Rozdział 46 - Słowa z cierpieniem

Start from the beginning
                                    

— Myślę, że jestem w stanie cię rozumieć — odparł, przypominając sobie całe dzieciństwo w pałacu Helium. — A więc? Jaką osobą jest twoja matka?

— Mogła wydawać się bezduszna, surowa i ciężko było zrozumieć, o czym myśli. Nie obchodziło ją zdanie ludzi z wioski, była głucha na wołania. Wolała samotność. Od zawsze izolowała się od społeczeństwa. Jej serce umarło na długo przed tym, jak się narodziłam, ale to jej zawdzięczam osobę, jaką się stałam. Jestem za to wdzięczna i wiem, że robiła to dla mojego dobra. W końcu zawsze przede wszystkim troszczyła się o swoje Dzieci, a teraz nie żyje.

— Czyli masz rodzeństwo, panienko Roweno! — ucieszył się Arthur, próbując nieco zmienić temat. — Nie jesteś w takim razie samotna, prawda? Chciałbym ich kiedyś poznać — mówił, spoglądając na jej łagodny uśmiech na twarzy. — Tęsknisz za nimi?

Dziewczyna zaprzeczyła, rozcierając w palcach suszony ogon traszki.

— Nie tęsknię za nimi, ponieważ zawsze są przy mnie — powiedziała, kładąc dłoń na lewej piersi. — A co z tobą, Arthurze? Masz rodzeństwo?

— Być może... — zaśmiał się niemrawo. — Wszystkie moje wspomnienia zaczynają się od pobytu w pałacu Helium. Nie pamiętam biologicznej matki, ojca, czy nawet rodzeństwa, ale nawet jeśli miałbym inną rodzinę... Z pewnością już za późno, aby ich odnaleźć. Minęło zbyt wiele czasu.

— Rozumiem... Słyszałam jednak, że jest magia, która potrafi wskazać drogę do ludzi, z którymi łączą cię więzy krwi — mówiła, kładąc mu dłoń na ramieniu, chcąc jakoś pocieszyć chłopaka. — Osobiście znałam nawet osobę, która potrafiła coś podobnego.

— To bardzo niedobrze, panienko Roweno — warknął, marszcząc gniewnie brwi. — Zaklęcie, o którym mówisz, należy do dziedziny czarnej magii. Wymaga krwi. W dodatku nie jednej, czy dwóch kropli, a całe mnóstwo. Jeśli znałaś kogoś, kto potrafił tego używać, mam nadzieję, że już więcej go nie spotkasz. Inaczej będziesz cierpieć. Użytkownicy czarnej magii są największymi potworami i nie znają litości. Na własne oczy widziałem wiedźmy, które rozszarpywały własne dzieci, aby zdobyć jeszcze większą moc. Brzydzę się każdym, kto używa tej bluźnierczej sztuki przepełnionej nienawiścią. Gdybym mógł, zabiłbym je wszystkie, ale świat nie jest mi na tyle przychylny.

Dziewczyna zadrżała i zdjęła rękę z ramienia Arthura, przygryzając dolną wargę i odwracając wzrok. Zacisnęła pięść na materiale spodni, po raz pierwszy czując ból w sercu, a w oczach wezbrały się jej łzy. Ona, Czarna Magia, poczuła cierpienie spowodowane słowami. Przez chwilę miała nadzieję, że blondyn jest zupełnie zwyczajnym chłopakiem, który będzie podróżował z nimi aż do Ornory. Chciała bliżej go poznać i cieszyła się, że mają dla siebie jeszcze tyle czasu. A teraz czuła, jak bardzo się okłamywała. Arthur nadal był Kolekcjonerem Blasków, legendarnym duchem budzącym strach u każdej wiedźmy Gementes.

— Przepraszam — powiedział, wręczając ukradkiem Rowenie cukierek. Nie miał odwagi nawet podnieść wzroku po tym, jak zobaczył jej łzy, a po jego policzkach również spłynęły mu słone krople. — Przesadziłem. Ten ktoś musiał być dla ciebie naprawdę ważny.

— Głupota — parsknął pod nosem Vin, obserwując wszystko z odpowiedniego dystansu.

Siedział pod drzewem, obejmując kolana ramionami. Wydawał się brać wszystko o wiele poważniej niż pozostali. Nieprzerwanie myślał nad tym, jak rozwiązać problem tej dwójki. Jak pozbyć się lin, które właśnie zmieniły się w łańcuchy.


***


Rankiem przekroczyli granicę królestwa Aurum, znajdując się na terenach cesarstwa Gementes. Nikt nie próbował nawet zatrzymywać osób towarzyszących samemu Kolekcjonerowi Blasków, gdy ukazał on strażnikom pieczęć Helium. Złoty pierścień z błękitnym klejnotem połyskiwał w blasku słońca, gdy żołnierze usunęli się z drogi.

Śmierć NiebiosWhere stories live. Discover now