Chapter 15

1.4K 233 102
                                    

JUNGKOOK

Siedziałem wtulony w Jimina. Zamykał mnie w swoich objęciach.

Nie pytał.

Nie drążył już tematu. Czułem się źle z myślą, że powiedziałem choć odrobinę o swoim bracie. On był pogrzebany razem z matką, która zginęła w niewyjaśnionych okolicznościach, lecz ona się nie liczyła. Wolała uciec, niż nas bronić, ale czy to ważne?

Miałem wrażenie, że zaraz się rozpłaczę, ale Jimin nie mógł tego zobaczyć w moich oczach. Jego bliskość była kojąca. Przynosiła upragnioną ulgę, która na nowo pogrzebała ból związany ze śmiercią najradośniejszej osoby w moim życiu. Teraz był nią Park Jimin, który na nowo wniósł światło do mojego życia. Dzięki niemu moje wspomnienia schowały się w moim cieniu, bojąc się chociaż na chwile dotknąć palących promieni, jakie wypływały z jednego uśmiechu.

Eliminacje tuż, tuż, a ja nic nie robiłem w kierunku udoskonalenia techniki walki kataną. Skupiłem się na treningach z Jiminem i tych w grupie, bo były najważniejsze ze wszystkich

– Nie przeszkadza ci to, że nie zwracam się do ciebie z szacunkiem? – zapytałem w końcu.

– Ważne, że w ogóle się do mnie zwracasz. Nie zniósłbym ciszy.

– Wiesz Wrono... Nie chcę, żeby cokolwiek ci się stało podczas eliminacji – przymknąłem na chwilę powieki i zaciągnąłem się jego zapachem. Zawsze identyfikowałem z nim różane mydło, którego woń unosiła się za każdym razem, gdy wychodził z łazienki. Z czasem i ja zacząłem pachnieć w podobny sposób. Nawet jeśli używałem innego perfumowanego mydła, kwiaty zwykle dominowały.

– Nic mi nie będzie – odpowiedział po chwili. – Poza tym będziesz przy mnie, więc wszelkie skaleczenia nie wchodzą w grę.

– Masz rację – skinąłem głową.

Zapadła cisza. Nie taka, której zazwyczaj nie lubię. Teraz Jimin poświęcał mi całą swoją uwagę. Przytulał mnie, gładził kciukiem wierzch mojej dłoni. Czy taki scenariusz nie mógłby powtarzać się w nieskończoność? Chciałbym móc spędzać obok niego każdą wolną chwilę i chłonąć jego ciepło oraz urzekający, choć bardzo pospolity zapach. Niczego więcej od życia nie potrzebowałem. Wszechogarniający spokój wydawał się namacalny. Otulał nas niczym delikatny, śnieżny puch.

Musiałem jednak to przerwać. Przygotowanie ostrzy leżało w moich obowiązkach i nie mogłem sobie tego odpuścić, tak jak Jimin nie mógł odpuścić nasączania grotów strzał trucizną. Wyswobodziłem się z jego objęć i swoje poprzednie miejsce.

***

W końcu nadszedł ten dzień.

Przybył do nas premier, by przekazać instrukcje dotyczące eliminacji. U jego boku stała kobieta a czarnym żakiecie. Jej spojrzenie przywodziło na myśl kata. Zimny wzrok przesuwał się po naszej piątce i zatrzymał się na szóstym członku. Yug również nie spuszczał jej z oka. Nie polubił tej kobiety.

– Za pół godziny przyleci helikopter, który zabierze was do miejsca, w którym zmierzycie się z pozostałymi czterema szkołami – zaczął tłumaczyć premier – z całego serca pragnę waszej wygranej. Chciałbym was widzieć w najtajniejszych szeregach. Wysyłanie was na misje wtedy nie będzie prostym testem, a zadania będą miały wagę państwową.

Sądziłem, że wypowie się na temat swojego syna, lecz tego nie zrobił. Mimo że w jego spojrzeniu błyszczała ojcowska duma, nie dodał mu otuchy, nie wspomniał o nim nic. Może ta kobieta miała z tym coś wspólnego. Jego krótki wstęp mógł być przez kogoś monitorowany.

– Waszym zadaniem będzie zebranie jak największej ilości chorągiewek. Wydaje się to proste, ale las na wyspie, która stanie się waszym pobojowiskiem, naszpikowany został żołnierzami, którym musicie wykraść ten przedmiot. Oczywiście będą również takie odsłonięte, co nie wyklucza walki z inną drużyną. Zero zasad, jesteście zdani na siebie. Każdego ranka na plaży, na której wylądujecie, będzie czekało na was zaopatrzenie w postacie jedzenia i ewentualnej wody pitnej. Teraz jest czas na pytania.

– Ile całość trwa? – zapytała rozentuzjazmowana Katara.

– Pięć dni – wtrąciła kobieta.

– Dostęp do energetyki? – Dorzucił się Kihyun.

– Tylko w obozowiskach żołnierzy – odpowiedział premier.

– Można zabić tych żołnierzy? – odezwałem się w końcu.

Mężczyzna przeciął mnie swoim wzrokiem, zaskoczony moim pytaniem. Powinien mieć na nie odpowiedź. W końcu będziemy tam walczyć o swoją przyszłość związaną z mordowaniem. Skoro mieli to być żołnierze armii krajowej, nie powinniśmy ich uśmiercać. Graniczenie z Koreą Północną to nie przelewki. Każda para rąk była potrzebna.

– Owszem – odezwała się po raz kolejny chłodna kobieta. – Są to ludzie skazani na śmierć za przewinienia polityczne. Jeśli się zbuntują, to oni mogą zabić was, wygrywając tym samym życie.

– Polowanie, tak? – mruknąłem pod nosem.

– Jeszcze jakieś pytania? – spytał premier, jednak nikt się nie odezwał. Nawet Jimin, który stał po mojej lewej stronie. Jedynie mocno ściskał łuk, który powinien mieć przymocowany do plecaka. – Nie? W porządku. Seokjin, zabierz ich proszę na polanę nieopodal hali treningowej. Niebawem pojawi się tak wasz helikopter. Niech szczęście was nie opuszcza!

– Oczywiście – ukłonił się najstarszy z naszej grupy. – Dziękujemy.

I to by było na tyle, jeśli chodziło o spotkanie z ojcem Wrony. Gdy wszyscy zapakowali swoje plecaki na plecy, odwrócili się i ruszyli za Seokjin'em. Jimin stał chwilę w bezruchu. Trwałem przy nim. Nie mogłem go zostawić. Mimo wszystko moja gra nadal trwała. Nie mogłem odpuścić ani na chwilę. On – ubrany cały na czarno stanowił przeciwieństwo mnie, chociaż kolor naszych włosów był takim sam. Ja jak zwykle przyodziałem biel, w której czułem się najlepiej. Gdy upewniłem się, że cała grupa jest wystarczająco daleko od nas, chwyciłem dłoń starszego i ścisnąłem ją, dodając mu otuchy, przynajmniej tak sądziłem.

– Jungkookie, nie możemy dopuścić do śmierci żadnego z nas – powiedział w końcu. – Inaczej twoje starania pójdą w piach. Pamiętaj. Nie ważne co tam się stanie, chcę, żebyś był zawsze obok mnie.

Nie miałem pojęcia co mogłem mu odpowiedzieć, dlatego skinąłem energicznie głową, wydając cichy pomruk zgody.

Czekają nas trudne dni.

Elite Killers: jjk + pjmOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz