Rozdział 23 - Zdążyć na czas

334 52 27
                                    

Uwaga, w tekście znajduje się wulgaryzm.

~~~~~~

- Halo? Halo?... Panie Holmes, jest pan tam? Halo?! – Martin w odpowiedzi usłyszał jedynie rytmiczny sygnał rozłączonego połączenia. Zdenerwowany wsadził telefon do kieszeni i ruszył szybkim krokiem do laboratorium. Znalazłszy torebkę z małym, białym włóknem, pośpiesznie przeczytał notatkę, leżącą obok.

- Bawełna, poliester... środek czyszczący... - wymamrotał pod nosem, przebiegając wzrokiem po podkreślonych słowach. - Mój boże - jęknął, kiedy połączył fakty w całość. Wypadł z pokoju i popędził do jednych z licznych w korytarzu drzwi.
- Tom, szybko! Bierz broń. Musimy jechać. – Collins ze zdziwioną miną, podniósł wzrok znad papierów, walających się po jego biurku. Poważny wyraz twarzy Smitha, stojącego w progu i gotowego ruszyć jak strzała do wyjścia, sugerował coś poważnego.

- Matko, co się stało? – zapytał, wyjmując jednocześnie pistolet z szuflady, bo obawiał się, że kolejna chwila zwłoki może skutkować wyciągnięciem go na siłę z pokoju.

- Wiem kto jest mordercą – odparł Martin i przygryzł dolną wargę w zestresowaniu.

***

Zrobili kilka kroków, ale stare deski nie ułatwiały poruszania, wydając z siebie skrzypiące odgłosy. Z pomieszczenia, które prawdopodobnie było kiedyś kuchnią przeszli do salonu. Nikogo nie było. W pewnym momencie, z góry dobiegł ich przeraźliwy krzyk i głosy.

- Proszę! Błagam, nie!

- Właź! Natychmiast! Albo odstrzelę ci kilka palców – rozległ się doniosły głos, ale można było wyczuć w nim zdenerwowanie.

John spojrzał na Sherlocka. Zdawało mu się, że telepatycznie się rozumieją i wyłapali te same ważne informacje.
„Jest zdesperowany, ma pistolet i nie zawaha się go użyć, ale jak zaraz nie wkroczymy, to może być za późno" – pomyślał John, sięgając po SIG'a. Holmes jednak dał mu znak ręką, żeby go schował, a sam zaczął wchodzić po spróchniałych stopniach. Watson szedł krok w krok za nim, modląc się w duchu, żeby nic się pod nimi nie zarwało. Ciche skrzypnięcia i mały trzask przy przedostatnim stopniu chyba nie zwróciły uwagi przestępcy, bo z pokoju na górze wydobywało się łkanie i monolog sprawcy.

- ... a teraz poczujesz, to co mój ojciec, podła świnio. Zniszczyłeś go! Wszyscy patrzyli jak się męczy, ale nikt mu nie pomógł. Wreszcie za to zapłacisz!

Sherlock stanął przed uchylonymi drzwiami, a John pokonywał właśnie przedostatni stopień, kiedy ten chrupnął dziwacznie. Od spodu odpadły małe kawałki drewna i wraz z głośnym trzaśnięciem, stopień się załamał. Pył i kawałki deski spadły z łoskotem na podłogę, a stopa Johna utkwiła w dziurze, która powstała w ułamku sekundy. Blondyn machnął w odruchu rękami, żeby utrzymać równowagę, ale noga zaklinowała się, ciągnąc go do tyłu.
„Zginąć spadając ze schodów, to marna śmierć" – przemknęło mu przez myśl.
Holmes doskoczył do niego momentalnie. Watson poczuł mocny uścisk na lewym przedramieniu. Detektyw pociągnął go do siebie, a John wyciągnął stopę z pułapki. Tętno przyśpieszyło mu znacznie. Sherlock dostarczał mu sporo adrenaliny i lekkich zawałów serca. „Powinienem się już przyzwyczaić" - pomyślał. Kiedy już stanął stabilnie, otworzył oczy. Nawet nie wiedział kiedy je zamknął. Przed oczami wciąż jednak miał ciemno, bo wpatrywał się w czarną koszulę Holmesa, znajdującą się tuż przed jego nosem. Sherlock nadal go trzymał, ale uścisk zelżał. Jemu również mocniej zabiło serce. Watson czuł pod swoją dłonią jego szybkie uderzenia. Zanim jednak doktor podniósł wzrok na jego twarz, Holmes odsunął się gwałtownie.

Sherlock: The Haunted HotelWhere stories live. Discover now