4.Ruiny poprzedniego życia

12.6K 908 36
                                    


  Na wstępnie chciałabym Wam bardzo, ale to bardzo podziękować za czytanie mojej opowieści, komentarze, gwiazdki i dodawanie do waszych lektur. Jesteście cudownie ***Dzięki Wam chcę pisać dalej, lecz zwracam się do Was również z prośbą, jeśli widzicie jakiś błąd lub coś Wam się nie podoba to śmiało piszcie, ponieważ jestem tylko człowiekiem i dopiero uczę się dzielenia moją wyobraźnią za pomocą opowieści. JESZCZE RAZ OGROMNE PODZIĘKOWANIA DLA WAS :*** Poniżej nowy rozdział:


      Wyszłam z łazienki przebrana w ubrania, które w między czasie podała mi Ciocia. Długie jeansy i obszerna bluza z kapturem skutecznie maskowały moje mankamenty. Cieszyło mnie to, ponieważ nie chciałam wzbudzać swoim wyglądem większego zainteresowania, niż to było konieczne.


- Gotowa ? – Spytała Amelia patrząc na mnie łagodnym wzrokiem, w którym zauważyłam również obawę.

- Tak . – Odparłam cicho chwytając małą podręczną torbę, która obecnie była całym moim dobytkiem.

Amelia również zabrała kilka swoich rzeczy, po czym wyszła pierwsza. Szła pewnym i szybkim krokiem prowadząc mnie w kierunku wyjścia. W ciągu mojego pobytu w ,, Klinice Alfa & Omega'' zdążyłam doskonale poznać tą część szpitala. Jasne pastelowe kolory i duża ilość okien z widokiem na las otaczający szpital tworzyły przyjemną atmosferę. Idąc za Ciocią z pochyloną głową co jakiś czas mijałyśmy jakiś przechodniów. Ze zdziwieniem spostrzegłam, że większość mijanych osób to personel. Z drugiej strony mogłam się tego spodziewać w końcu wilki praktycznie nie chorują za to często odnosimy rany w wyniku walk o terytorium. Na nasze szczęście wilcza natura przyspiesza rekonwalescencje.

- Ester... - Zwróciła się do mnie ciocia gdy wyszłyśmy ze skrzydła przeznaczonego dla omeg do holu głównego.

- Tak ? – Spytałam wbijając wzrok w podłogę i upewniając się jednocześnie, że kaptur zasłania moją twarz wystarczającą. W holu znajdował się spory tłum, który mnie zdecydowanie przytłaczał.

- Za chwilę stąd wyjdziemy. – Stwierdziła krótko przyspieszając tempo.

Po nie całych 10 minutach siedziałyśmy już w aucie. Westchnęłam ciężko, przypominając sobie miny osób, które dostrzegły moje kalectwo. Wciąż trudno było mi zweryfikować co tak naprawdę myśleli na mój temat lecz instynktownie przeczuwałam, że niebyło to nic dobrego. Tym czasem Ciocia Amelia skupiła się na prowadzeniu auta.

- Za 40 minut będziemy na miejscu. –Poinformowała mnie gdy tylko opuściłyśmy teren klinki. – Prześpij się. Po twoich oczach widzę, że jesteś zmęczona.

- Do kogo należy ta klinika ? – Zmieniłam temat czując, że nie dam rady zasnąć.

- Spędziłaś tu tyle miesięcy i nie wiesz ?- Zaśmiała się krótko, po czym wyjaśniła szybko.- Należy do nas wszystkich, to znaczy na podstawie nadrzędnego paktu na styku granic kilku watah musi być miejsce neutralne dostępne dla każdego wilka potrzebującego pomocy. W takich oto miejscach tworzy się klinki, wyposażone w najlepszy sprzęt, aby pomóc wilkom w najcięższych przypadkach. Dzięki temu paktowi nasza umieralność spadła o 45%. Nie uczyli cię o tym w szkole ?

- Nie. – Odparłam, krótko zamyślając się nad jej słowami.

- A tak w ogóle to ile ty masz lat ?

- Miesiąc temu skończyłam 16. – Wzruszyłam ramionami, a Ciocia spojrzała na mnie przenikliwie.

- Nie powinnaś już mieć nadanej rangi ?

- Nie dopiero w 16 urodziny a, że stało się to wszystko to.....

- Rozumiem. – Przerwała mi krótko.

Przez resztę drogi nie rozmawiałyśmy już z sobą. Przed wjazdem na teren domu głównego, poprosiłam abyśmy się zatrzymały. To był najwyższy czas abyśmy się pożegnały, a każda z nas wróciła do swojego życia.

- Rozumiem, że się boisz...- Zaczęła Ciocia lecz jej przerwałam.

- Ciociu to nie tak.... – Wzięłam głęboki wdech.- Jestem Ci bardzo wdzięczna za wszystko co dla mnie zrobiłaś. Dzięki tobie było mi łatwiej przetrwać okres leczenia. Twoja troska i wsparcie pomogły mi w jakimś stopniu pogodzić się z tym co się stało. Jednak prawda jest taka, że jestem okaleczona na całe życie, a gdzieś tam...- Wskazałam na widoczną w oddali żeliwną bramę, za którą stał wartownik. – Znajdują się ruiny mojego poprzedniego życia, które tak jak te blizny będę oglądać każdego dnia. Dlatego, chcę chociaż tobie oszczędzić tego widoku, tych wspomnień i rozdrapywania już prawie zagojonych ran... - Spojrzałam na nią i stanowczym głosem dodałam. – Dalej pójdę sama. Czas aby, każda z nas wróciła do swojego domu.

- Jesteś pewna ? – Spytała posyłając mi przepełnione troską spojrzenie.

- Tak. – Jej oczy wyrażały niepokój, więc niewiele myśląc przytuliłam ją mocno szepcząc. – Nie martw się poradzę sobie.

- Wiem...- Wyszeptała odsuwając się od mnie, aby otrzeć kilka łez błądzących po jej twarzy. – Pamiętaj, że zawsze możesz do mnie zadzwonić. Zawszę Ci pomogę.

Przytaknęłam na znak zrozumienia głową, po czym posyłając jej blady uśmiech chwyciłam moją torbę i wysiadłam z auta.

Idąc do bramy znajdującej się zaledwie kilka metrów dalej czułam, że postąpiłam słusznie. Ciocia nie należała do mojej watahy, a na naszym terenie było teraz pełno nieobliczalnych Dzikich Wilków, które mogłyby ją zaatakować. Nie miałam prawa narażać jej na tak wielkie niebezpieczeństwo zwłaszcza, że była teraz moją jedyną rodziną.

,, Nadeszła najwyższa pora abym sama pogodziła się ze swoim życiem i zmierzyła z przyszłością, która mnie czeka. Oni by chcieli abym się nie poddała... Tylko czy starczy mi sił ?''

W tym momencie wartownik otworzył bramę, a ja weszłam na teren mojej Watahy.

To co zobaczyłam sprawiło, że pożałowałam swojego powrotu...

Vashti616

Dostrzec PięknoTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang