3. Blizny

14.2K 887 28
                                    

Po tych słowach zapadłam w letarg na kolejne kilka miesięcy. Nic mnie nie interesowało, nic mnie nie obchodziło. W ciągu jednej chwili całe moje życie stało się dla mnie obojętne. Jednie rozpamiętując moich bliskich i ich utratę coś odczuwałam. Mimo mojej całkowitej izolacji na świat zewnętrzny ciocia Amelia nie odpuszczała i każdego dnia informowała mnie co dzieje się w naszym ,, Wilczym Świecie ''. Gdy przebywałam w szpitalu Alfa Stalowych wilków zarządził zbiorowy pogrzeb wszystkich poległych na, który z racji mojego krytycznego stanu odmówiono mi uczestnictwa. Zaledwie 3 dni po tym wydarzeniu nasza wataha podpisała przymusowe przymierz z Dzikimi Wilkami oddając tym samym 75% naszego terytorium w ich władanie. Aby umocnić pokój córka Stalowego Alfy i zarazem wdowa, która straciła swojego mate podczas ataku dzikich wilków. Została zmuszona do ślubu z Betą Dzikich, który delikatnie mówiąc był ,,tyranem''. Współczułam jej z całego serca, ponieważ ta wojna zniszczyła jej życie tak samo jak mi. Od tego momentu, każdego dnia modliłam się aby pojawił się, ktoś silniejszy od Dzikich Wilków i zmiótł ich z powierzchni ziemi tak jak oni zniszczyli nas. Tym czasem dni w szpitalu upływały a moje rany zasklepiały się w wyraziste srebrne blizny. Lekarz, który mnie prowadził odezwał się do mnie tylko raz tłumacząc, że moje blizny nigdy nie znikną, ponieważ użyto substancji zwanej ,, Srebrnym płomieniem'. Wyniku, której ogień szybciej się rozprzestrzeniał, a na moim ciele powstały oparzenia nie możliwe do zregenerowania przez moją wilczycę. Ciocia wielokrotnie proponowała mi spojrzenie w lustro i podnosiła na duchu tłumacząc, że teraz wyglądam jak gdybym miała na ciele jeden wielki tatuaż. Jednak dla mnie to nie miało znaczenia. Już wcześniej należałam do dziewczyn o przeciętnej urodzi, a teraz po tym wszystkim co się wydarzyło mój wygląd stracił dla mnie jakiekolwiek sens.

,, Chciałam po prostu uciec, umrzeć i zapomnieć o tym co się wydarzyło. ''

- Już bardziej Ci nie pomożemy Ester. - Wyszeptał lekarz, patrząc w punkt znajdujący się nad moją głową. Przeczuwałam, że mój wygląd najzwyczajniej w świecie go razi dlatego stara się na mnie nie patrzeć. - Dziś przygotujemy ci wypis i będziesz mogła wrócić do domu.

- Dziękuję Panie Doktorze. - Odpowiedziała Ciocia Amelia, która przez cały ten czas się mną opiekowała. Na jej słowa lekarz skiną głową, po czym odwrócił się do nas tyłem i szybkim krokiem opuścił salę. - Ester Skarbie musimy porozmawiać. - Zaczęła niepewnie, a ja już po jej tonie głosu wiedziałam, że nie będą to dobre wieści.

- Czy coś się stało ciociu ?- Na moje pytanie otworzyła szerzej oczy. Od czasu wypadku nie wiele mówiłam, a to jest chyba najdłuższa moja wypowiedź od kilku miesięcy.

- Ester Skarbie... Nie wiem czy to zauważyłaś, ale od kilku tygodni usilnie przedłużałam twoje wyjście ze szpitala. - Wzięła głęboki wdech, a ja utkwiłam swój wzrok w jej szarych tęczówkach. - Robiłam to z premedytacją, ponieważ po mimo moich próśb i wstawiennictwa Bety mój Alfa nie zgodził się na przyjęcie Ciebie do Watahy Wiernych Wilków. Jak wiesz nasza społeczność jest bardzo hermetyczna, gdyż opiera się na wierności oraz zaufaniu. Dlatego tylko w kilku przypadkach przyjmujemy z zewnątrz nowych członków, którzy nie są przeznaczonymi kogoś ze stada. Ja sama również nie mogę odejść, aby się tobą zająć choć bardzo bym chciała. Bo ani stado ani mój mate mi na to nie pozwolą. W tej sytuacji nie mam więc innego wyjścia jak odwieźć cię do twojego stada, które jest teraz pod kontrolą Dzikich Wilków. Rozmawiałam jednak ze Stalowym Alfą, który bardzo współczuje Ci twojej tragedii i obiecał, że zrobi wszystko co w jego mocy abyś miała jak najmniej do czynienia z tymi potworami. Jak wiesz on zawsze dotrzymuje danego słowa, po za tym sam powiedział, że ma dług wobec twojego ojca, który teraz będzie mógł spłacić.

- Nie rozumiem...- Stos informacji jakie mi przekazała wciąż krążył po mojej głowie. Przytłaczając tym samym wszystkie moje myśli. - Nie mogę tak po prostu od nich odejść ? W końcu nawet nie mam rangi...

-Niestety nie. My wilczyce nie mamy takich samych praw jak wilki. Bez mate albo zgody Alfy nie będziesz mogła odejść.

- Więc ucieknę. - Stwierdziłam krótko, a Amelia chwyciła mnie za dłoń tym razem nie z troską lecz z niezwykłą brutalnością.

- Nigdy o tym nie myśl! Gdy Cię złapią wyznaczą karę gorszą niż śmierć.

- Spójrz na mnie. Myślisz, że by się przejęli tak szkaradną wilczycą jak ja ?

- Ester... Widzę, że jesteś jeszcze młoda i nie doświadczona w naszym świecie. - Stwierdziła chłodno. Wiedziałam, że ciocia Amelia po mimo, iż miała zaledwie 30 lat to przeszła w swoim życiu więcej niż nie jedna wilczyca w podeszłym wieku. Mama nie raz opowiadała o tym jak przypadła do gustu becie, którego odrzucała na każdym kroku, a ten mścił się na niej każąc ją za najmniejsze przewinienia. -Ester- Jej opanowany głos wyrwał mnie z zamyślenia. - Musisz wiedzieć, że z waszego dawnego stada przeżyło zaledwie 312 wilków. Z czego tylko 98 to wilczyce, a w twoich żyłach płynie najczystsza krew ,, Stalowych Wilków'' . Pochodzisz z rodu Ferrovan, a to w tym momencie znaczy więcej niż ładna buzia i ranga. Za jakiś czas gdy opadnie kurz po tym całym ataku. Stalowy Alfa ogłosi odbudowanie stada, a wtedy to ty jak i inne wilczyce będziecie podstawą tego przedsięwzięcia.

- Doskonale wiesz, że to nie prawda. Mój ojciec pochodził z rodu banitów nie był z naszego stada.-Ciocia spojrzała na mnie. Jak gdyby się nie spodziewała, iż znam ten sekret.

Panującą pomiędzy nami ciszę przerwała pielęgniarka, która z wbitym w podłogę wzrokiem weszła do pomieszczenia.

- Pani Amelio, przyniosłam rzeczy i wypis siostrzenicy. - Powiedziała przesłodzonym głosem, kładąc wszystko na krawędzi mojego łóżka.

Gdy zniknęła Amelia wstała i wyciągnęła coś ze swojej torby.

- Już czas abyś to zrobiła. - Podała mi do ręki lustro, w którym na moment zobaczyłam swoje odbicie. Nie zdążyłam się jednak sobie przyjrzeć, więc pomyślałam, że może nie jest tak źle przynajmniej na twarzy. Choć gdy czasem poprawiałam włosy wyczuwałam i na niej liczne blizny. Drżącą od niepewności ręką uniosła powoli lusterko na wysokość mojej twarzy. To co zobaczyłam sprawiło, że się wystraszyłam i odraz odrzuciłam trzymany przedmiot. Rozbijając go tym samym o podłogę.

Moja twarz wciąż była spuchnięta. Niegdyś szaro - niebieskie oczy o intensywnym kolorze zmieniły się wyblakłe wspomnienie tego koloru. Policzki pokrywały za to srebrne blizny, tworzące liczne popękania na twarzy niczym nić utkaną przez pająka. Jedynie usta wciąż wyglądały w miarę normalnie zachowując swój delikatnie różowy kolor. Spojrzałam na swoje ciemno brązowe włosy zastanawiając się jak je wykorzystać. Przez te kilka miesięcy odrosły i sięgały mi teraz prawie do ramion, mimo wszystko trudno zasłonić taki obszar twarzy jakoś fryzurą. Bez słowa wstałam z łóżka i ruszyłam do sąsiadującej z pokojem łazienki. Łazienka była mała i typowa dla szpitala czyli prysznic, umywalka i ubikacja. Wszystko utrzymane w białym kolorze i sterylnej czystości. Tuż przy umywalce stało lustro. Które zostało zdjęte i odstawione na bok w taki sposób abym nie mogła się w nim przejrzeć. Odwróciłam je w swoją stronę i zdjęłam koszulę. Ciocia miała rację, musiałam w końcu poznać kolejną brutalną prawdę, którą będę nosić do końca życia.

Przyjrzałam się swojemu ciału. Tak jak twarz było pokryte licznymi bliznami lecz nie tak cienkimi jak na policzkach. Obszerne srebrne place szpeciły mój brzuch i uda. Zupełnie tak jak bym miała srebrną skórę. Im wyżej sunęłam swój wzrok tym blizny stawały się cieńsze i bardziej pajęczynowe. Po za szepczącymi mnie bliznami zauważyłam, że tak jak moja twarz moje ciało było opuchnięte choć z drugiej strony może tylko się oszukuję. W końcu przez kilka miesięcy byłam przykuta do łóżka, więc równie dobrze mogłam najzwyczajniej przytyć.

Wykorzystując to, że jestem w łazience ruszyłam pod prysznic aby wykąpać się przed podróżą i ostudzić emocje. Czy jestem załamana, przerażona lub rozczarowana swoim wyglądem ? Odpowiedź brzmi nie. Od samego początku widząc swoje dłonie i niektóre części ciała przygotowywałam się na to. Z resztą po tym co przeszłam tracąc całą rodzinę, już nikt ani nic nie jest w stanie zranić mnie bardziej.

Vashti616

Dostrzec PięknoWhere stories live. Discover now