Odrzucony

416 77 16
                                    

Gilbert czekał na nich w samochodzie. Siedział na przednim siedzeniu i udawał, że śpi, choć Roderich i Francis widzieli, jak przygląda się im spod przymkniętych powiek. Antonio i Romano niczego nie zauważyli, bo byli zbyt zajęci sobą.

Roderich usiadł za kierowcą. Przez całą drogę patrzył przez okno, myśląc.

W życiu by nie pomyślał, że będzie tak nieszczęśliwy po rozmowie z Gilbertem. Zwłaszcza po rozmowie, która miała wszystko naprawić... No dobrze, może nie wszystko. Roderich nawet na najśmielszych marzeniach nie oczekiwał, że Prusak rzuci mu się w ramiona po zobaczeniu blizny.

Mimo to jego milczenie było jedną z najgorszych możliwych reakcji. Roderich czuł się jednocześnie wypalony i płonący. Albo inaczej – żarzący. Nie brzmiało to zbyt dobrze, ale tak wyglądała prawda. Austriak miał wrażenie, jakby do jego ciała wsypano czerwone, gorące węgle. I zostawiono je, by przepaliły go na wylot.

Nie miał siły próbować rozmawiać z Gilbertem. Bał się takiej rozmowy.

Więc milczał. Gdy wysiedli z samochodu, udał się do sypialni. Wziął czyste ubrania i udał się pod prysznic, by zmyć z siebie chlor.

Gdy wrócił, Gilberta nie było. Czekał jeszcze godzinę, by w razie czego móc mruknąć coś pod nosem i wyjść z pokoju.

Gilbert nie przyszedł. Roderich zawinął się w pościel na tym wielkim łóżku, w którym czuł się okropnie mały i bezbronny. Nagi bez Gilberta.

Początkowo myślał, że da sobie radę. Że częściowe znieczulenie, które sobie zafundował, załatwi sprawę.

Mylił się, jak to miał w zwyczaju.

Płakał przez pół nocy, nie mając się do kogo przytulić. Zanim zasnął, wyczerpany, jego myśli zajmowało tylko jedno zdanie:

Gilbert go odrzucił.


(Sorry, że tak krótko... Postaram się jeszcze dziś coś napisać, ale następne fragmenty planuję nieco dłuższe, więc nie wiem, czy zdążę... Czuję się fatalnie, bo obudziłam się dopiero o piętnastej i wiem, że nie zasnę przez pół nocy, jeśli nie dłużej...)

*PruAus* Do nieba bocznymi drzwiamiWhere stories live. Discover now