Rozdział 26

845 70 22
                                    

Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Jestem głupia, że zawsze robię takie opóźnienie :// Wybaczcie, no chyba że już nikogo tutaj nie ma :(

Będę stawać na uszach, żeby był następny rozdział jak najszybciej.

***

Z perspektywy Grześka

Byłem wykończony lotem z Paryża i całym tym szybkim wyjazdem, ale bez namysłu Kupiłem sobie kawę i usiadłem przy łóżku Wiktorii. Ona była teraz najważniejsza. Patrzyłem na jej twarz i miałem mętlik w głowie. Wiecie... to taki moment, że nie wiesz co myśleć. Kocham ją najbardziej na świecie, ale co jeśli się nie obudzi, co jeśli zapamięta mnie takim jakim byłem w jej oczach po spotkaniu z Celią. Chciałbym dostać jeszcze szansę postarania się o to, żeby mi znowu zaufała mi po tej całej sytuacji. Najważniejsze jest jednak to aby była szczęśliwa. Jeśli ma być beze mnie, będę musiał to przeżyć.

Siedziałem może z 4-5 godzin zanim przyszedł lekarz, z którym mogłem porozmawiać o tym co dalej. Dowiedziałem się, że stan Wiktorii od wczoraj trochę się poprawił i za niedługo podejmą próbę wybudzenia jej ze śpiączki. Myślałem w pierwszym momencie, żeby zadzwonić do Bartka, ale on powinien się przespać. Zrobię to jeśli coś ważnego się wydarzy.

Po niespełna godzinie przyszła do sali pielęgniarka, która odłączyła jedną z kroplówek.

- Będzie dobrze, za chwilkę powinna zacząć się budzić. – powiedziała troskliwie i uśmiechnęłam się tak życzliwie, że uwierzyłem w jej słowa w stu procentach.

Wiedziałem, że nie mogę teraz jej spuścić z oka. Nie mogłem sobie pozwolić na to żeby wyjść z pokoju, bo co by było gdyby się obudziła i była sama – nie darowałbym sobie tego. Tylko był mały problem, mój organizm płata mi figle i akurat zachciało mu się spać. Cały czas trzymając Wiki za rękę oparłem głowę na kołdrze i nawet nie wiem kiedy zasnąłem.

Ze snu wyrwał mnie przeraźliwy krzyk. Wiktoria?

- Kim jesteś?! I czego ode mnie chcesz?! Gdzie jest Bartek?! Bartek! Bartek! – niedowierzałem, że to Wiktoria krzyczy i wyrywa swoją dłoń.

W następnych sekundach wszystko działo się tak szybko, że nawet nie wiem kiedy wylądowałem na korytarzu kompletnie zdezorientowany zaistniałą sytuacją. Lekarz długo rozmawiał z nią i przeprowadzał jakieś badania. Kiedy wyszedł z pomieszczenia nie musiałem nic mówić, bo jak tylko na mnie spojrzał doskonale wiedział jak bardzo to przeżywam.

- Panie Grzegorzu, proszę mi powiedzieć jak długo się znacie. – zwrócił się do mnie.

- N-niecały miesiąc... - odparłem nadal podenerwowany.

- Widzi Pan, pańska dziewczyna straciła pamięć. – powiedział a mi tak jakby ktoś przywalił młotkiem w głowę. Zobaczyłem mroczki przed oczami i musiałem usiąść na krześle.

- Ale... ale jak? – czułem jak łzy napływają mi do oczu.

- Panie Grzegorzu, to nie koniec świata, są duże szanse, że sobie wszystko przypomni. Jedynie potrzeba czasu. Okazuje się, że Wiktoria jest w dużo lepszym stanie niż myśleliśmy, poleży tutaj jeszcze parę dni i ją wypuścimy. – usiadł obok mnie. – Dam panu radę, z której nie musi pan wcale skorzystać, ale wydaje mi się, że wtedy są największe szanse na powrót pamięci. – powiedział i ściszając głos wyszeptał mi to co powinienem zrobić. Od razu wiedziałem, że musze go posłuchać w końcu to on się tutaj zna na wszystkim. Choć będzie mi ciężko to muszę wcielić ten plan w życie.

Z perspektywy Bartka

Nie wiem jak długo spałem, ale miałem cudowne sny. O mnie i o Wiktorii. Była szczęśliwa jak nigdy, a ja cieszyłem się z tego, bo to był zawsze dla mnie priorytet. Niestety z tej sielskiej krainy wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu, który szybko odebrałem, kiedy zobaczyłem na wyświetlaczu telefonu „Grzegorz".

- Co jest? Cos się stało? – pytałem zdenerwowany.

- Kapi, przyjedź, czekam przed szpitalem. – powiedział jak najspokojniej się dało.

- Ty jesteś idiotą, czy co? Czemu ją zostawiłeś samą?! – wkurzyłem się kolegę.

- Bartek! Nie praw mi morałów, tylko przyjedź. Wszystko ci wytłumaczę. – i nie czekając na moją odpowiedź rozłączył się. Byłem mocno zdezorientowany, ale jak najszybciej mogłem pozbierałem się i po pary minutach biegłem w stronę piłkarza.

- Grzesiek, co jest? – już nie mogłem wytrzymać.

- Wiktoria się obudziła. – oznajmił ze stoickim spokojem.

- No co tu tak stoisz, chodźmy do niej! – i chciałem iść, ale on chwycił mnie za bluzę.

- Bartek, Ty musisz do niej iść. Ja wracam do Francji, mam do podpisania kontrakt. – nadal mówił z kamienną twarzą.

- Co ty odwalasz?! Jak to wracasz do Francji?! Przecież rano przyleciałeś?! Zostawiasz ją teraz?! Będzie kaleką czy co?! – mocno s zdenerwowałem, musiałem się powstrzymywać, żeby mu nie przyłożyć.

- Z jej zdrowiem jest lepiej niż myśleli, za parę dni wyjdzie ze szpitala. Tylko jest problem, Wiktoria straciła pamięć. Myśli że jest maj, a ona przegapiła matury. Mnie nie pamięta. Kiedy się obudziła zaczęła się szarpać i krzyczała twoje imię. – spuścił głowę i wbił wzrok w chodnik.

- Grzesiu, ja nie wiem co powiedzieć... - poczułem się bezradny patrząc na niego.

- Nie musisz nic... Zostawiam ją w twoich rękach. – poklepał mnie po ramieniu i odszedł w stronę jednej z taksówek.

Stałem w miejscu osłupiały. Co on zrobił? Co to ma znaczyć? Od tak ją zostawia... bez słowa wyjaśnienia?! Może jemu naprawdę nie zależało. Nie potrafiłem uwierzyć w to, że Grzegorz Krychowiak, piłkarz który był jednym z moich idoli okazał się takim dupkiem.

Siedziałem chyba z pół godziny na chodniku przed szpitalem i rozmyślałem co robić. Na pewno muszę tam iść, ale pewnie będę musiał je opowiedzieć co działo się przez ten czas, którego nie pamięta. Mówić jej o Grześku? Czy wymyślić jakąś inna historię? Jestem w kropce.

Niepewny tego co mam powiedzieć Wiktorii wszedłem do szpitala, a w progu sali, w której leżała minąłem się z moją mamą uśmiechniętą od uch do ucha.

- Kapi! Dobrze , że w końcu jesteś! – przytuliła mnie z całych sił jak tylko się nad nią pochyliłem.

- Kochanie, dobrze, że się już obudziłaś. Tęskniłem... - mówiłem trochę zmieszany, bo nadal nie miałem pojęcia jak ugryźć tą sytuację.

- Pierwsze, powiedz mi... dlaczego jak się obudziłam to przy moim łóżku siedział Krychowiak? Zamieniam się w słuch. – założyła ręce i popatrzyła na mnie spod byka.

- Skarbie, powinnaś odpocząć... Jutro zacznę ci wszystko opowiadać. – poprawiłem jej poduszkę i zamiast pocałować ją w czoło, mimowolnie dotknąłem jej ust. Nie ukrywam, że była zaskoczona. A w mojej głowie zrodził się najgorszy plan jaki mogłem sobie wymyślić. – To chyba część opowieści. – pocałowałem ją kolejny raz, trochę pewniej. – Idę jeszcze porozmawiać z lekarzem, odpoczywaj. – i wyszedłem z Sali.

Domyślałem się, że srogo pożałuje tego co zrobiłem, ale raz się żyje. Dzisiaj pozostaje mi znaleźć lekarza i się z nim dogadać, a jutro będę musiał być gotowy na rozmowę z Wiki.

La Macchina // G. KrychowiakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz