~Other - Rozdział 50.

Start from the beginning
                                    

-Wezmę cię na ręce, słońce.- Mówię na jednym wydechu. Jedną rękę podkładam pod jej plecy, a drugą pod kolana. Unoszę ją z łatwością i przyciskam mocno do klatki piersiowej. Dziewczyna wtula się we mnie i kurczowo zaciska dłoń wokół skrawka materiału mojej ciemnej koszulki. W tym samym momencie zanosi się płaczem i wciska twarz w mój tors. Zagryzam wargę tak mocno, że po chwili czuję posmak krwi. Wszystko we mnie wyrywa się w stronę Willsa, aby po prostu go zniszczyć. Zmiażdżyć. Zamordować. Zabić, wykluczyć ze świata żywych. Jednak wiem, że Zoey potrzebuje mnie bardziej i to się teraz dla mnie liczy. Chcę ją zabrać, zamknąć w domu i nigdy nie wypuścić. Aby nigdy nie musiała tak cierpieć. W ogóle cierpieć.

Gdy dochodzimy do samochodu, Zayn otwiera nam tylne drzwi, abym mógł posadzić dziewczynę na siedzeniu. W momencie, w którym moje ciało minimalnie odsuwa się od jej sylwetki, słyszę ciche mruczenie. Pochylam się, aby usłyszeć coś więcej, być może próbuje mi coś powiedzieć.

-Skarbie, mówiłaś coś?- Mój głos jest zachrypnięty i niski z powodu emocji walczących wewnątrz i na zewnątrz mnie.

-Nie zostawiaj mnie…- Nie potrafię powstrzymać kolejnych łez, kiedy Zoey niemal błaga mnie o coś, co powinna mieć zapewnione. Czego powinna być pewna w stu procentach.

-Jedziemy z nią do Eleanor.- Oznajmia Louis, kiedy ocieram mokre policzki i usadawiam się tuż obok dziewczyny. Przyciągam ją ostrożnie do swojego boku, a ona wtula się we mnie niczym bezbronne dziecko, proszące o odrobinę bezpieczeństwa. Podczas drogi gładzę jej posiniaczone ciało i cichym głosem mówię, że nic jej już nie grozi. Powolnym ruchem odgarniam z jej czoła zlepione przez pot i krew ciemne pasma i całuję jej zimną skórę. Na ile jest to możliwe, wygładzam jej włosy i uporczywie układam na plecach, mimo iż za każdym razem odnajdują drogę ucieczki z teraźniejszego miejsca. Potrzebuję zająć czymś swój przeciążony umysł, aby nie myśleć o rzeczach, które mógł zrobić jej Wills. Czuję powracającą złość, która rozsadza mnie od wewnątrz. Moja klatka piersiowa zaczyna unosić się w szybszym tempie. Patrzę na osobę, której jestem w stanie poświęcić wszystko. Przyjąłbym na siebie każdy cios, który ta biedna dziewczyna musiała ścierpieć. Jej chude rączki i nogi, jej twarz. Wciągam powietrze nosem i staram się unormować swój oddech. Louis i Zayn tępo wpatrują się w drogę przed nami, siedząc na przednich fotelach. Jestem zdziwiony, że Liam jeszcze nic mi nie zrobił. Przecież tak strasznie kocha Zoey. Jej widok na krześle musiał go załamać. Wydaje mi się, że to on wyszedł, gdy słyszałem trzaskanie drzwiami. Jego psychika nie wytrzymała, gdy musiał oglądać najważniejszą osobę w swoim życiu tak skatowaną.

Gdy jesteśmy na miejscu, Louis otwiera nam drzwi samochodu, a Zayn idzie przodem prosto do domu. Wyciągając Zoey z pojazdu zauważam, że jej siwe powieki są zamknięte. Cieszę się, że udało jej się choć na chwilę zasnąć. Przechodzę do mieszkania dziewczyny Tommo, zastaję ją w salonie rozkładającą wszystko, co może być jej potrzebne. Eleanor jest naszym "podręcznym" lekarzem. Skończyła studia medyczne, a gdy jej miłość padła na Louisa, zbytnio nie miała wyboru. Gdybyśmy z każdym swoim obrażeniem mieli stawiać się w szpitalu, wszystko wyszłoby na jaw. A tego nie chciał żaden z nas. El jest miłą i uczynną dziewczyną, każdy z nas znalazł w niej bratnią duszę. Jednocześnie podziwiam ją, że potrafi wytrzymać z irytującym Louisem tak długo.

Gdy dziewczyna widzi Zoey, z jej chudych rąk wypada szklanka z wodą, którą przed chwilą piła. Szkło roztrzaskuje się z głośnym brzękiem o drewnianą podłogę, a czysty napój oblewa część kanapy, równocześnie pozostawiając mokrą plamę na ciemnych panelach.

-Do pokoju z nią! Natychmiast!- Niemal krzyczy, a jej dłonie zaczynają się trząść. Spodziewałem się takiej reakcji. Zmieniam kierunek i wychodzę po schodach, moje stopy same zanoszą nas do sporych rozmiarów pomieszczenia, w którym Eleanor przyjmuje najbardziej poszkodowanych. Białe ściany i jaskrawe światło z sufitu sprawiają, że muszę zmrużyć oczy, kiedy przekraczam próg jasnego pokoju. El kroczy tuż za mną, a gdy usadawiam Zoey na podłużnej leżance, przypadkowo trąca mnie kościstym ramieniem. Obrzuca mnie zabójczym spojrzeniem, które przyjmuję bez żadnego grymasu. Każdy dobrze wie, że to moja wina. Ja również. Mam świadomość, że nigdy nie wybaczę sobie tego, w jaki sposób moja ukochana została potraktowana, tylko ze względu na mnie. Wycofuję się szybko, gdy cienki, blady palec Eleanor wskazuje moim oczom drzwi wyjściowe. Zamykam je za sobą i opieram się o ścianę obok. Po chwili zjeżdżam plecami w dół, moje kolana są umieszczone tuż pod brodą. Owijam nogi ramionami i pochylam głowę, zamykając oczy. Może jednak to nie dzieje się naprawdę. Może to tylko zły sen, z którego wybudzi mnie piękna, nieskażona niczym twarz Zoey?

Other ✔ || h.s.Where stories live. Discover now