18.

1.4K 82 10
                                    

                                                                             ****Shawn****

Uwielbiałem patrzeć jak śpi. Jej rozchylone usta doprowadzają mnie do szału. Niepokoiło mnie, że tak dużo śpi. Mama nie może mi nic powiedzieć. Budzą Venus tylko kiedy ma wziąć lęki, miało się jej polepszyć a wydaję mi się, że jest gorzej. Pobyt w szpitalu się przeciąga, ale nie wiem dlaczego. Jak pytam, nie otrzymuję odpowiedzi. Nie wygodne krzesło stało się moim przyjacielem. Rano przed szkołą przychodzę na kilkanaście minut i od razu po lekcjach tu jestem. Uczę się jak śpi, odrabiam lekcje jak śpi, przyglądam się jak śpi, rozmawiam z nią kiedy obudzą ją żeby łyknęła kolejne leki. Zapisuję puste kartki, muszę oddać wypracowanie na literaturę i wykombinować pieniądze bo źle się to skończy. Przekładam termin oddania kasy, ale kończy mi się czas.
-Hej...- Uniosłem głowę kiedy usłyszałem jej spokojny, zaspany głos.

-Hej, słońce. Jak się czujesz? -Odłożyłem kartkę i długopis, złapałem ją za dłoń. Patrzyłem w jej zmęczone oczy i było mi jej tak żal, że musi tu być i po części to moja wina.

-Lepiej. -Uśmiechnęła się. -Naprawdę czuję się coraz lepiej. Co piszesz? -Zapytała ciekawa.

-To dobrze, że czujesz się lepiej. Nadal nie rozumiem co się stało, że tak nagle się tak źle poczułaś. Może czegoś mi nie mówisz? Może na coś zachorowałaś a boisz mi się powiedzieć? -Zmieniłem temat wypracowania, nie chciałem o tym gadać bo jestem okropnym pisarzem a wiem, że będzie chciała to przeczytać. Więc najlepszym rozwiązaniem było zmienić temat.

-Ostatnio dostaję dużo psychotropów może to jest powód? Lepiej pokaż to wypracowanie. -Sięgnęła dłonią po moją pracę, ale od razu podniosłem ją do góry.

-To po co ci je dają, wcześniej ich nie dostawałaś? -Próbowała dostać moją pracę, ale jej na to nie pozwalałem. Naprawdę jestem beznadziejnym pisarzem, spaliłbym się ze wstydu gdyby to przeczytała.

-Zaczęłam je dostawać po tym jak zabrałeś mnie na dach, pomyśleli sobie, że chcę skoczyć i teraz jestem na prochach. Nie wspominałam o tym bo nie chciałam żebyś czuł się winny a teraz pokaż wypracowanie. -Podniosła się z łóżka i od razu się zachwiała, złapałem ją.

-Boże, Venus uważaj.- Opuściłem rękę z kartką a ona mi ją wyrwała. Nie zdążyłem się zorientować a swojej pracy już nie miałem w dłoni. Czuję się winny, bo to ja ją zabrałem na ten dach. Ta chwila była cudowna, jak w filmach. -Masz na siebie uważać, jasne? -Wziąłem kurtkę, podniosłem się z krzesła i dałem jej buziaka. -Muszę się zbierać, umówiłem się z kumplem. Widzimy się jutro?

-Nie zamierzam się stąd ruszać i tak dla jasności mój pierwszy pocałunek był najlepszym pocałunkiem na świecie więc nie obwiniaj się o te prochy skarbie. -Obserwowała każdy mój gest czy ruch. Może powiedziała tak bo doskonale wiedziała, że będę się obwiniać o to.

-Kocham Cię. -Szepnąłem stojąc już przy drzwiach.-Cieszę się, że mogłem pierwszy całować te usta.

-Mhm, co to za kolega? -Jej ciekawska mina mnie rozbawiała. Wtedy wygląda tak uroczo.

-Nie znasz go, ale jak stąd wyjdziesz to cię z nim zapoznam, nie martw się. -Oparłem się o framugę drzwi.

-I to w 100 procentach mężczyzna? -Uniosła brew i patrzyła w moje oczy.

-Tak, ma na imię Scott i jest 100 procentowym mężczyzną. W sumie to nie mam pewności. -zażartowałem. -Pa, Venus. -Dzisiaj wyszedłem wcześniej, musiałem załatwić kilka ważnych spraw, musiałem jej skłamać. Przyszedłem w umówione miejsce z facetem któremu winny jestem kasę. Czekałem w ciemnym zakątku w parku. Zjawił się chwilę po mnie. Stał i się na mnie gapił.

-Lubię cię, Mendes i nie chciałbym zrobić ci krzywdy ale mnie do tego zmuszasz. Gdzie kasa? -Powiedział stanowczo.

-Nie mam jej jeszcze, ale przysięgam, że na następny tydzień będę mieć część pieniędzy. -Tłumaczyłem się. Nie miałem tych pieniędzy i nie wiedziałem skąd mam je wziąć. Pójdę do roboty i będę oddawać mu w ratach, może się na to zgodzi.

-Shawn, Shawn. Mieliśmy umowę, miałeś oddać mi całość tydzień temu a ja twojej kasy nie widziałem na oczy. -Patrzył prosto w moje oczy.

-Wiem, Wiem. Oddam. Na pewno oddam. -Wiedziałem, że Scott jest zdolny do wszystkiego, mimo, że trochę mnie lubi. W tym przypadku to nie ma znaczenia, że mnie lubi. Chcę żebym oddał mu kasę a ja muszę ją zarobić i oddać.

-Kojarzysz Clarks? -Usłyszałem jej nazwisko i moje serce przestało bić a oddech uwiązł w płucach. -Na pewno ją kojarzysz bo to twoja dziewczyna. Venus Clarks może przestać nią być. Już mało jej brakuję bo ktoś przepisał jej psychotropy, tak to moja sprawka. Mam znajomości wszędzie. Dawka więcej i będziesz żegnał ją w trumnie a tak w ogóle to niezła z niej sztuka, Mendes. Może powinienem wybrać bardziej brutalny sposób... -Byłem przerażony, jeżeli nie zdobędę pieniędzy Venus umrze. -Na pewno jest dziewicą a moi kumple lubią takie niewinne laski. Kasa na następny tydzień, to moje ostatnie słowo. -Pchnął mnie i odszedł. Byłem w kropce. Pogubiłem się we wszystkim a najgorsze jest to, że nie potrafię tego naprawić. Włóczyłem się całą noc po parkach i szukałem rozwiązania. Usiadłem na ławce, nie mogłem znaleźć swojego wypracowania, chciałem go dokończyć, ale przypomniałem sobie, że zostawiłem go w szpitalu. Zacząłem zbierać książki, długopisy, telefon. Odblokowałem ekran i zobaczyłem mnóstwo sms'ów od Venus, matki, ojca, Jasona. Rzuciłem swoimi rzeczami w drzewo, zacząłem się na nich wyżywać ale to mi nic nie pomagało. Poszedłem do sklepu i kupiłem wódkę, piłem ją sam na ławce. Nadal czułem się beznadziejnie. Nie chciałem tam wracać wtedy muszę stanąć twarzą w twarz z Venus i znowu jej kłamać. Zaczynam gubić się w swoich kłamstwach. Przeczytałem ostatnie smsy od Venus. Ignorowałem ją całe południe i na dodatek się upiłem. Może najlepszym rozwiązaniem będzie jak ją zostawię. Wtedy na nic ją nie narażę.

Venus:
Mam nadzieje, że u ciebie wszystko w porządku...

Venus:
Twoja mama się martwi i ja też. Nie odbierasz telefonu. Chociaż odpisz.

Venus:
Shawn, proszę odezwij się.

Venus:
Jestem wściekła, Mendes! Co się z tobą dzieje?!

Nie wiedziałem czy jej odpisać czy jutro powiedzieć, że usnąłem. Nogi zaprowadziły mnie pod szpital. Postanowiłem pójść po swoją pracę na literaturę. Moje wypracowanie było tylko wymówką, chciałem zobaczyć Venus i powiedzieć jej dobranoc i przeprosić, że się nie odzywałem i że się upiłem. Zakradałem się po korytarzach, żeby nikt mnie nie zobaczył. Wszedłem do sali, podszedłem do szafki, podniosłem kartkę. Zobaczyłem, że moje wypracowanie było całe poprawione i skończone. Napisała mi całą pracę. Na starej pracy napisała: Naprawdę jesteś beznadziejnym pisarzem ;p Mam nadzieję, że nowa praca ci się spodoba. Pewnie będę spać jak przyjdziesz rano, dlatego napisałam ten krótki liścik. Kocham.
Pewnie napisała to przed tym jak była na mnie zła. Usiadłem na jej łóżku a ona lekko rozchyliła oczy kiedy zobaczyła, że to ja od razu się zerwała i zaczęła mnie bić.

-Co ty sobie kurwa myślisz?! Znikasz i wracasz pijany! Śmierdzisz gorzałą, Shawn!  -Złapałem ją za dłonie i próbowałem ją uspokoić. Trzymałem jej dłonie żeby nie zrobiła sobie krzywdy. Przycisnąłem ją do siebie i mocno ją przytuliłem.

-Zasiedziałem się u kumpla i nie mogłem znaleźć telefonu! Przepraszam! -Wyrywała się, ciągnęła kabelki i rurki do których była podłączona.Obydwoje na siebie krzyczeliśmy. Zapewne obudziliśmy cały szpital. -Uspokój się, Venus!

-Jesteś dupkiem, Mendes! Zwykłe przepraszam nie wystarczy!  Każdy się o ciebie martwił a ty się upiłeś i nie mogłeś znaleźć telefonu!  -Uspokoiła się. Jej oddech był nadal niespokojny. Nachyliłem się, moje usta przybliżyły się do jej rozchylonych ust.

-Venus, przepraszam. -szeptałem w jej ust, próbowała protestować, ale uległa. - Zasłużyłem na wszystkie obelgi , ale musisz mi wybaczyć. To więcej się nie powtórzy.

-
Wyjdź stąd, nie chce z tobą rozmawiać. Zabieraj swoją pracę i się wynoś. Nie pisz do mnie bo nie odpiszę. -Zepchnęła mnie z łóżka i popychała do samych drzwi. Straciła ostatnie siły i upadła na podłogę. Kucnąłem przy niej, złapałem ją w pasie, chciałem ją podnieść. Znowu zaczęła mnie bić a ja próbowałem ją uspokoić, nie rozumiała, że robi sobie krzywdę. -Nie dotykaj mnie. -Te słowa sprawiły, że uwierzyłem że nie chce mnie tu. Chłopak który spał obok obudził się i podszedł do mnie.

-Nie słyszałeś? Masz jej nie dotykać i wyjść. -Byłem pijany i bardziej nabuzowany. Pchnąłem go z całej siły, chłopak wywrócił się a ja doprawiłem mu kopem.

-Pierdol się chuju bo wybije ci wszystkie zęby. -Warknąłem. Spojrzałem na Vee, była wściekła i się jej nie dziwię. Może trochę się mnie bała?

-Wyjdź stąd skoro masz teraz wszystkich bić, po prostu stąd wyjdź  bo obydwoje powiemy kilka słów za dużo. -Podniosła się powoli z podłogi i opierała się ściany, kompletnie nie miała siły.

-
Zanim wyjdę chcę ci powiedzieć, że bardzo cię kocham i dziękuje za pracę na literaturę. Na pewno jest piękna. Przyjdę jutro bo cię kocham i wiem, że schrzaniłem sprawę. Naprawię to i znowu będziesz mnie kochać. Przepraszam, że się upiłem i że chciałem znowu się bić ale nie potrafię nad sobą panować. Przynajmniej pozwól mi się odprowadzić do łóżka, przecież widzę, że nie masz siły. -Powoli do niej podszedłem i zaprowadziłem ją do łóżka. Wyszedłem bo nie chciała mnie widzieć.


                                                           *******Venus*********

Wtuliłam się w poduszkę i zaczęłam płakać. Wszystko we mnie pękło. Nie potrafiłam pozbierać swoich myśli. Po proszkach które dostaję nie potrafię nic zrobić, nawet zebrać myśli. Jestem otępiała i bezbronna, nigdy się tak nie czułam. Czuję się źle a nikt nie potrafi mi pomóc. Potrzebuję cholernej pomocy lekarskiej, nie mogę brać tych psychotropów. Raczej nie powinnam się tak po nich czuć, czuję jakby mnie zabijały.



----------------------------------------------------------
Rozdział przeznaczony dla Shawna! Mam nadzieję że wam się podoba <3
Polecajcie znajomym moje opowiadanie. Komentujcie i głosujcie, to mega motywuję! Kocham mocno <3

Bad Reputation Where stories live. Discover now