Sfera erogenna

632 98 15
                                    

Gilbert nie mógł zasnąć. Wcześniej otrzeźwiło go chłodne poranne powietrze, teraz w skupieniu nie pozwalała bliskość Rodericha.

Dłoń Prusaka samowolnie poruszała się po ciele śpiącego przyjaciela. Inaczej nie potrafiła się zachować. Najpierw sięgnęła ku łopatkom i gładziła je delikatnie, potem przeniosła się na krzyż, aż w końcu skończyła na głowie.

Roderich ściął włosy. Widocznie, ale nie na krótko. Nadal były tak długie i gęste, że można było zanurzyć w nich dłoń i uczynić ją niewidzialną. Nadal końcówki łaskotały Rodericha w skórę pod uszami. Nadal będą opadać mu na oczy podczas gry na skrzypcach.

Gilbert bawił się włosami przyjaciela, przeczesywał je, nawijał ciemne kosmyki na palce. Czasami odważał się ostrożnie dotknąć samą głowę; masował ją wtedy z uwagą, o jaką nikt by go nie posądził.

Dopiero po jakimś czasie zauważył brak czegoś tak oczywistego, że zaskoczyła go własna ślepota. Gdzie podział się kosmyk, który zawsze sterczał Roderichowi nad głową? Gilbert ostrożnie przeczesał włosy Austriaka. W końcu znalazł kępkę sklejonych pasemek.

Właśnie. Sklejonych.

Gilbert rozpoznał lakier do włosów.

W tym samym momencie jego mały palec otarł się o coś miękkiego i sprężystego zarazem. Łagodnie rozchylił brązowe nitki i natknął się na coś bardzo, bardzo dziwnego.

Z prawej strony głowy Rodericha ze skóry wyrastała kępka czegoś, co z jednej strony przypominało włosy, lecz z drugiej różniło się od nich jak kruk od gawrona. Pęczek składał się z grubych nitek wyglądających na mocne i elastyczne.

Gilbert ściągnął brwi. O co chodziło?

Ostrożnie dotknął kosmyk. W tym samym momencie Roderich zadreptał w miejscu, otarł jedną nogę o drugą.

Prusak cofnął dłoń. Spojrzał w twarz przyjaciela. Na czole Austriaka pojawiło się pewne napięcie.

Gilbert odczekał chwilę. Potem znowu musnął kępkę, lekko pociągając za koniuszek.

Roderich jęknął, wczepiając dłoń w plecy Gilberta. Poruszył się niespokojnie.

Prusak zrobił jeszcze jedną próbę. Ciekawiła go ta anormalność.

Tym razem delikatnie pogłaskał pęczek. Roderich stęknął i lekko wyginając plecy, przyciskając dolną część brzucha do ciała Gilberta.

- N-nie rób... - wymamrotał.

Prusak opuścił rękę.

- Boli cię? – spytał z troską.

- N-nie... Ale zostaw... p-proszę...

Gilbert przeniósł dłoń na plecy przyjaciela. Przyjrzał mu się. Twarz Rodericha była zaczerwieniona, powieki uchylone.

- Co to jest? – zapytał Prusak cicho.

Ale Roderich już się budził. Rozluźnił się nieco, rozłożył pięść.

- Zostaw to... - mruknął.

Gilbert posłusznie odstąpił od tematu. Austriak sam go podjął, po paru minutach, po kilku głębszych oddechach, po odwróceniu twarzy w stronę podłogi.

- Zawsze miałem ten kosmyk... - mruknął. – Po jakimś czasie zacząłem go chować i stawiać sztuczny, na żel albo lakier... Noszenie prawdziwego było... niekomfortowe.

- Co masz na myśli? – spytał Gilbert ostrożnie.

- Wiesz, jak działają kosmyki Feliciano i Romano...?

- No... nie – przyznał Gilbert. Nigdy go to nie interesowało.

Roderich ułożył się wygodniej, sięgnął dłonią ku głowie, przegarnął włosy na lewą stronę. Nadal nie odwracał twarzy.

- Włosi kiedyś sczepili się loczkami. Żebyś ty to widział... Obaj stękali, jęczeli, dyszeli... Romano używał słów mocniejszych niż jego zwyczajowe „kurna". Byli czerwoni jak pomidory, które tak uwielbiają.

- Nie rozumiem...

- Bo jeszcze ci nie powiedziałem... Ich kosmyki to strefa erogenna. Drażnienie ich czy choćby dotykanie jest mniej więcej tym, jakby ktoś wsadził im rękę w bieliznę.

Gilbert zarumienił się lekko.

- I ty też tak masz? – domyślił się.

- Nie tak mocno, jak oni. Notabene bardzo im współczuję... Nie wyobrażasz sobie, jakie to okropne. Nauczyłem się chować kosmyk, bo czasami nawet wiatr czy przypadkowe otarcie ręką...

- Rozumiem. – Gilbert poklepał przyjaciela po plecach. – Więcej nie będę. Po prostu byłem ciekaw. Jakiegoś jeszcze miejsca powinienem się wystrzegać?

- Taa... - Roderich odwrócił się do niego bokiem, pokazał twarz. Przytknął palec do pieprzyka na podbródku, nieco po lewej. – Ale minimalnie. Zresztą nie widzę powodu, dla którego miałbyś mnie dotykać w tym miejscu...

Gilbert skinął głową.

- Przepraszam, że cię obudziłem. Śpij dalej, jeśli chcesz.

Roderich odsunął się nieco i przeciągnął, unosząc ciało, opierając ciężar tylko na górnej części pleców i piętach.

- Racja, jeszcze się zdrzemnę... - Zamknął oczy, owinął się śpiworem. – Gilbert?

- Tak?

- Przestań mnie głaskać, gdy myślisz, że śpię. Nie wiem, jak się wtedy zachować.

*PruAus* Do nieba bocznymi drzwiamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz