Rozdział trzydziesty-ósmy. Matka i syn postanawiają nas odwiedzić.

8.2K 447 16
                                    


Kiedy emocje opadły wyszłam na wielki taras aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Noc była wspaniała. Czułam zapach kwiatów z ogródków na dole, a przed sobą widziałam całą osadę. Poczułam się jak w domu. Pokochałam to miejsce. Pomyślałam z goryczą o tych pięciu wilkach, które zginęły na wojnie. O ich rodzinach. Mężowie, ojcowie...

Zacisnęłam dłonie na barierce. Gdybym miała w sobie tyle odwagi i siły oddałabym się w ręce Huberta dla dobra wszystkich Teraz mógł wrócić tylko po mnie.

- Jeszcze nie jest za późno na skok.

Odwróciłam się. Przede mną stałą Łucja. Dość dziwnie wyglądała w prostej czarnej sukni. Ciekawa byłam gdzie schowała broń. Na pewno nie przyszła bez niej.

- Nie zamierzam skakać.

- Ja bym skoczyła, gdyby oświadczył mi się morderca.

- Nie sądzę, by to Patryk zabił jednego z waszych, jeśli jednak to zrobił...

- Łukasz nie był złym człowiekiem, jeśli o to ci chodzi - warknęła. - Lojalny, opiekuńczy... Nie zły!

- Skąd możesz mieć pewność..

- Był moim narzeczonym.

- Przykro mi...

- Powinno!

- Patryk nie..

- Zabiłem go.

Patryk stał przy drzwiach nonszalancko oparty o ścianę, mierzył Łucję wzrokiem.

- Może wyjaśnisz mi... Dlaczego? - Łucja walczyła z płaczem.

- Zaatakował dziecko.

- To nie jest możliwe...

- Widziałem go z daleka. Miałem wtedy patrol. Jego grupa miała jakąś misję w naszym lesie. Nie wtrącałem się. Nie mój interes. Tej samej nocy mój znajomy szkolił młode wilki. Ile mogły mieć lat? Po czternaście? To był ich pierwszy patrol, widząc twojego ,, przyjaciela '' skradającego się w pobliżu jaskiń pomyślały, że to wampir. Nie umiały jeszcze dobrze węszyć, nic dziwnego. Natan, syn jednego z naszych alf wyskoczył na niego. Być może chciał zaimponować innym. W locie zorientował się jak bardzo się pomylił i wylądował przed Łukaszem. Nawet nie warczał. Próbował się wycofać. Łowca jednak wyjął broń i wymierzył w niego. Wtedy z lasu wymaszerowały inne wilczki, wraz z ich opiekunem. Próbował wytłumaczyć co się stało. Chłopak jednak nie chciał tego słuchać. Kiedy strzelił, nie miałem wyboru. Nie będę opowiadał ci dokładnie co zaszło, jednak już poznałaś prawdę.

- Zabiłeś człowieka - wycedziła przez zęby - powinieneś ponieść karę. Czemu tak się nie stało?!

- Poniosłem. Za atak w obronie nie dostaje się jakiejś wielkiej kary. Po prostu złamano mi obie ręce.

- Co?! - krzyknęłam.

- Spokojnie Am, to było dawno.

Łucja pośpiesznie wróciła do środka zostawiając nas samych. Złapałam się za ramiona. Zawiał zimny wiatr. Patryk podszedł do mnie, zdjął marynarkę i okrył mnie.

- Zrozumiem, jeśli to co usłyszałaś teraz sprawi, że zmienisz zdanie. Bądź co badź zabiłem człowieka.

- Ja zabiłabym dla ciebie - szepnęłam.

Chłopak zaśmiał się, złapał moją brodę palcami i podniósł ją, bym mogła patrzeć mu w oczy.

- Nigdy nie będziesz musiała. To ja ochraniam ciebie, zapamiętaj to.

- Chcę ochraniać ciebie!

- Ależ robisz to, aniele! - zapewnił - Kiedy jestem na patrolu, walczę z kimś zawsze myślę o tym, że czekasz na mnie w domu. Jestem dzięki temu ostrożniejszy. Zapytaj chłopaków. Kiedyś strasznie ryzykowałem.

- To miłe, jednak...

Nie dał mi dokończyć. Poczułam jego ciepłe wargi na swoich. Westchnęłam. Brakowało mi tego cały wieczór.

- Panie!

Patryk niechętnie i bardzo powoli odsunął się ode mnie. Zarumieniłam się widząc jednego z alf.

- Tak?

- Złe wieści. Bardzo, bardzo złe wieści.

- Mów jaśniej....

Wtedy usłyszałam krzyk. Spojrzałam na osadę. Środkiem drogi prowadzącej do zamku szła Anna. Nawet z tak dużej odległości widziałam jej uśmiech. Kiedy ktoś próbował ją zatrzymać, po chwili leżał na ziemi. Zza jej pleców wyłonili się jej słudzy. Bardzo, bardzo dużo. Po chwil spostrzegłam także Huberta.

- Kurwa mać! Karol, zabierz Amelkę i schowaj ją.

Patryk nie czekając na odpowiedź przeskoczył przez barierkę.

- Chodź, zaprowadzę cię na górne piętro.

- Nie! Nigdzie nie idę! Chcę pomóc!

- Pomożesz chowając się !

- On tam poszedł sam!

- Nie bądź głupia! - wskazał na salę balową, została tam tylko Ola.

Była niemniej przestraszona ode mnie. Podbiegłam do niej i złapałam ją za rękę. Karol zaprowadził nas do wspaniałej komnaty na ostatnim piętrze, później sam wyruszył...

- Na pewną śmieć - szepnęła Ola. - Oni wszyscy umrą.

- Nie mów tak!

- Am! Hubert, Anna.... Nawet Patryk nie wygrał z Hubertem... Tylko jak... jak ....

- Królewska krew.

Obróciłyśmy się. Do pokoju weszła na oko pięćdziesięcioletnia kobieta. Nosiła się godnie, z wysoko poniesioną głową. Włosy miała upięte w ciasny kok. Surowa twarz przypominała trochę kobietę ze zdjęcia. Ach! Cecylia. Babcia Patryka.

- Co ma pani na myśli?

- Hubert jakimś cudem dowiedział się, co jest potrzebne by zdjąć klątwę z jego matki. Wejście do jaskiń musi być posmarowane krwią kogoś z rodziny Piotra. Kiedy Hubert omal nie zabił mego wnuka, miał jej na mieczu pod dostatkiem.

- Mój Boże...

Podeszłam do okna. Karol był cwany. Wybrał komnatę z widokiem na las, nie na osadę. Nie mogłam zobaczyć co dzieje się na dole. Wiedziałam, że jeśli znowu będę czekać w takiej niepewności to chyba się zabije.

- Idę tam! 

Należysz do mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz