szyję i lekko mnie pocałowała.-Nigdzie nie idę, jeżeli chcesz, możesz iść sam.-Wiedziała co powiedzieć aby wybić mi pomysł z głowy.

-Nie zachęcę cię nawet tym co moglibyśmy tam robić?-Szepnąłem przygryzając jej dolną wargę. Spowodowałem, że z jej ust wydobył się niespodziewany jęk. Poczułem jak ktoś stuka mnie w plecy. Zalała mnie fala złości. Nienawidziłem jak ktoś nam przeszkadzał. Powoli wypuściłem z zębów jej ciepłą wargę i równie powoli się odwróciłem. Zdębiałem kiedy zobaczyłem dyrektora szkoły. O cholera. Od razu się wyprostowałem, udając, że nic nie robiliśmy. Był wkurzony tak samo jak ja.

-To szkoła Mendes.-Warknął. Mogłem wejść z nim w dyskusje, ale powstrzymałem się dla Venus. Jej poliki płonęły od wstydu. Boże za każdym razem wygląda tak słodko i uroczo. Byłem wstanie zawstydzać ją cały czas żeby tylko zobaczyć jak się rumieni. Czemu musisz być taka piękna, Vee?

-Przepraszamy.-Powiedziałem łapiąc ją za dłoń. Mam kilka rzeczy które kocham u niej tak mocno, że aż czasami to boli. Dyrektor kiwnął głową na znak, że przyjął moje przeprosiny.-Wiesz co w tobie kocham najbardziej, Venus?-Palnąłem od razu się do niej odwracając.

-Co kochasz we mnie najbardziej, Shawn?-Splotła palce na mojej szyi, patrząc w moje oczy. Złapałem ją za biodra i wpatrywałem się w nią. Za każdym razem brakowało mi tchu. Prawdziwa miłość istnieję.

Bad Reputation Where stories live. Discover now