Rozdział czterdziesty-piąty. Mój wielki dzień.

8.7K 450 50
                                    


Cały poranek chodziłam poddenerwowana. Nadszedł TEN dzień. Już o godzinie dziewiątej rano w moim domu pojawiły się Ola, Lidka i Amanda. Z taką ekipą nie potrzebowałam nawet iść do fryzjera ani kosmetyczki. Amanda stwierdziła, że najlepiej będzie mi w rozpuszczonych włosach, jednak zakręciła mi je lokówką. Lidka zajęła się makijażem. Do godziny trzynastej prezentowałam się cudownie.

- Gdzie ta twoja suknia? - Ola rozejrzała się po pokoju.

- Właśnie, musimy cię już w nią ubrać! Same nie zdążyłyśmy się przygotować, a o szesnastej zaczynamy!

- Spokojnie, mamy przecież czas!

- Nie wiesz co mówisz - warknęła Amanda.

Westchnęłam, ale poszłam do pokoju obok, który pełnił rolę małej garderoby dla mnie i mamy. Przyniosłam moją suknię. Do tej pory tylko rodzice i Ola ją widzieli. Sukienka z takim krojem nazywała się princessa. Górę zdobiła mało widoczna koronka, nie posiadała również ramiączek. Od pasa rozchodziła się szeroko na boki. Kiedy się w niej poruszałam dół wręcz tańczył wokół mnie. Posypana była również brokatem, więc mieniła się jakby była wysadzana diamencikami.

- Wyglądasz prześlicznie - Lidka miała łzy w oczach.

Przejrzałam się w lustrze. Uśmiechnęłam się do własnego odbicia. Rzadko czułam się taka piękna

- Pamiętaj o co poprosiła cię babcia Patryka

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

- Pamiętaj o co poprosiła cię babcia Patryka. Trzymaj.

Ola podała mi tiarę. Włożyłam ją na głowę. Teraz na prawdę czułam się jak księżniczka. Kiedy zeszłyśmy na dół, do moich rodziców zobaczyłam jak tata ukradkiem wyciera łzy. Przytuliłam się do niego.

- Pamiętaj. Dla mnie zawsze będziesz moją małą córeczka - szepnął.

- Wiem tatusiu.

- Am! Nawet mi się kurwa nie waż płakać - Amanda wyrwała mnie z objęć ojca.

Spojrzałam na nią podnosząc jedną brew. Potem zapakowaliśmy się do samochodu mojego taty. Mimo, że ślub odbywał się w normalnym ludzkim kościele postanowiłam uszanować wilcze tradycję i już na miejscu spotkać się z Patrykiem. Jednak nasz ślub i tak różnił się zarówno od wilczego czy Polskiego. Do ołtarza miał poprowadzić mnie tata. Kiedy byłam malutka to mu obiecałam. Zdziwił się, że pamiętałam.

Tak jak chciałam, gdy zajechaliśmy pod kościół goście powoli wchodzili już do środka. Może to trochę próżne, ale chciałam mieć wielkie wejście. Wygramoliłam się z auta. Pogoda na szczęście dopisała. Było cieplutko, słońce ogrzewało ziemię. Nie mogłam wymarzyć sobie lepszego dnia na ślub. Mama podeszła do mnie i złapała mnie w objęcia. Kiedy mnie puściła widziałam jak walczy z łzami. Wzięłam kilka głębokich oddechów i złapałam się za brzuch. Czułam się zawsze spokojniej, kiedy wyobrażałam sobie to maleństwo we mnie. Pokochałam je całym sercem.

- I jak córeczko? Gotowa?

- Chyba tak - uśmiechnęłam się.

Ola, jako moja druhna stanęła tuż za mną. Złapałam tatę pod ramię. Czekaliśmy aż zabrzmi muzyka. Błagam, nie wywal się. Ostatnią rzeczą, którą chciałam zrobić wchodząc do kościoła to wywrócić się na twarz.

- Już- ponagliła Amanda.

Powoli weszliśmy do środka. Z początku czułam się tak onieśmielona, że bałam się podnieść głowę. Tak bardzo jednak chciałam zobaczyć jego twarz. Uśmiechał się. Stał przy ołtarzu i wpatrywał się we mnie jak zaczarowany. Chyba nigdy nie widziałam w jego oczach tyle czułości. Rozejrzałam się po kościele. Przybyła prawie cała moja rodzina, za to od strony Patryka przyszła tylko Kasia. Nie licząc oczywiście jego babci, która posyłała mi serdeczny uśmiech. Przyszło również sporo wilków. Alfy z wybrankami, rodzice Oli, Paulin wraz z młodszym bratem, Emil z Izabellą, Filip, Jacek...Nawet Łucja z ojcem. Podeszliśmy pod ołtarz gdzie tata przekazał moją dłoń Patrykowi.

- Aniele - szepnął mój ukochany.

Całą ceremonie wpatrywaliśmy się w siebie. Nie mogłam uwierzyć, ze w końcu po tylu strasznych chwilach, tylu wylanych łzach wszystko dobrze się kończy.

- Ja Patryk biorę Ciebie Amelię za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci.

- Ja Amelia biorę Ciebie Patryku za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci.

Podszedł do nas Kuba z dumą wręczając nam obrączki. Uśmiechnęłam się do niego. Nigdy nie czułam się tak szczęśliwa jak w tej chwili.

- Amelko przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności.

Patryk delikatnie wsunął niewielką obroczkę na mój palec, po czym pocałował mnie czule w wierzch dłoni. Poczułam, że się zaraz rozpłaczę.

- Patryku przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności. - szepnęłam wsuwając obroczkę na jego palec.

Spojrzeliśmy oboje na księdza. Zaśmiał się widząc nasze nieme ponaglenie.

- Ogłaszam was mężem i żoną. Może pan pocałować pannę młodą.

Na to tylko czekaliśmy. Nie zważając na nic złączyliśmy się w pocałunku. Usłyszałam oklaski i wiwaty.

- Bądź mym aniołem stróżem- szepnął mi do ucha Patryk.

- Teraz i zawsze - odpowiedziałam. 



Myślałam o opisaniu na przykład wesela, jednak takie zakończenie podoba mi się o wiele bardziej. Najprawdopodobniej jutro po południu dodam ostatni, mój ulubiony rozdział. :) 

Ps. 

Uzupełnienie opowieści jest już na moim profilu  :) 

Należysz do mnieWhere stories live. Discover now