Troska, kłamstwo i ciepły uścisk

652 103 5
                                    

Wiedział, że nie powinien tego robić, ale zrobił. Bo tak. Bo czuł, że musi. Nie miał koperty, więc złożył tekst i zakleił go między dwiema czystymi kartkami. Zakradł się na korytarz jak dzieciak bawiący się w wojnę. Nasłuchiwał przez chwilę.

Cisza.

Podszedł do drzwi sypialni Gilberta. Znowu chwila skupienia. Znowu milczenie przestrzeni.

Schylił się i wsunął kopertę pod drzwi, po czym umknął do łazienki, w której uprzednio przygotował wszystko do kąpieli. Wolał być niedostępny, gdy Gilbert trafi na „kopertę".




Gilbert trafił na kopertę dwadzieścia minut później, gdy wrócił z porannych ćwiczeń. Na siłowni wziął prysznic, więc włosy nadal ociekały mu wodą.

Wciąż zły na siebie po wczorajszym, zdecydował się na rozmowę z Roderichem. Może nie na wielkie zwierzenia, ale drobne przeprosiny by się przydały. I może krótkie wyjaśnienie...

Plany pokrzyżowała mu kąpiel przyjaciela. Nie mógł przecież wparadować mu do łazienki z okrzykiem „Słuchaj, Rod, bo jest taka sprawa...!".

Postanowił poczekać w sypialni Austriaka. Udał się najpierw do swojego pokoju, by odłożyć książkę, którą wziął do ćwiczeń koncentracyjno-ruchowych.

U wejścia natknął się na niespodziankę. Była nią sklejona kartka z – jak się okazało po podniesieniu jej z podłogi – artystyczną zawartością.

Gilbert z zaciekawieniem rozdarł „opakowanie". W środku znajdował się niewielki zwitek papieru i dwie większe karty sczepione spinaczem biurowym.

Prusak zaczął od świstka.




Gilbercie,

zdaję sobie sprawę z tego, że możesz nie rozumieć rzeczy, które się wokół Ciebie dzieją. Mam na myśli konkretnie mnie i moje zachowanie. Poniższy tekst nie wyjaśni Ci wszystkiego, lecz wierzę, iż dzięki niemu pojmiesz choćby odrobinę z tego, co kierowało mną wtedy, nad jeziorem.

Przepraszam, że nie umiem powiedzieć Ci tego wprost. Chyba boję się mówić.

Może popełniam błąd. A może to jednak coś pomoże. Nie chcę, by niezrozumienie było murem między nami. Nie chcę, by powtórzyła się sytuacja z wczoraj.

Przeczytaj i zrozum. Proszę.

Roderich.



Gilbert starał się nie wyciągać pochopnych wniosków z zawartości drobnej karteczki. By wspomóc postanowienie, zabrał się zaraz za większe arkusze.

„Cóż to ma za sens? Pojąć nie mogę..."



Im dłużej czytał, tym więcej rozumiał i tym bardziej ściskało go w żebrach.

Pojmowanie bolało.

Mimo wszystko nieświadomość byłaby błogosławieństwem tylko dla niego. Roderich mocno by na niej ucierpiał.

Gilbert zaczął czytać na stojąco, tuż przy drzwiach sypialni, i w tej pozycji pozostał. Praktycznie się nie ruszał.

Tylko dłonie trochę mu drżały przy drugim arkuszu.

I usta same zaciskały się w zmartwieniu.

Rod...

Rozumiał, co przyjaciel chciał mu przekazać. Rozumiał aż za dobrze. Znowu poczuł łzy zbierające się pod powiekami, lecz nie pozwolił im wypłynąć. Gdy otrząsnął się z transu, zamknął oczu, ścisnął pięści i wziął kilka oddechów, które w teorii miały być uspokajające.

Nie podziałały.




Dużo myślał podczas kąpieli, którą specjalnie przedłużył.

Było mu źle. Było mu tak bardzo źle, że nawet nie rozważał upicia się czy okaleczenia.

Chciał po prostu zwinąć się w kłębek na łóżku i płakać – płakać tak długo, aż łzy wypłuczą z niego cały smutek i beznadziejność.

Wyszedł z łazienki i już miał zniknąć za drzwiami swojej sypialni, które znajdowały się niespełna dwa metry po prawej, gdy kątem oka zarejestrował poruszenie naprzeciwko.

Pokój Gilberta stał otworem.

W owym otworze stał sam gospodarz, który podniósł wzrok, usłyszawszy cichy szelest towarzyszący otwieraniu drzwi łazienki. W rękach trzymał znajome kartki.

Patrzył przez chwilę. Potem odwrócił się, balansując na nogach.

Roderich zrazu pomyślał o wczorajszym wybuchu Prusaka.

Niemal zaraz potem skrzywił się wewnętrznie, gdyż widok przyjaciela pogłębił jego smutek.

Bo pocieszenie było na wyciągnięcie ręki, jednak za grubą taflą hartowanego szkła.

Był co do tego przekonany, dlatego zdziwił się, gdy Gilbert niepewnie podszedł do drzwi i uniósł dłoń, przywołując go do siebie.

Roderich na miękkich nogach pokonał odległość dzielącą go od Prusaka. Nie wiedział, czego się spodziewać.

Na pewno nie spodziewał się tego, że Gilbert obejmie go i zacznie przepraszać zdławionym szeptem.

A tak właśnie się stało.

Rodericha przeszedł dreszcz, jak zawsze, gdy dotykał go Gilbert. Z początku stał biernie, zdezorientowany. Dopiero potem pozwolił swoim ramionom na zgięcie się i przytulenie do pleców Prusaka.

- Wybacz, że tak wczoraj zareagowałem... - mówił Gilbert cicho, drżąco. – Nie wiem, jak mam cię za to przepraszać... Poniosło mnie, bo się zmartwiłem... przestraszyłeś mnie... Bałem się, że coś mogło ci się stać, gdy byłeś pijany... To dlatego, tylko dlatego, przysięgam... nie chciałem cię zranić...

Roderich odchrząknął słabo.

- Już w porządku – mruknął, starając się brzmieć przekonywająco. – Nic sobie nie zrobiłem...

Ręka obejmująca plecy Gilberta pulsowała bólem okaleczonego nadgarstka.

*PruAus* Do nieba bocznymi drzwiamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz