~Other - Rozdział 49.

9.3K 498 36
                                    

Rozdział 49.

Ból.

Cierpienie.

Udręka.

Krzywda.

Czuję się potwornie skatowana. Nie mam siły utrzymywać otwartych oczu. Gdy znów siłą zostaję przywiązana do twardego, metalowego krzesła, mam ochotę krzyczeć o pomoc. Wiem jednak, że w niczym mi to nie pomoże. Chcę błagać Jacoba, aby skrócił moje męki, a jeśli nie ma tego w zamiarze, niech chociaż od razu mnie zabije.

-Jak się spało mojej księżniczce?- Drwi, unosząc krzaczaste brwi ku górze. Tak jak za pierwszym razem, zajmuje miejsce naprzeciwko mnie na swoim siedzeniu i rozkłada się na nim, podtrzymując plecy na oparciu. Rzuca mi łobuzerski uśmiech, a ja mam ochotę zwymiotować, mimo iż nie jadłam od momentu, w którym zostałam porwana. Ile już czasu minęło?

Chcę coś powiedzieć, jednak krztuszę się własną śliną. Z oczu kapią mi gorzkie łzy, których nie jestem w stanie zatrzymać.

-Och, spokojnie. Nigdzie mi się nie śpieszy. Mamy czas.- Mruga lewym okiem. Pragnę zmyć mu z twarzy ten chytry uśmieszek jednym sprawnym ruchem z otwartej dłoni.

-Harry się dowie…- Szepczę z trudem, siłując się z własnym językiem. Jacob odchyla głowę do tyłu i zanosi się głośnym, głębokim śmiechem. Moje ciało obiega dreszcz przerażenia i obrzydzenia.

-Kochanie, nikt się o tym nie dowie. A jeśli nawet, ciebie już tu nie będzie. Więc dlaczego robisz sobie nadzieję?

-Proszę, zabij mnie.- Niemal błagam, mój głos jest łamiący.

-Jeszcze nie, skarbie.- Unosi się i gładzi mój obity i zakrwawiony policzek. Łapię szybki oddech, zanim Wills po raz kolejny zadaje mi cios w siną skórę na twarzy. Moja głowa bezwładnie opada na niemal nagą klatkę piersiową. Z ubrań, które miałam na sobie zostały skrawki, w nieładzie układające się na moim zmarzniętym ciele.

-Dlaczego?- Po co wciąż zadaję to samo pytanie, skoro nigdy nie udziela mi innej odpowiedzi niż tej, że muszę zapłacić za swój błąd?

-Twój wybranek jest po prostu zbyt głupi.- Parska śmiechem. Unoszę oczy na wysokość jego, co sprawia mi nie lada trudność. W moim umyśle pojawia się błysk nadziei, że w końcu dowiem się czegoś więcej.

-Zaciekawiło cię to, hm?- Wraca na poprzednie miejsce i patrzy na swoje palce, którymi po chwili zaczyna się bawić. Kąciki jego ust co chwila unoszą się ku górze i opadają, jakby przypominał sobie coś zabawnego.

-Zasadniczo mogę ci powiedzieć. Przecież i tak weźmiesz to wszystko do grobu.- Dlaczego te słowa nie robią już na mnie wrażenia?

-Twój Styles był na tyle zapatrzony w siebie, że odważył się ze mną pokłócić.- Kręcę szybko głową sprawiając, że pojedyncze pasma włosów opadają wokół mojej skierowanej w dół twarzy. Oddycham głęboko, czując ścisk w klatce piersiowej.

-Poszło o byle gówno. Naprawdę. Wiesz co chciał zrobić?- Wokół nastaje cisza, gdy nie potrafię wykrztusić z siebie odpowiedzi na jego, pewnie i tak retoryczne pytanie.

-Chciał odejść z mojej grupy. Chciał popełnić największy błąd w swoim życiu, bo zebrało mu się na romanse!

Nic nie poradzę na to, że zaczynam się śmiać. Cicho, pod nosem, jednak szczerze. Nie mogę uwierzyć, że przez tak banalną rzecz jestem tutaj i czekam na śmierć. Czy ten człowiek ma coś nie tak z głową?

-Jak możesz mówić o czyichś błędach? On sam dobrze wie, co robi.- Natychmiast milknę, kiedy Jacob pochyla się i znów uderza mnie w twarz. Nie wraca do wcześniejszej pozycji, tylko opiera łokcie o kolana i łączy dłonie, wpatrując się we mnie lodowatym spojrzeniem.

Other ✔ || h.s.Where stories live. Discover now