Rozdział 22 - Ważny telefon

309 52 35
                                    

Holmes wyciągał się na palcach, żeby umocować kamerkę, skierowaną na schody, kiedy poczuł w kieszeni spodni wibrujący telefon.

- John, telefon – rzucił do stojącego obok blondyna.

- Co? – zapytał, odkładając na podłogę pudełko ze sprzętem.

- Telefon. Spodnie. Prawa, przednia kieszeń – oznajmił, nie przerywając montowania kamery.

Watson przeniósł skonsternowany wzrok z twarzy detektywa na jego spodnie. „On chyba sobie żartuje?" – pomyślał.

- Szybciej – dodał brunet, przesuwając biodro w jego stronę. John zmarszczył brwi i przełknął ślinę. „Boże drogi..." – westchnął w myślach, kiedy wkładał rękę do kieszeni idealnie skrojonych spodni Sherlocka. Wysługiwanie się Johnem w jego mniemaniu właśnie sięgnęło granic. Złapał szybko wibrującą wciąż komórkę i wyciągnął w stronę twarzy Holmesa.

- Odbierz – polecił detektyw.

- To Smith. Chce z tobą rozmawiać – wyjaśnił, przesuwając telefon pod nos Sherlocka. Ten jednak zamiast go wziąć nadstawił tylko ucho, zmuszając tym samym Johna, żeby przytrzymał mu komórkę.

- Tak?

- Witam, panie Holmes. Dzwonię, żeby poinformować o nowej sytuacji. Chyba się myliliśmy i Ramshing nie jest mordercą.

- Dla ścisłości, to pan się mylił i tak nie jest. Dobrze, że pan do tego sam doszedł. – Gdy Sherlock miał zapytać skąd to nagłe olśnienie poczuł, że John ciągnie go za rękaw i chrząka wymownie.

- Powiedz mu wreszcie o tym włóknie z pokoju ofiary – szepnął doktor.

- A tak, byłbym zapomniał. W laboratorium przy mikroskopie, tym w rogu, zostawiłem dla pana zabezpieczony dowód z pokoju denatki, wraz z krótką notatką.

- Następny? Kiedy? Dlaczego wcześniej mi pan nie powiedział?

- Jeżeli to już wszystko, to się rozłączam. Jestem dość zajęty w tej chwili.

- Nie, nie. Proszę zaczekać. Przez te nowe zeznania musieliśmy wypuścić Ramshinga. Nie wiem za bardzo co robić dalej. – Ostatnie zdanie wypowiedział przygaszonym tonem.

- Jakie nowe zeznania?

- Jeden z pracowników postanowił je zmienić, zostały potwierdzone, więc go wypuściliśmy. Ma alibi.

- Kto to był?

- Edward Benett.

Sherlock zmarszczył brwi, twarz mu stężała. Watson zauważył zmianę w postawie przyjaciela.

- Co się stało? – Próbował dowiedzieć się czegoś, ale detektyw już częściowo był w swoim świecie. Złapał dłoń Johna wraz z komórką, zostawiając wiszącą na świeczniku kamerę.
- Sherlock! Czekaj! – Watson próbował wyswobodzić rękę, będąc ciągniętym w dół po schodach.

- Kiedy wyszedł? – zapytał detektyw podniesionym tonem.

- Jakieś 10 minut temu. Ponoć Ramshing zabrał się razem z Benettem – wyjaśnił Smith, po uprzednim zapytaniu Berga, który zarejestrował moment opuszczenia komisariatu przez właściciela hotelu.

Holmes zatrzymał się w końcu na środku holu i zwrócił do Johna. Ten zdezorientowanym wzrokiem przyglądał się posępnej twarzy detektywa. Sherlock opuścił rękę, wciąż trzymając komórkę i jednocześnie dłoń Johna.

- Sherlock, co się stało? – zapytał niepewnie blondyn.

Holmes zmarszczył brwi. Watson mógł prawie usłyszeć pracujące trybiki w jego głowie.

- Mała zmiana planów.

Detektyw zerknął w dół, zorientowawszy się, że wraz z komórką ściska rękę Johna. Przejechał kciukiem po ekranie, rozłączając rozmowę ze Smithem i zabrał rękę. Wsadził obie dłonie do kieszeni i spojrzał Johnowi w oczy.

- Masz pistolet?

- Tak, w pokoju.

- Idź po niego, a ja poszukam jakiegoś środka transportu. – Watson otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Holmes go ubiegł. – Musimy się pośpieszyć. Wyjaśnię ci wszystko po drodze.

***

John zbiegł po schodach do holu. Rozejrzał się, ale detektywa nie było w pobliżu.

- Sherlock! – krzyknął, zaglądając do salonu. Drzwi wejściowe otworzyły się z impetem. Blondyn odwrócił się w ich stronę.

- Rusz się, John! – Poły płaszcza załopotały i Holmes zniknął za rogiem tak szybko jak pojawił się w drzwiach. Doktor wybiegł za nim i znalazł go stojącego obok dwóch rowerów, opartych o ścianę budynku.

- Nie było nic lepszego – stwierdził brunet, widząc pytające spojrzenie przyjaciela.

- To gdzie jedziemy? – rzucił John, przyglądając się staremu rowerowi, bez przerzutek, za to z lekko rdzewiejącą kierownicą.

- Mógł go wywieźć gdziekolwiek, byle z dala od świadków – odparł poważnym tonem.

- Kto wywiózł kogo?

Sherlock spojrzał na niego, jakby ten zadał mu pytanie w stylu: Czy krowy mogą latać?, ale po chwili odpowiedział, przypominając sobie, że przecież John nie słyszał Smitha przez telefon.

- Edward Benett, czyli Edward Welsch złożył fałszywe zeznania, aby wyciągnąć Ramshinga z aresztu, po czym porwał go i zabrał w odludne miejsce celem wymierzenia kary.

- Masz na myśli zabicia go, prawda?

Holmes pokiwał tylko głową w zamyśleniu.

- Gdzieś gdzie nikt nie będzie mu przeszkadzał, gdzie będzie miał spokój, odpowiednie warunki... Hotel odpada, bo wie, że my tu jesteśmy – zerknął na zegarek – John, jako przedstawiciel przeciętnego społeczeństwa, gdzie byś go zabrał na miejscu Welscha? – wypalił z pytaniem.

- Eeemm... - Energetyczne spojrzenie Holmesa nie ułatwiało skupienia. – Wydaje się być bardzo emocjonalny, skoro tak długo chował urazę. Do tego przywiązany do przeszłości, miejsc związanych z ojcem. Może dom?

- Mieszka w centrum miasta, za dużo... - przerwał momentalnie. Jego mina wskazywała, że doznał olśnienia. – Ależ ja jestem głupi. Sentymenty, oczywiście! – Złapał Johna za ramiona. Ten spiął się lekko, osłupiały nagłą reakcją przyjaciela. Choć bardziej niepokojącym od gestu był wyraz twarzy detektywa, coś pomiędzy dziecięcą radością, podnieceniem, a szaleńczym spojrzeniem.

- Jesteś fantastyczny, John – powiedział, wpatrując się mu prosto w oczy, następnie puścił go i chwycił za jeden z rowerów. – Pojedziemy na skróty, przez łąki. Wtedy jest szansa, że zdążymy – dodał, usadawiając się na siodełku.

Ruszyli przez łąki, pokonując dość płaski krajobraz, pokryty szumiącą zieloną trawą oraz licznymi suchymi źdźbłami. Gdzieniegdzie kwitły jeszcze małe kwiatki. Po trzech minutach wjechali na wąską, udeptaną w trawie ścieżkę, która wiła się między nierównościami terenu.

- Jest! – oznajmił Sherlock, gdy wjechali na szczyt niewielkiego pagórka, z którego rozciągał się widok na nieduży, drewniany dom. Zapadnięty z jednej strony dach i ogólny marny stan budynku sugerowały, że stał opuszczony od dłuższego czasu. Zielonkawe i krucho wyglądające deski sterczały ponuro w miejscu, gdzie strop nie wytrzymał i załamał się do środka. Obok domu, stał zaparkowany bordowy seat toledo.
Zostawili rowery i podeszli po cichu pod dom. Przykucnęli, chowając się za samochodem. Sherlock dotknął maski. Była jeszcze ciepła.

- Przyjechali niedawno. Są w środku. Pójdziemy od tyłu – stwierdził Holmes i pochylony, ostrożnie podszedł do ściany. John dołączył do niego, odruchowo sprawdzając czy pistolet wciąż tkwi za paskiem jego spodni. Doszli do tylnego wejścia. Detektyw pociągnął powoli ledwo trzymające się na zawiasach drzwi. Na szczęście nie zrobiły zbytniego hałasu i niepostrzeżenie weszli do środka.

~~~~~~

*werble* Zaczyna się akcja. x3

Sherlock: The Haunted HotelWhere stories live. Discover now