Przełom postanowiony

611 105 0
                                    

Roderich słyszał, jak Gilbert idzie do swojej sypialni. Spędził w niej może dwie minuty, po czym zbiegł po schodach.

Roderich znał ten krok. Prusak zawsze zbiegał w ten charakterystyczny sposób, gdy szedł na siłownię.

Austriak wiedział, że przynajmniej przez dwie godziny będzie miał swobodę poruszania się po domu bez groźby spotkania Gilberta.

Podczas ich ostatniej rozmowy w głowie Rodericha zaczął kiełkować pewien sposób myślenia, którego w innych okolicznościach nigdy nie uznałby za możliwy. Dumając nad tym, Austriak przygotował czyste ubrania i udał się do łazienki. Nie umiał powiedzieć, kiedy ostatnio się kąpał.

Napełnił wannę ciepłą wodą i zanurzył się w niej, uważając, by nie zamoczyć rąk. Szczypanie ran byłoby możliwe do zniesienia, ale utrudniałoby myślenie.

Myślenie o tym, że Gilbert może jednak mieć rację.

Gilbert oferował mu pomoc, której Roderich faktycznie potrzebował. Opierał się wszystkimi możliwymi sposobami, ale gdyby ktoś zapytał go, dlaczego to robi, miałby problem z odpowiedzią.

Nie dlatego, że jej nie znał.

Po prostu wstydził się prawdy.

A prawda wyglądała tak, że przyjaźń z Gilbertem byłaby niewystarczająca. Roderich potrzebował miłości, silnej i odwzajemnionej. Tylko ona byłaby w stanie postawić go na nogi.

Bronił się przed przyjaźnią, bo bał się niedosytu. Bał się, że za każdym razem, gdy Gilbert się do niego uśmiechnie, Roderich odnajdzie chwilowe szczęście, które wyniesie go do samych obłoków.

A potem każdorazowo będzie spadał na ziemię i gruchotał sobie skrzydła wraz z uświadomieniem, że to tylko przyjaźń. Tylko chęć pomocy. To tylko ulotne.

To nie miłość.

Roderich potrzebował Gilberta tak mocno, że wolał się od niego odgrodzić, by nie cierpieć niedosytu. By nie cierpieć żalu, że jego marzenia nigdy się nie spełnią.

By nie cierpieć złudnej nadziei.

Gdy rozmawiali przed kwadransem, Roderich pomyślał o tym, że może warto jednak spróbować. Że może warto narazić się na ból, żeby spędzać czas z Gilbertem. Gilbert przecież powiedział, że Roderich może przychodzić do niego, gdy tylko ten będzie tego potrzebował... Więc dlaczego nie spróbować?

Przecież zawsze jest droga awaryjna.

Roderich spojrzał na swoje ręce. Teraz już oba przedramiona były naznaczone czerwonymi liniami. Ostatnie skaleczenia pochodziły sprzed pięciu dni. I tak wytrzymał długo...

Gdyby coś mu nie wyszło z Gilbertem, zawsze może się zabić. Próbował już dwa razy. Nie bał się śmierci.

Być blisko Gilberta i chłonąć szczęście z jego obecności... a potem przychodzić do niego, gdy nadmiar szczęścia odbije się bólem niemożliwym do wytrzymania.

Dlaczego by nie zaryzykować?

*PruAus* Do nieba bocznymi drzwiamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz