...

542 88 11
                                    

- Twoje miejsce jest w moim sercu – powiedział Gilbert. Gdyby usłyszał podobne słowa od kogokolwiek innego, wyśmiałby go za słabość i babskie myślenie. Teraz jednak mówił to, co czuł naprawdę. Mówił tak szczerze, że bardziej się nie dało. – A moje serce należy do ciebie. Więc zawsze jesteś u siebie.

Roderichowi z czymś się to skojarzyło. Odchylił się nieco, sięgnął ku luźnemu dekoltowi Gilberta. Nie patrząc mu w oczy, odciągnął materiał z lewej piersi.

Dopiero potem uniósł wzrok.

- Masz serce, prawda? – spytał cicho. – Słyszę, jak biję, ale... Iwan też ma taką bliznę...

Gilbert ujął dłoń ukochanego i przyłożył ją do nierówności.

- Mam serce – rzekł poważnie. – A blizna wzięła się stąd, że próbowano mi je zabrać. – Uśmiechnął się smutno. – Wtedy, gdy umierałem. Ale... Ech. Muszę cię przeprosić, Rod. Okłamałem cię, wtedy, w szpitalu. Mówiłem, że żyję, ponieważ są jeszcze ludzie, którzy mają się za Prusaków. To bzdura. Udało mi się przeżyć dzięki mojej miłości do ciebie. Dzięki miłości, która była silniejsza od śmierci.

Roderich pewnie znowu by zapłakał, gdyby nie wyczerpał już zapasu łez.

Zbliżył twarz do twarzy Gilberta. Kochał go tak mocno, tak mocno reagował na jego słowa, ale nie potrafił wyrazić własnych emocji. Przygryzł kącik ust, po czym pochylił się i pocałował Prusaka.

Gilbert rozszerzył oczy ze zdziwienia, poczuwszy na wargach nacisk ust Rodericha. Nie było to muśnięcie podobne do poprzednich, lecz prawdziwy, czuły pocałunek. Nieszczególnie namiętny, wolny, spokojny. Pocałunek, którym Roderich próbował przekazać uczucia, które rozpalały jego serce.

Udało mu się. Gilbert bez problemu odczytywał sygnały, jakby nadawano je alfabetem, a nie ruchami. Położył dłoń na plecach ukochanego. Znał nieśmiałość Austriaka, więc pozwalał mu nadawać tempo.

Nie odrywali się od siebie, nie stękali, nie obśliniali sobie skóry wokół warg. Po prostu dotykali się ustami, przysysając się do nich. Bez zbędnych odgłosów czy ruchów. Pieszczota była czuła, delikatna i stonowana, lecz Roderichowi i tak serce pękało od nadmiaru emocji.

- Chciałbym żegnać tak każdy dzień – wyszeptał Gilbert, gdy odsunęli się od siebie. Austriak był czerwony na twarzy.

- Będziesz – obiecał Roderich, ponownie przywierając do ust ukochanego.

Gilbert jęknął z rozkoszy. Nie było na świecie nic słodszego i piękniejszego ponad wargi Rodericha. Wszystkie zabytki, parki krajobrazowe i modeliki mogły się bujać.

Z motylimi ustami Austriaka nic nie mogło się równać.

Tym razem Roderich odsunął się znacznie szybciej. Uśmiechał się lekko.

- Aż tak ci się podoba? – spytał, komentując wcześniejszy jęk partnera.

- Podoba mi się wszystko, co z tobą związane – zapewnił Gilbert, potem jednak spoważniał. – No, prawie. Bardzo nie podobał mi się twój ostatni pocałunek z Francisem.

Wbrew jego oczekiwaniom Roderich nie zarumienił się, lecz uśmiechnął szeroko.

- Zazdrosny? – Uniósł brwi.

- Oczywiście – Gilbert udał rozdrażnionego. – Aż mnie mdli, gdy myślę, coście wyprawiali na tej zjeżdżalni.

Roderich przeczesał mu włosy palcami.

- Nie bądź na niego zły – szepnął. – Sam go o to poprosiłem.

Prusak wytrzeszczył oczy.

- Dlaczego? – zapytał słabo.

Austriak zasmucił się widocznie.

- Chciałem sprawdzić, czy czułbym się przy nim choćby w połowie tak dobrze, jak przy tobie. Potrzebowałem porównania. Widziałeś nas, prawda?

Gilbert skinął.

- Myślałem, że to... gra wstępna – przyznał.

Rodericha zmroziło.

- Bynajmniej – powiedział mocno. – Byłem podniecony, to prawda, ale nie było mi nawet w jednej setnej tak dobrze, jak teraz z tobą. Choć tylko się przytulamy i... sam wiesz...

- Wiem. – Gilbert musnął nosem jego policzek. – To najlepsza godzina w moim życiu.

- Będą kolejne – przysiągł Roderich.

- Nie zasłużyłem na takie szczęście.

Austriak odwrócił twarz.

- Masz rację. Zasłużyłeś na kogoś lepszego – mruknął.

Gilbert zamrugał. Wypowiedź jego ukochanego w ogóle nie pasowała do kontekstu i uczuć Prusaka.

- Nie ma nikogo lepszego – zapewnił. – Ty jesteś idealny.

- Gilbert...

- Zamknij się, proszę...

- Ale...

- Powiedziałem coś.

Gilbert złapał Rodericha za kark i wpił się w jego usta. Czule i z pragnieniem. Niespiesznie, miękko, ciepło.

By przekazać miłość, która wyperswaduje Roderichowi takie głupie myśli.

Tym razem to Austriak jęknął. Długo, rozkosznie. Złapał Gilbert za ramiona i przyciągnął go do siebie, jednocześnie kładąc się na plecach. Prusak podparł się na łokciach i splótł palce Rodericha ze swoimi, odchylając jego przedramiona ku górze w taki sposób, że złączone dłonie znajdowały się na poziomie uszu mężczyzny.

Gilbert nawet nie pomyślał o tym, by się odsunąć. Półleżał u boku swojego całego świata, przelewając w jego wargi czułość, miłość i uczucie. Nie czuł potrzeby rozwarcia ust. Gdy przez myśl przemknęła mu wizja głębokiego, namiętnego pocałunku okraszonego stęknięciami i rumieńcami, nazwał się świętokradcą.

Trzymał za ręce anioła. Nie godziło się myśleć o nim w jakikolwiek brudny sposób.

Dlatego Gilbert nie myślał. Po prostu cieszył się chwilą, na którą czekał prawie osiemset lat.

Roderich po raz pierwszy od dawna nie kojarzył mu się z kruchością i bólem. Gilbert miał wrażenie, że wszystkie negatywne aspekty wyparowały z Austriaka. Był śmielszy, szczęśliwszy. Odważniejszy.

Zachowywał się naturalnie.

Całowanie Gilberta było dla niego bardzo naturalne.

Raz jeszcze jęknął. Nie próbował się powstrzymać, bo był to czyn jak najbardziej świadomy. Podczas pocałunku nie mógł mówić, więc nieco żałosnym dźwiękiem chciał przekazać kochankowi, jak dobrze się czuje.

Gilbert nie pomyślał o tym jako o czymś żałosnym. Stwierdził w myślach, że nigdy wcześniej nie słyszał nic piękniejszego.

Mruknął cicho. Poczuł, jak przez ciało Rodericha przechodzi dreszcz przyjemności.

- Kocham cię – wyszeptał w rozdygotane wargi.

Nie dał Austriakowi czasu na odpowiedź. Znów połączył ich pocałunkiem.

Roderich mocniej zacisnął palce na palcach Gilberta.

*PruAus* Do nieba bocznymi drzwiamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz