Chapter 3

1.9K 313 251
                                    

JUNGKOOK

Wydostaliśmy Jimina zaledwie przedwczoraj, a zrobił niezłą furorę w szkole. Nie lubiłem go od pierwszego wejrzenia. Kiedy patrzyłem na twarz Parka, miałem ochotę zostawić na niej jakąś uroczą bliznę, ale nie jestem jakimś psycholem, żeby dopuścić się ranienia kogoś bez powodu.

Denerwował mnie fakt, że będzie pod moją „opieką", dopóki nie odnajdzie swojego talentu. Może zrobię mu pas szahida i powiem, że będzie idealną bombą.

Nie, nie zrobię tego. Jeszcze będę za to odpowiedzialny.

Wkurzał mnie fakt, że Katara, cudowna swatka, stwierdziła, że idealnie do siebie pasujemy. To, jakie filmy oglądam nie świadczy o mojej orientacji seksualnej... Poza tym, każdy ma prawo oglądać co tylko zechce, co nie? Niebawem skończę szesnaście lat i przestaną uważać mnie za głupiego dzieciaka. Podejmę się zadania, które ma na celu sprawdzenie Jimina, choćbym miał wybuchnąć ze zdenerwowania.

– Co byś powiedział na mały zakładzik – zagadała do mnie Katara, czyszcząc swój karabin AK-47, który swoją drogą był jej miłością.

– Zakładzik, tak? A co z tego będę miał? – zapytałem zaciekawiony propozycją.

– Co tylko zechcesz – wzruszyła ramionami.

– A jak powiem, że twoje dziewictwo, to co? – uśmiechnąłem się uroczo, przez co przewróciła oczami.

– Ono jest zarezerwowane dla Kihyuna – warknęła. – Poza tym, ty jesteś gejuszkiem, Kookie. Zgadzasz się, czy nie?

– Nie jestem gejem i... Jak wygram, to ukradniesz pocky Seokjin hyung'a, okay?

– Nah, mogę ukraść nawet dwa, jeśli przyrzekniesz, że na pewno wypełnisz zadanie.

Z każdą chwilą zakład wydawał się coraz bardziej atrakcyjny. Dawno nie widziałem wkurzonego Kima, a odebranie mu pocky to jak rzucenie na byka czerwoną płachtę. Myślę, że Kihyun nie przepuści okazji, by wypróbować swojego drona z kamerką. Chciałbym mieć nagranie, na którym Seokjin hyung krzyczy na Katarę.

– Dobra – uśmiechnąłem się chytrze. – Więc co mam zrobić?

– Pocałować...

– Soyu? Pestka – uśmiechnąłem się do siebie. – To łatwa dziewczyna.

– Nie, głupku. Nie poświęcałabym się aż tak bardzo dla jakiejś pustej Soyu. Pocałuj Jimina.

Spojrzałem krzywo w jej oczy, po czym odszukałem wzrokiem pewnego wkurzającego bruneta, który niedawno pojawił się w mojej szkoły i niemal od razu przyłączył się do naszej drużyny. Na samą myśl o całowaniu tego głupiego debila chciało mi się wymiotować.

W naszej jednostce dotąd było czterech członków. Codzienne treningi i nauka – normalny tryb życia, jednak pewnego dnia pojawił się Park Jimin, który według premiera był idealnym materiałem na zabójcę. Problemem było jedynie wyszkolenie. Podobno uczęszczał kiedyś na taekwondo i karate, ale patrząc na jego papuśną buzinkę po prostu zacząłem się śmiać.

Każdy zafascynował się jego historią, w której opowiadał o tym, jak zabił jednego z porywaczy, choć tak naprawdę bał się jak diabli.

Miałem ochotę przypomnieć im, że to ja wydostałem się z niewoli żołnierzy Korei Północnej, ale zmieniłem zdanie. Każdy ma swoje pięć minut.

– Oszalałaś? Nie mam wody święconej, a nie będę ust w rozpuszczalniku moczył, żeby pozbyć się jego smaku – skrzywiłem się.

– Jeon Jungkook. Niegdyś chłopak, który był lepszy od Park Jimina, teraz kompletna ciota, która nie potrafi podołać zadaniu. Myślałam, że chcesz być lepszy od tego cymbała.

– Przecież jestem lepszy – prychnąłem niezadowolony. – Poza tym nie mam wody święconej.

– Nie rozpuścisz się przez nią, szatanie? – uśmiechnęła się, marszcząc przy tym nos.

– Prędzej rozpuszczę się pod jego ustami. A co, jak nie potrafi całować? – zapytałem z szyderczym uśmiechem.

– Martw się o siebie. Jesteś mocny w szczekaniu, a w czynach już nie tak bardzo. Oboje wiemy, że nigdy się nie całowałeś, więc nawet nie wiedział, czy robi to dobrze, czy źle.

Zmrużyłem wrogo oczy, zaciskając usta w cienką kreskę. Nienawidziłem, kiedy mi to wytykała. Miałem piętnaście lat, a nie dwadzieścia. Po prostu wolałem zaczekać.

– Zrobię to – westchnąłem. – Ale prócz zarąbania pocky, wyczyścisz moje noże po ostatnim polowaniu.

– To ja już szykuję waciki i wybielacz.

– Kiedy mam to zrobić?

– Po waszym treningu?

– Pieprzona yaoistka – mruknąłem, kładąc głowę na stole. – Naprawdę muszę to robić? Rozumiem, że uważasz mnie za geja, ale czy nie mógłbym sam sobie kogoś wybrać?

– Musisz to zrobić, poza tym fantastyczna Katara jest idealną swatką – uśmiechnęła się szeroko.

Cholera. Jeśli to zrobię, poprzysięgam sobie, że nigdy, ale to przenigdy go nie dotknę. Nawet na treningach taekwondo.

***

Trening z Wroną nie był taki zły. Starszy nie należał do słabeuszy. W końcu posiadał jakiś tam ślad mięśni, które niedawno zaczęły się tworzyć. Białym ręcznikiem, który czekał na mnie na ławeczce, wytarłem spocone czoło. Park w tym czasie raczył się wcześniej przygotowaną wodą niegazowaną. Wziąłem głęboki wdech, po czym zacząłem iść w jego stronę. Nie lubiłem się zakładać, ale spokój od swatki to zawsze coś. Będę musiał zaznaczyć, że tego pocałunku nie było.

Powoli tracąc odwagę, kaszlnąłem w pięść, by zwrócić na siebie uwagę. Widziałem jak Jimin spina mięśnie placów. Gdy się do mnie odwrócił, nie było wyjścia. Postąpiłem krok w jego stronę, ale nagle się zderzyliśmy klatkami piersiowymi. Był odrobinę wyższy ode mnie, ale niebawem się to zmieni. Kwestia czasu.

Już miałem chwytać go za koszulkę, kiedy nagle Park wyprzedził moje zamiary.

– Co? – zdążyłem wypowiedzieć ostatnie słowo, nim moje zostały nakryte ustami Jimina.

Na początku stałem zaskoczony jego szybkim działaniem. Przez myśl mi przeszło, że on również został wciągnięty w zakład przez podstępną Katarę, ale na moment mnie zamroczyło, gdy Park przygryzł moją dolną wargę, by móc dostać się do środka. Wbrew sobie oddałem pocałunek, choć tak naprawdę nie wiedziałem jak to zrobić. Przez moje plecy przeszła fala przyjemnych dreszczy.

Poczułem się tak, jakbym nagle przestał żywić do niego nienawiść, lecz po chwili przypomniałem sobie o realiach tego świata. Ja go nienawidzę, a on nie rozumie dlaczego odepchnąłem go i momentalnie otarłem usta.

– Pojebało? – zapytałem. Czułem ciepło na policzkach, co oznaczało, że się rumienię. Nie tego się po sobie spodziewałem.

– Zakład, to zakład – wzruszył ramionami. – Teraz będę miał spokój od tej dziewczyny.

– Zakład? – zapytałem zdziwiony. – Też miałem takie zadanie.

– Katara – przytaknął ruchem głowy. – Mam nadzieję, że to się już nie powtórzy.

– Ja też – mruknąłem.

Teraz tylko muszę zakupić butelkę wody święconej i wykąpać w niej usta, choć niechętnie muszę przyznać, że ta „pieszczota" była naprawdę przyjemna.

Muszę sobie znaleźć dziewczynę, czy kogoś tam...

Elite Killers: jjk + pjmOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz