Rozdział 25

771 75 11
                                    

HEJ! JEŚLI TU JESTEŚ ZOSTAW CHOĆ GWIAZDKĘ, ŻEBYM WIEDZIAŁA. KOMENTARZE MILE WIDZIANE.

MÓJ SNAP: mimiforce225, MOJE GG: 1412936

***

Z perspektywy Bartka

Siedzę w tym szpitalu już sam nie wiem który dzień. Straciłem rachubę. Jak tylko mi pozwalają siedzę obok łóżka trzymając Wiktorię za rękę. Chciałbym, żeby wiedziała, że nie jest sama. Wiele osób prosiło mnie, a wręcz błagało, żebym jechał do domu, ale nie mogę jej zostawić samej. Grzesiek też był, ale odesłałem go do Paryża, gdzie miał podpisać nowy kontrakt. Dzwoni kilka razy dziennie, żeby upewnić się, że nic się nie zmieniło. Chwilami nie mam siły wszystkim powtarzać, że nie wiadomo co będzie, i że lekarze nie dają najmniejszych nadziei.

Dowiedziałem się o wypadku na chwilę przed meczem. Oczywiście wiedziałem, że nie jestem w stanie zagrać dobrze, ponieważ jedyne co miałem w głowie to Wiktoria. Porozmawiałem z trenerem, który był niezbyt zadowolony z obrotu wydarzeń, ale bez dłuższego zastanowienia odesłał mnie do Polski. Obiecał, że Grześkowi wszystko wytłumaczy po meczu. Potem oczywiście Krycha chciał także od razu lecieć od Polski, ale wszyscy wspólnie go od tego odwiedli choć doskonale wiedzieliśmy, że nie będzie dawał z siebie stu procent.

Po przyjeździe do szpitala od razu wszystkiego dowiedziałem się od mamy, która była w Krakowie. Powiedziała mi o tym, że uderzył w nią jakiś wariat, który bawił się w „Szybkich i wściekłych", i że jemu oprócz złamanej nogi i lekkich potłuczeń nic się nie stało. Wiki była długo operowana z powodu dużej ilości obrażeń wewnętrznych i od tygodnia leży na intensywnej terapii w śpiączce spowodowanej obrzękiem mózgu.

Przeraża mnie myśl, że mogę nigdy z nią nie porozmawiać, że już nigdy mnie nie przytuli, że nie pójdziemy na spacer, że nie zobaczę jej uśmiechu. Chwilami jej śmierć wydaje się kompletną abstrakcją, a parę sekund później zastanawiam się co jej szepnąć na ucho na pożegnanie. Jeśli nie przeżyje... to ja nie wiem co zrobię.

- Synku, będzie dobrze... - podeszła do mnie mama kiedy po raz kolejny siedziałem na podłodze korytarza z twarzą schowaną w dłoniach.

- Jak ty potrafisz do tego tak optymistycznie podchodzić?

- Życie nauczyło mnie trochę więcej niż ciebie. A poza tym... to chyba trochę nadrabiam, bo czuję się odpowiedzialna za to co się stało... - usiadła obok i wlepiła wzrok w biały sufit.

- Mamooo...

- Nie Bartek... Powinnam była ją odwieźć pod samą bramę osiedlową.

- Nie możesz się obwiniać. To nie jest twoja wina, ani Wiktorii. To wszystko przez tego imbecyla, który powinien zgnić w więzieniu.

- Ah... - westchnęła. – Kiedy Grzesiu tu będzie? – zapytała zmieniając temat.

- Nie wiem... Codzienni pyta czy ma, czy powinien przyjechać...

- To czemu tego nie robi? – zdziwiła się.

- Bo go spławiam... - powiedziałem, a on popatrzyła na mnie tym swoim podejrzliwym wzrokiem. Znam dobrze to spojrzenie, to ono wyciągało ze mnie informacje w dzieciństwie kiedy zbiłem szybę piłką albo wymknąłem się na imprezę.

- Bartek... O co chodzi? Przecież podobno wszystko się wyjaśniło z Celią... - zaczęłam dopytywać a ja siedziałem cicho. – Bartek! – szturchnęła mnie w ramię.

- Co mam ci powiedzieć? Bo ją kocham? Bo myślałem, że chcę jedynie jej szczęścia, a teraz mi jest cholernie ciężko pogodzić się z tym, że kocha Grześka.

- Wiem, że ci na niej zależy... Zawsze byliście jak rodzeństwo...

- To coś więcej mamo... Ale chyba nie chcę o tym rozmawiać... - chciałem wstać i odejść ale jeszcze mnie złapała za ramię.

- Do czegoś między wami doszło?

- Tak, a ja potem zrobiłem straszną głupotę. Strasznie jej namieszałem w głowie... powinienem nic nie robić... - westchnąłem i wróciłem za sale Wiktorii, żeby znowu przez parę minut móc ją potrzymać za rękę.

Siedząc przy łóżku zastanawiałem się czemu ja wtedy wmówiłem jej ten durny sen. Namieszałem jej w głowie, a teraz boję się, że nie będę miał szansy tego odwrócić. Teraz chyba powinienem się skupić nad tym co jest dla niej najlepsze, bo tamto to była chwila kiedy skupiłem się na sobie. Musze skorzystać z tej chwili i zadzwonić do Grześka.

- Kapi?! – usłyszałem wystraszony głos Krychy.

- Spokojnie Grzesiek, nic się nie stało. Wszystko bez zmian. – próbowałem go uspokoić.

- Chwała Bogu... Znaczy to i tak nie dobrze, ale mogło być gorzej. Po co dzwonisz?

- Nie wiem jak stoisz z czasem, ale doszedłem do wniosku, że chyba powinieneś tu przez jakiś czas być. Może to jej po...

- Rezerwuję lot i jestem jutro rano. – przerwał mi, powiedział co miał powiedzieć i się rozłączył.

Do wieczora nic się nie zmieniło. W nocy zdrzemnąłem się na korytarzu szpitalnym co kilkadziesiąt minut zaglądając do pokoju Wiktorii. Mam ogromną nadzieję, że obecność Grześka jakoś na nią wpłynie.

Poranek nadszedł dość szybko. Może dlatego, że o 6 rano obudził mnie najprawdopodobniej nowy piłkarz PSG.

- Bartek... Ty tu śpisz? – zapytał troskliwie.

- Od początku stąd nie wychodzę... - odpowiedziałem rozespany.

- Ty jesteś szalony. Zdaję sobie sprawę z powagi sytuacji, ale powinieneś iść się wyspać w łóżku. Ja tu teraz jestem. Poradzę sobie przez parę godziny. – powiedział na Tyl przekonująco, że postanowiłem zrobić co mi polecił.

Idąc do domu miałem przeczucie, że cos się wydarzy, a mnie przy niej nie będzie. W drzwiach wejściowych miałem ochotę zawrócić, ale uznałem, że jest przy niej właściwa osoba. Ja jestem tylko przyjacielem, a jego kocha... Tylko co będzie jak się obudzi i dalej będzie myślała, że Celia jest w ciąży?

Wróciłem do mieszkania i zamiast iść do swojego łóżka skręciłem do pokoju Wiki. Wszystko tu było tak jak zostawiła. Plakaty nadal wisiały na ścianach, łóżko było idealnie zaścielone, a na szafce nocnej stały dwa zdjęcia ze studniówki – jedno ze mną, ponieważ byłem jej partnerem i jedno klasowe, na którym była wyjątkowo szczęśliwa. Usiadłem na brzegu łóżka, wziąłem jedną poduszkę i tępo wlepiłem wzrok w ścianę naprzeciwko mnie. Próbowałem odtworzyć wszystkie najlepsze wspomnienia z Wiki, ale w głowie miałem tylko jej słodki zapach i delikatne miękkie usta. Nawet nie wiem, kiedy zasnąłem z tą myślą.

***

Nie jest tak ambitny i długi jak chciałam, ale JEST. Roberta też wrzucę niedługo.

La Macchina // G. KrychowiakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz