Pod pochylnią

448 80 10
                                    

- Chodźmy spać – powiedział Gilbert cicho. Siedział na łóżku obok Rodericha od dłuższego czasu. Robiło się ciemno. – Wyglądasz na zmęczonego.

Austriak wzruszył ramionami.

- Jeszcze chwilę. Nie chcę się z tobą rozstawać.

Gilbert ściągnął brwi.

- Nie możesz dziś ze mną spać? – zapytał, czując lekki niepokój.

- Nie...

- Dlaczego? – Prusak spojrzał na przyjaciela.

Roderich odwrócił wzrok, podrapał się po karku.

- Nie chcę wchodzić do twojej sypialni. Źle mi się kojarzy.

- Z czymś... konkretnym?

Austriak pokręcił głową.

- Nie pytaj. Po prostu nie mogę. A wiem, że wszystkie pokoje gościnne mają jednoosobowe łóżka. Wszystkie poza sypialnią Ludwiga i Feliciano, ale źle bym się czuł, śpiąc w ich łóżku... i wiedząc, jakie rzeczy tam się działy.

Właśnie dlatego nie chcę spać u Ciebie. Od momentu snu nie potrafię myśleć o Twoim pokoju w sposób inny niż ten zawstydzający.

Gilbert myślał przez chwilę. Potem wstał i wyciągnął rękę do przyjaciela, który udał, że tego nie zauważył, i podniósł się o własnych siłach. Nadal miał problem z dotykaniem Gilberta.

- Chodź. Mam pomysł – powiedział Prusak, powstrzymując grymas żalu.

Zostawił Rodericha na korytarzu i zniknął w swojej sypialni. Gdy wrócił, niósł na plecach dwie wielkie kołdry, a w rękach pęk poduszek. Bez słowa zszedł po schodach. Odwrócił się raz, by sprawdzić, czy Roderich idzie za nim. Nie zawiódł się.

W salonie podążył ku kolorowemu labiryntowi. Z pewnym trudem wcisnął się w zieloną rurę i skręcił w prawo.

Roderich nigdy tam nie był. Drogę zasłaniała piankowa ściana, która teraz okazała się być ruchoma.

Przestrzeń za nią nie różniła się niczym od pozostałych części labiryntu. Gilbert zsunął się po żółtej pochylni, pokonując całe piętro. Znajdował się na poziomie minus pierwszym.

W lewo, w prawo, prosto, w lewo i jeszcze raz w lewo. Potem znowu w lewo i prosto. Przystanął pod skośnym dachem pochylni, która przywiodła go na to piętro. Pod skosem leżał niebieski materac, jakich wiele było w tęczowym kompleksie.

Nadal milcząc, przygotował na materacu posłanie z przyniesionej pościeli. Spojrzał pytająco na przyjaciela.

- Czy teraz zgodzisz się zostać ze mną na noc?

Roderich uśmiechnął się słabo, potem zmarkotniał.

- Nie wziąłeś nic do przebrania, prawda?

Gilbert pacnął się w czoło.

- Zapomniałem. Poczekaj chwilę.

Austriak złapał go za rękaw koszuli. Chwilę patrzył mu w oczy, potem przymknął powieki i przytulił się do przyjaciela.

- Nie zostawiaj mnie teraz – poprosił cicho.

Gilbert oddał uścisk, nieco zaskoczony. Roderich unikał dotykania go od czasu tego pojedynczego objęcia na początku odnowienia kontaktu.

Ciepło Austriaka łaskotało go przez materiał ich ubrań.

- Nie zostawię – obiecał. Puścił przyjaciela, by zaraz objąć go w talii. – Chodź, bo zaraz mi tu uśniesz.




Gdy wrócili – już przebrani – położyli się w miękkiej pościeli. Tak tęskno im było za ciepłem drugiego człowieka. Przez ostatnie dni zdążyli znienawidzić chłód, na jaki skazywały ich samotne noce.

Roderich przytulił się do Gilberta; przerzucił rękę przez jego tors, oparł głowę o umięśnione ramię.

- Rod?

- Tak.

- Nie rób mi więcej takich numerów. Źle się czułem, nie mając cię u boku.

- Postaram się...

- Rod...

- No dobrze, dobrze... Obiecuję. Tylko pamiętaj, że musisz mi pomóc. Nie rozumiem siebie...

- Oczywiście.

Gilbert oparł policzek o czubek głowy Austriaka.

Kocham Cię, Rod.

*PruAus* Do nieba bocznymi drzwiamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz