Dłoń uściśnięta z wdzięcznością

692 127 2
                                    

Gilbert roztrącał na boki zaaferowane pielęgniarki. Nie widział świata poza białymi drzwiami na końcu korytarza.

Żelazne okowy ścisnęły go w pasie, nim dorwał klamkę. Wymierzył cios na oślep, próbując się wyrwać. Zaraz potem sam dwukrotnie dostał w twarz.

Minimalnie oprzytomniał, lecz nadal miał przed oczami czerwoną łunę.

- Puść mnie! – warknął na trzymające go kleszcze.

- Gilbert, opanuj się – rozkazał Ludwig. W niczym nie przypominał osoby, która dzwoniła do niego ledwie kilka minut temu. – Uspokój się. Już dobrze. Roderich żyje, nic mu nie będzie. Spokojnie.

Prusak potrzebował paru chwil, by zrozumieć słowa brata. I bynajmniej nie zamierzał się do nich stosować.

Interesował go tylko jeden fragment wypowiedzi.

Żyje.

Wyprostował się, przestał wyrywać. Ludwig puścił go, uzyskawszy pewność, że Gilbert doszedł już do siebie.

Właśnie wtedy Prusak wystrzelił jak z procy, jednym szarpnięciem otworzył drzwi i błyskawicznie znalazł się przy metalowym łóżku.

Postać zagrzebana w pościeli w niczym nie przypominała Rodericha sprzed paru godzin. Tamten Roderich był spokojny i jakby pusty – z tego zaś promieniował cały ból, który Gilbert wyczytał dziś w dzienniku i zobaczył w sypialni. Prusak odepchnął na bok psychologa, który usiłował zmusić pacjenta do mówienia. Znacząco wskazał mu drzwi, wykorzystując do tego najbardziej mordercze spojrzenie, na jakie było go stać.

Zbliżył się do łóżka. Roderich nie zauważył go, ponieważ oczy zasłaniały mu łzy i włosy. Płakał dalej, nie zdając sobie sprawy z istnienia świata.

Gilbert nigdy wcześniej nie słyszał tak okropnego dźwięku. Jeszcze żaden odgłos nie sprawił, że miał ochotę zatkać uszy i uciec tak daleko, jak to tylko możliwe.

Ale nad tym pragnieniem dominowało inne, potężniejsze – chęć i potrzeba pomocy cierpiącemu.

Uklęknął przy łóżku. Wahał się, lecz tylko przez chwilę.

- Rod... - zaczął cicho. Nie doczekał się reakcji, więc powtórzył nieco głośniej: - Rod, ja...

I zamilkł. Nigdy nie był dobry w dobieraniu słów. Westchnął z rezygnacją, zwiesił głowę.

- Przepraszam, że mnie nie było – powiedział jedynie, myśląc nie tylko o poprzednich godzinach, ale i o wszystkich latach, które Roderich musiał spędzić samotnie.

Odnalazł w pościeli dłoń Austriaka i dotknął ją delikatnie, pokrzepiająco. Roderich z początku zdawał się tego nie zauważyć, lecz potem jego palce zacisnęły się na dłoni Gilberta z desperacją topielca, któremu rzucono koło ratunkowe.

*PruAus* Do nieba bocznymi drzwiamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz