Rozdział 4 - Kłótnia w raju

554 90 25
                                    

Wszystkie potrzebne informacje zostały już sprawdzone i zaczęła ogarniać go nuda. Potarł dłońmi kilka razy, aby rozgrzać zesztywniałe palce. John spał w najlepsze. Zmęczony nocnym dyżurem i nieoczekiwaną wyprawą w drugi koniec Anglii. Starsza pani czytała książkę. Młode kobiety wysiadły na stacji jakieś 10 minut temu.
Podróż zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Spojrzał na wyświetlacz komórki. Była 22:12. Jeszcze około 20 minut jazdy i będą w Bridlington.
„Do tego czasu zdążę oszaleć z braku jakiegokolwiek zajęcia."
Ściągnął walizkę z półki i dokładnie przejrzał jej zawartość. Dla pewności zerknął jeszcze do walizki Johna, ale poszukiwanego lekarstwa nie było.
„Skoro nie ma substytutu, trzeba będzie poszukać oryginału."
Wstał, odkładając walizki na miejsce i wyszedł z przedziału. Na korytarzu było pusto, a jego coraz bardziej nosiło. Oparł się o ścianę i zamknął oczy. Sekundę później otworzył je, podrywając się w olśnieniu.
„Drugi przedział, mężczyzna z wielką podróżną torbą. Mały jasiek i koc na półce nad jego głową... na pewno jedzie dalej niż do Bridlington, czyli jeszcze nie wysiadł. Prawdopodobieństwo, że jest sam w przedziale 90%, a że śpi 85%."
Cicho przemieścił się pod zamknięte drzwi drugiego przedziału i uchylił je ostrożnie. Szybki rzut oka i jego przypuszczenia zostały potwierdzone. Mężczyzna chrapał lekko, rozłożony na siedzeniu po prawej stronie. Po lewo nikogo nie było, więc Sherlock wsunął się cicho do środka. Jego cel leżał na stoliczku umieszczonym pod oknem. Kilka kroków i już był przy nim. Wyciągnął rękę po przedmiot, ale zawiesił ją w momencie kiedy mężczyzna się poruszył. Na szczęście ten tylko przekręcił się na bok przez sen. Holmes złapał paczkę i ostrożnie wyszedł z przedziału na korytarz. Otworzył okienny lufcik i wyciągnął z kieszeni zapalniczkę. Uspokajający wpływ nikotyny zaczął rozpływać się po jego ciele. Dym uciekał przez mały otwór w oknie, rozpływając się w mroku nocy.

***

John zamrugał, urażony światłem żarówki. Jego wciąż zaspane spojrzenie przetoczyło się po pomieszczeniu. Wyprostował się pocierając dłonią zesztywniały kark. Szybka analiza sytuacji. Zasnął chyba na dłuższą chwilę, bo krajobraz za oknem spowiła czarna noc, a w przedziale zrobiło się pusto. Wełniany koc zsunął mu się na kolana. „Koc?..."
Starsza pani spojrzała na niego z uśmiechem i zapytała: – Jak się panu spało? Mam nadzieję, że było ciepło. Ten koc to czysta wełna. Może trochę kłujący, ale bardzo przydatny na chłodne dni.

– Eee... dobrze, dziękuję – odpowiedział, odkładając koc na bok.
„Pusty przedział... Gdzie jest Sherlock, do cholery? Chyba nie wysiadł? Nie przespałem przystanku? Nieee... obudził by mnie. Na pewno..."
Laptop Johna leżał na siedzeniu, walizki wciąż tkwiły na półce, więc Holmes musiał gdzieś tu być.

– Przepraszam, nie wie pani gdzie poszedł...?

– Ach tak, pański przyjaciel chwilkę temu wyszedł na korytarz – odpowiedziała, zanim ten zdążył dokończyć pytanie.

– Dziękuję. A wie pani jak daleko jeszcze do Bridlington? – dodał.

– Ooo... panowie też do Bridlington?

– Niezupełnie, do Bempton.

– No tak, trzeba się przesiąść na autobus... – odparła i zerknęła na zegarek. – A do miasta będzie jakieś 15 minut.
Uśmiechnął się w odpowiedzi i wstał, rozprostowując zasiedziałe kończyny. Schował laptop do walizki i wyszedł na korytarz w poszukiwaniu detektywa.
Sherlock spojrzał w kierunku otwierających się drzwi, a ujrzawszy Johna, zgasił szybko napoczętego papierosa. Watson podążył w jego stronę, a on, aby John nie doszedł do miejsca, w który unosił się wyczuwalny zapach tytoniu, wyszedł mu naprzeciw.

Sherlock: The Haunted Hotelحيث تعيش القصص. اكتشف الآن