Chapter 16

1.4K 248 72
                                    

JIMIN

– Wyspa nie jest wielka – powiedział Kihyun, wpatrując się w swój panel sterowania.

Przed chwilą wypuścił swoje urządzenia na mały zwiad. Piloci helikoptera wysadzili nas na specjalnym lądowisku, na którym każdego ranka miało czekać zaopatrzenie w postaci jedzenia, akumulatorów, czy apteczek. Na chwilę obecną dostaliśmy śpiwory. Sen w namiotach nie wchodził w grę, szczególnie że mieliśmy być zwierzyną łowną. Zabijać albo zostać zabitym. To były ostatnie słowa mojego ojca. Chciałbym go nienawidzić.

Nie odezwał się do mnie ani razu. Nie pocieszył, nie życzył powodzenia, ani nawet nie rzucił spojrzenia, dając mi znak, że w jakiś sposób mnie wspiera.

Wiedziałem, że to ma swój cel. Chciał, żebym by twardy i mimo wszystko, żebym przetrwał wszystkie trudności jakie mnie spotkają, dlatego też przez całą podróż nic nie mówiłem. Jedynie chłonąłem tę nikłą bliskość Jungkooka. W trakcie lotu wbrew spojrzeniom pełnych aprobaty, Jeon opierał się o moje ramie. Może to mało, ale jak na niego to duży wyczyn.

– Gdzie są obozy o których mówił premier? – dopytał Seokjin, jak zwykle siląc się na spokojny ton. Dobrze wiedziałem, że mężczyzna nie przepada za nieznanym terenem.

– Czekaj, jeszcze nie przeskanowałem całej wyspy – mruknął.

Rozejrzałem się po pozostałej trójce. Katara sprawdzała czy z jej karabinem snajperskim, który rozkręcony leżał w walizce jest w porządku, chociaż dzięki piankowym wypełnieniu wnętrza nic nie mogło my się stać. Widocznie próbowała zabić nudę. Szkoda, że jeden wystrzał nic nie zmieni, a tylko zdradzi naszą pozycję.

Jungkookie kucał przed nadal niewyszkolonym wilkiem. Samo zwierze dzięki małym zrobotyzowaniu, jakiego dokonał Kihyun posiadało wyuczone komendy i jakąś tam bazę danych, która pozwalała mu atakować. Myślę, że gdyby rudzielec nie wtykał w niego palców, byłby zwykłym, bezbronnym wilkiem. Wciąż miał igły zamiast zębów, ale to posiadało swoje plusy. Mógł wbić się głębiej w skórę. Tak przynajmniej sądziłem.

– Dobra, mam. Chodźcie – przywołał nas ruchem ręki, a my niezwłocznie zjawiliśmy się obok niego, by spoglądać w ekran panelu, który pokazywał nam mapę całej wyspy. – Piętnaście dużych obozów i cztery mniejsze, chyba wiadomo do kogo należą – spojrzał na nas wymownie, a nim zdążyliśmy coś odpowiedzieć, kontynuował swój wywód. – Największe skupisko obozowisk „żołnierzy" znajduje się na północy, a nas wysadzono na południu, czyli poniekąd jesteśmy w dobrej sytuacji. Najlepiej rozbić obóz kilka metrów od plaży, bo na samym piasku jesteśmy odsłonięci.

– Do rzeczy, Hyun – ponaglił go Seokjin.

– Słyszałem, jak piloci mówili o pięćdziesięciu chorągiewkach, które musimy znaleźć. Średnio na każdy obóz przypadają – zmrużył na chwilę powieki, by na spokojnie przekalkulować całość. – Trzy, cztery chorągiewki.

– Kiedy idziemy zabijać? – wtrącił Jungkook. Niecierpliwy z niego dzieciak.

– Na sam początek spróbujemy rozeznać się w terenie. Pierwszy obóz przeszukamy po cichu, żeby poznać czujność wroga. Przecież wałkowaliśmy nie raz tę taktykę – pokręcił głową zrezygnowany Seokjin.

– Przepraszam – burknął najmłodszy z nas.

– Jak tylko rozbijemy obóz, wyruszamy po zwycięstwo – powiedział na nowo ożywiony Kim. – Nie mam zamiaru napadać na teren nieprzyjaciela z ciężarem na plecach.

– Tak, oczywiście. Drony mają naładowane akumulatory. Będę was nawigował.

– W jaki sposób? – zapytałem.

Elite Killers: jjk + pjmOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz