Rozdział 15

1.7K 142 2
                                    

HEJ! JEŚLI TO CZYTASZ, PROSZĘ ZOSTAW CHOCIAŻ GWIZDKĘ. KOMENTARZE MILE WIDZIANE :D

***

Kiedy wyszłam z łazienki, zauważyłam że Bartek już śpi. Nie chciałam go budzić, więc zgasiłam światło i też się położyłam. Następny dzień był ostatnim w Gdańsku. Podczas śniadania, Kapi powiedział mi, że jedziemy samochodem do Krakowa już dzisiaj wieczorem. Piłkarze mieli jeszcze trening i nocleg a kolejnego dnia rano samolot. Poszłam do pokoju spakować się szybko, żebym nie musiała martwić się tym później. Około godziny 11 ubrałam strój kąpielowy i zwiewną sukienkę, a do torebki zapakowałam ręcznik, portfel oraz balsam do opalania i poszłam na plażę. Był ciepły słoneczny dzień, trzeba było wykorzystać pogodę i się poopalać. Grzesiek nie był zbyt zadowolony, kiedy dowiedział się, że nie będę towarzyszyła im podczas treningu. No ale cóż... przynajmniej lepiej skupi się na swoich obowiązkach.

Pogoda była idealna. Niestety około godziny 16 musiałam wracać do hotelu. Przy windzie spotkałam kilku chłopaków, którzy właśnie wracali z treningu. Poszłam wziąć szybki prysznic, a następnie udałam się do Grzesia. Chciałam poinformować go, że ja i Kapi wyjeżdżamy dzisiaj wieczorem Krakowa, ale jak się okazało, on dobrze o tym wiedział... Oczywiście Szczęsny zbajerował Bartka i oboje jadą z nami. No to zapowiada się ciekawa podróż...

Jechaliśmy już ponad godzinę, a mnie coraz bardziej zaczynała denerwować muzyka płynąca z głośników. Postanowiłam zwrócić się do przyjaciela.

- Ptysiuuu.... – nachyliłam się do przodu i powiedziałam błagalnym głosem. W tym samym momencie Szczęsny wybuchnął nieopanowanym śmiechem.

- Ptysiu... - powtarzał przez śmiech. – Ptysiu... - zaczął płakać ze śmiechu i dopiero po chwili zorientowałam się, że Grzesiek też się śmieje.

- Możesz mi kochana wytłumaczyć łaskawie, skąd ci się ten Ptyś wziął? – Bartek lekko się oburzył.

- Wiesz skąd wzięła się nazwa ptyś? – zapytałam, a po bokach dosłyszałam, że chłopaki się trochę uspokajają. – Grzesiu, kochanie... Co znaczy petit szu? – skierowałam się do mojego chłopaka (kurcze, nie wiem czy mogę o nim już tak mówić...)

- Mała kapustka... - powiedział bez zastanowienia, a potem popatrzyli we trójkę na siebie i znowu wszyscy zaczęli się histerycznie śmiać, a mnie powoli zaczynała głowa boleć.

- Bartek, zmień ten jazgot na coś normalnego... - wysyczałam i opadłam na swoje miejsce.

- Oho, co ją ugryzło... - nagle wszyscy spoważnieli i Szczęsny zaczął szeptać do Bartka.

- Znając Wiki... okres nadchodzi... - parsknął śmiechem, a ja kopnęłam jego siedzenie.

- Ja tu jestem... - przypomniałam.

- Ona tak zawsze.... ? – dalej udawali, że mnie nie słyszą.

- Taak... jakieś dwa dni przed. Za chwilę zacznie się śmiać albo przytuli się do Krychy i będzie płakać...

- Skąd ty to wszystko wiesz? – Szczęsny dalej szeptał do mojego przyjaciela, a ja co chwila przewracałam oczami.

- Znamy się od jakichś 16 lat, a mieszkamy ze sobą od jakichś sześciu. – popatrzył na mnie przez lusterko.

- Marina nie ma takich odpałów przed okresem... - zaczął chichotać Wojtek, a mi się zebrały łzy w oczach. Przytuliłam się do Grześka i pozwoliłam sobie na płacz.

- Mówiłem... Nie mamy praktycznie przed sobą tajemnic... - zaśmiał się do Wojtka, a potem popatrzył do tyłu na nas i spoważniał. Po chwili, na szczęście, zmienili temat. Ja czułam się wyjątkowo źle i byłam zmęczona. Przytulona do Grześka zasnęłam.

Kiedy się obudziłam, byliśmy już prawie na miejscu. Grzesiu też odleciał. Wyglądał tak słodko! Aż musiałam zrobić mu zdjęcie. Najgorzej miał Kapi, bo to on prowadził całą przez drogę.

- Bartuś, żyjesz jeszcze? – zapytałam.

- O! Wstała nasza śpiąca królewna! – uśmiechnął się – żyję i mam się dobrze.

- Bardzo zmęczony jesteś?

- Nie, spokojnie. Za jakieś pół godziny będziemy w hotelu, to sobie odpocznę. Nie musisz się o mnie tak martwić...

- Coś się stało? – zapytałam, ponieważ zauważyłam, że jest jakiś dziwny.

- Nie... - próbował się uśmiechnąć, ale był jakiś sztuczny.

- Bartek...

- Wiki, powtarzam.... Nie musisz się o mnie martwić... - próbował mnie uspokoić, ale ja wiedziałam, że cos jest na rzeczy.

- Wiesz dobrze, że możesz mi wszystko powiedzieć... - cały czas szeptałam, żeby nie przerywać chłopakom snu.

- Wiem, kochana... - westchnął. – Wiem...

- Kocham cię, braciszku... - uśmiechnęłam się, bo wiedziałam, że teraz nic nie wskóram. Dałam mu buziaka w policzek i oparłam się na siedzeniu, żeby jeszcze na moment odpłynąć.

- Ja też cię kocham... - usłyszałam jeszcze ciche westchnięcie... a może to był sen...

Do celu dojechaliśmy około 5:30. Gdy szliśmy w stronę recepcji, przypomniała mi się poprzednia sytuacja związana z zameldowaniem się.

- Chłopcy, proszę Was, tylko bez kłótni. – szepnęłam.

Na szczęście okazało się, że tym razem, każdy dostaje osobny pokój. Odebraliśmy swoje karty i udaliśmy się w stronę windy.

- To do zobaczenia później. – pomachałam piłkarzom i poszłam do siebie.

Wchodząc do pokoju, doznałam szoku. Tu jest tak pięknie! A w dodatku mam ogromne łóżko tylko dla siebie! Otworzyłam walizkę, wypakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i od razu się położyłam. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Niechętnie poszłam zobaczyć, kto mi zakłóca spokój. Jak się okazało na korytarzu stał Krychowiak.

- Cześć Skarbie. Mogę na chwilkę wejść? Jak Ci się podoba Twoje lokum? – zapytał.

- Jak musisz to wchodź. Mam mega wygodne łóżko, na którym już zasypiałam... ale ktoś oczywiście musiał mi przeszkodzić. – powiedziałam niezadowolona i wróciłam na miejsce.

- Ojej... przepraszam Księżniczko. Ooo! Widzę że zmieścimy się oboje. W takim razie zostaję tutaj. – położył się obok, przytulił mnie i poszliśmy spać.

La Macchina // G. KrychowiakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz