Rozdział dwudziesty-szósty. Sara.

8.6K 502 8
                                    


Minął prawie miesiąc odkąd ostatni raz widziałam Patryka. Hubert porwał mnie i więził w małym pokoiku w jego rezydencji, gdzieś w górach. Przynajmniej nie dawał nikomu ze mnie pić. Czułabym się dość upokorzona. Od dawna również nie oślepiały mnie promienie słońca. Okna zabite były dechami. Żyłam w apatii. Nie odzywałam się do nikogo, nawet do dość miłej wampirzycy, która dwa razy dziennie przynosiła mi jedzenie, lub wypuszczała mnie do łazienki. Czułam, że chce mnie pocieszyć. Ponoć tak jak ja, trzymaną ją tu siłą. Nie miałam jednak siły aby choćby raz jej odpowiedzieć. Nie wiedziałam czy mój kochany żyje. Hubert nie pokazał mi się od tamtego dnia nawet raz.

Kiedy przyszła Sara jak zwykle leżałam na łóżku i wgapiałam się w sufit. Nigdy nie robiłam nic poza tym mimo, iż zapewniono mi kilka książek, nawet mały telewizor. Nie umiałam się na niczym skupić. Cały czas zastanawiałam się za to czemu jeszcze żyje. Patryk i tak nie dowiedział by się o mojej śmierci, chociaż po tym co mu powiedziałam nie sądzę aby się przejął. Grymas bólu wymalowany na jego twarzy śnił mi się codziennie. Ten jeden powracający wciąż koszmar, a potem płacz po przebudzeniu.

- Cześć Amelko. Zrobiłam ci kanapki. Tak mało jesz. Zapewne nie smakuje ci moje jedzenie, jednak minęło prawie osiemdziesiąt lat odkąd sama jadłam takie rzeczy.

Dziewczyna spojrzała na mnie, jej oczy wyrażały tyle smutku co moje. Zaciekawiłam się, czy gdybym poprosiła ją o pomoc... Nie. To się nie uda. Leniwie przeniosłam wzrok ponownie na sufit. Znałam już na nim każdy centymetr.

- Pan Hubert wyrusza dzisiaj w interesach. Bierze ze sobą kilku naszych. Może.. Jeśli będziemy same na piętrze to obiecuje, że wyprowadzę cię na chwilę na dwór. Będzie zapewne noc, ale powiew świeżego powietrza na pewno ci pomoże.

Położyła talerz obok łóżka i pośpiesznie wyszła, jakby bała się, że wyśmieje jej pomysł. Szczerze mówiąc nie obchodziło mnie to. Nic już mnie nie obchodziło.

Musiałam zasnąć. Kiedy otworzyłam oczy zorientowałam się, że słyszę jakieś dziwne odgłosy dochodzące z zewnątrz. Ktoś zawył. Zaraz. Zawył?! Zerwałam się z łóżka i podbielam do okna. Spróbowałam wyrwać drewnianą sztachetę jednak na marne. Prychnęłam gniewnie. Nagle drzwi mojego pokoju otworzyły się. Stała w nich Sara. Uzbrojona po same zęby.

- Wilki. Przyszły po ciebie - szepnęła i... Uśmechnęła się.

Podbiegła do mnie i złapała mnie za rękę, i poleciła bym trzymała się jak najbliżej niej. Postanowiłam jej zaufać. Wyszłyśmy na korytarz. W środku budyku panowała grobowa cisza. Powoli zmierzałyśmy ku schodzom. Wampirzyca stawała co jakiś czas i nasłuchiwała. Na dole również nikogo nie było. Weszłyśmy do wielkiego salonu.

- Usiądź tu na chwilę. Przeczekamy najgorze piekło.

- O czym ty mówisz?

Nie wydobywałam z siebie głosu tak długo, że sama nie poznałam jego dźwięku. Sara podniosła brwi zaskoczona i zaśmiała się perliście.

- Więc jednak nie jesteś niemową.

- Co się dzieje na zewnątrz.

- Przyszło po ciebie ze dwadzieścia wilków. Walczą właśnie z ,, przyjaciółmi '' Huberta. Na szczęście jego samego tutaj nie ma. Jego byłoby trudno pokonać. Ma ponad tysiąc lat.

- Czarny wilk z niebieskimi oczami, jest tam?!

- Cóż. Nie przyglądałam się aż tak. Od razu pobiegłam po ciebie.

- Dlaczego mi pomagasz?

- Kiedy tutaj trafiłam, byłam człowiekiem. Jak ty. Miałam dwadzieścia lat, świeżo po ślubie. Mój kochany Dorian... To była miłość od pierwszego wejrzenia. Mój tata, biedny rolnik własnymi rękami postawił nam piękny dom na wzgórzu. Mieliśmy wieść w nim szczęśliwe życie.

- I co? Co się wydarzyło?

- Nie chcę wyjść na próżną, ale mam dość ciekawą urodę. Wiele mężczyzn się za mną oglądało. Hubertowi także się spodobałam. Kazał mi zostawić męża i rodzinną wioskę i pójść z nim. Wyśmiałam go. Nie było to zbyt miłe z mojej strony jednak... Wciekł się. Powiedział coś pod nosem, wykonał dziwny ruch ręką. Zalała mną dziwna ciemność. Kiedy się obudziłam stałam z nożem kuchennym nad ciałem Doriana, cała w jego krwi. Krzyczałam, błagałam, jednak nie mogłam tym wrócić mu życia. Chciałam umrzeć. Złapałam ten nóż, chciałam wbić go sobie w serce. Nie mogłam istnieć dalej ze świadomością, że zabiłam mojego najdroższego. Wtedy ponownie przyszedł on. Powiedział : Pomogę ci. Chodź ze mną. Zgodziłam się. Zrobił ze mnie to coś... Zostałam jego żoną. Po kilkunastu latach dowiedziałam się, że to on kazał mi to zrobić. Znienawidziłam go całym strzępkiem serca, które we mnie pozostało.

- Więc jesteś, jego żoną?

- Tak, jednakże od tamtej chwili moim jedynym marzeniem było uciec z tego piekła. Nie mogłam jednak. Wiedziałam, on znajdzie mnie wszędzie. Narażałabym tylko ludzi, gdyby mnie szukał.

- Musisz uciec! Nie możesz tak żyć!

- Już dawno pogodziłam się ze swoim losem. - Sara uśmiechnęła się blado - Za to mogę ocalić ciebie. Podejrzewam, że chciał z ciebie zrobić wampira. Najłatwiej o to kiedy człowiek jest na granicy rozpaczy. Próbował zabić twojego wilka, jednak nie mógł go namierzyć. Miał plan... Ogłuszyć go, przyprowadzić tutaj i odebrać mu życie na twoich oczach. Dwie pieczenie na jednym ogniu. Pokonany wróg i nowa wampirzyca do kolekcji.

- Czemu ja?

- Musiałaś mu się spodobać. Może zabiłby mnie po twojej przemianie, może czuje w tobie coś niesamowitego. Nie wiem. Nie dam mu cię zniszczyć tak jak zniszczył mnie.

Nagle drzwi salonu otworzyły się z hukiem. Do pomieszczenia wszedł powoli rosły wampir. Z tego co zdążyłam się dowiedzieć był zastępca Huberta.

- Ciekawe tutaj macie rozmówki dziewczynki. Teraz jednak Saro, jeśli pozwolisz muszę zabrać tę małą daleko stąd. Wilki mają przewagę.

- Prędzej zginę, niż ci na to pozwolę Albercie.

Sara wstała i stanęła przede mną. Wyciągnęła zza pleców katanę.

- Więc zginiesz. 

Należysz do mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz